Miłość - wyzwanie, sens, poświęcenie ? Help me!

Dla osób szukających ogólnej pomocy i wstępnej orientacji dotyczącej choroby.
Kto umie dokładniej nazwać problem proszę pisać w działach tematycznych "Ogólnej dyskusji"

Moderator: moderatorzy

Regulamin forum
Uwaga: o pomoc w konkretnych sprawach, dla których odpowiednie działy istnieją w "Dyskusji Ogólnej" proszę pisać tam.Tutaj tylko w sprawie ogólnej pomocy w zorientowaniu się w tematyce, np. gdy ktoś szuka wstępnej pomocy, co począć z taką chorobą i jak nazwać i określić jej objawy
fffff256
zarejestrowany użytkownik
Posty: 7
Rejestracja: czw lut 19, 2009 7:36 am

Miłość - wyzwanie, sens, poświęcenie ? Help me!

Post autor: fffff256 »

Mam żonę chora na schizofremie paronoidalną
Pisze tu bo borykam sie aktualnie z mega wielkimi wyrzutami sumienia i problemami życia codziennego.
Zona jest teraz w sporym kryzsie w związku z chorobą.
Znamy sie od 9 lat - rok temu wzielismy ślub - i do tego czasu nie bylem w pełni świadom czym jest dokładnie jej chorobą (jedynie zajawki tego miałem). czytałem itd... ale
było pięknie... cudowanie itd itp
Żona brała leki, od czasu do czasu wizyta u lekarza - skończyła studia, wszystko OK.
Trochę po tych latach poznaliśmy sie - nie wszystko układało sie jak nalezy (zazdrośc, różnica zainteresowań, charakterów, poglądów w kwestii np religii ) ale ... dało się żyć. Choć ta jej zazdrość mi dokuczała trochę...
rodzina powiedziała że po ślubie przejdzie jej .... wiec był ślub :)
(jak z bajki)

Nie wiem dlaczego ale po ślubie zaczął się powrót choroby (albo jej inne objawienie), już wcześniej były zajawki tego ale dawalismy sobie z nimi radę - zazdrosc, podejrzenia,
pełen monitoring znajomości co jak z kim i gdzie - byłem tolerancyjny ale do czasu - gdyz po slubie to juz zaczeło byc wymogiem, zaczeło to przybierac formę niszcząca wszystko dookoła.
Sztywne godziny powrotów, wyjść - z kim co i jak - a jesli to była płeć przeciwna - był gniew.

W tej chwili teoretycznie zostaliśmy już sami - a ja stałem sie potencjalnym obiektem zagrożenia i wzbudzania nieufności a zarazem jedynym któremu może ufać (starać się chociaż) ale widzę że i tak nie jest pewna czy może mi ufać wg swojego umysłu,
zauważyłem ze wpływ mojej osoby jest jakby motorem jej choroby,
wszystko co właśnie ja zrobię ma u niej podstawy do wszczęcia podejrzeń i urojeń, całkowicie inaczej zachowuje sie w towarzystwie innych osób (np mamy siostry brata)

Rodzina żony - cichutko siedzi - już wczesniej wiedziała o chorobie jak sie objawia (bo przechodzili przez to w całej okazałości - żona wspominała) ale przez x lat nikt szczerze ze mną nie porozmawiał - aż doświadczyłem tego na własnej skórze - teraz muszę prosić ich o pomoc - bo rozwala mi się wszystko (praca jako jedyne nasze utrzymanie) - cała dobę nie jestem w stanie sie opiekować ... musze mieć swierzy umysł, pracuje w banku co też przy moim trybie zycia i walki z choroba zony - powoli niszczy zycie zawodowe. Musze mieć dobre relację z ludźmi - a zaczynam załapywać depresje, stawiam sobie dziwne pytania w sens tego wszystkiego, cele życia itd.... obserwuję że zaczynam być izolowany - 33 lata życia za sobą mam - i sam nie wiem co dalej - jak to bedzie wygladało.
Największy żal mam do rodziny żony - że mieszkają obok - 2km dalej a maja w glębokiej d co dzieje się z (siostrą czy córką mówiac o żonie) rodzina spora - niezależna.
Myślę już sobie : pozbyli się problemu - jest opiekun - zarabia - więc z głowy.

Moje pytanie do Was - co dalej ?
Nie zostawie żony - na 100% wyprowadze ją na prostą.
Pomogę.
Ale co poźniej ? Czekamy na kolejny raz?
Jaki jest tego sens?
Zachoruje też? Rozstroje się nerwowo - wysiądę ...stracę pracę, i co wtedy...
Zawsze byłem twardym facetem, otoczony masą życzliwych mi ludzi,
sztukę ceniłem, udzielałem się .... dzis potrafię siąśc w kacie łaźienki i rozkleic się,
miewam myśli o skończeniu z sobą, brałem już leki ... ale to nie to ... nabawiłem się lęków tylko,
niechęci do samorealizacji - mega pustka i problem zycia który zapewne nigdy się nie skończy.
Rodzina moja namawia mnie aby brac "nogi za pas"

Moje pytanie do Was - co dalej ?
Co robić.

ps
nie mówcie mi że miłosc wszystko zwycięzy - nie chcę czytac takich rad.
Awatar użytkownika
Petruccio
zaufany użytkownik
Posty: 12674
Rejestracja: pn gru 01, 2008 1:53 pm
płeć: mężczyzna

Re: Miłość - wyzwanie, sens, poświęcenie ? Help me!

Post autor: Petruccio »

Tak naprawdę nikt Ci tu nie odpowie, co należy robić. Twoja sytuacja jest wyjątkowa i nawet jakby wziąć taki sam przykład z podobną sytuacją, to jednak będą uczestniczyli w niej inni ludzie, w której każdy postąpiłby inaczej bez oceniania tego, jaki wybór jest słuszny, a jaki nie. Tylko Ty to wiesz i to na Tobie tkwi odpowiedzialność za swoją decyzję, jakiej byś nie powziął.
Moja rada: postaw się na swoim miejscu w sytuacji gdy zrywasz z żoną... Jak się czujesz? Czy masz wyrzuty sumienia? Czy czujesz ulgę?
Potem wyobraź siebie w drugiej roli: że zostajesz z żoną... I co czujesz? Że dasz radę z nią wytrzymać?
Nie oceniaj tego w kategoriach moralności, bo każdy postąpiłby inaczej na Twoim miejscu.
Może ktoś doda coś jeszcze od siebie...
Obrazek
zona schizofrenika
bywalec
Posty: 32
Rejestracja: sob lis 22, 2008 12:43 pm

Re: Miłość - wyzwanie, sens, poświęcenie ? Help me!

Post autor: zona schizofrenika »

wbrew opinii wyrażonej wyżej, Twoja sytuacja wcale nie jest wyjątkowa. Generalnie każdy współmałżonek chorej osoby przechodzi to co Ty. Najpierw niedowierzanie, szukanie informacji, szczera chęć pomocy , poświęcanie się, bo mamy przekonanie, że dzięki nam osoba wyzdrowieje.........frustracje, zdenerwowanie, płacz, borykanie się samemu ze wszystkimi problemami.........i nic. Jeżeli Twoja żona ma schizofrenię to już nie wyzdrowieje. Będą okresy względnego spokoju na przemian z górkami, dołkami czy jak to inaczej nazwać. Średnio co jakieś 2-3 lata.Też przechodziłam etapy zazdrości,śledzenie, czytanie sms-ów, maili, krzyki, ucieczki z domu........ Wiele lat zajęło mi uświadomienie sobie , że tak będzie wyglądało moje życie. Pewnie się też o tym przekonasz. Nie chcę Cię straszyć ale nie jest łatwo
NIKT1
zaufany użytkownik
Posty: 100
Rejestracja: wt cze 12, 2007 2:27 pm
Lokalizacja: małopolska

Re: Miłość - wyzwanie, sens, poświęcenie ? Help me!

Post autor: NIKT1 »

trudno jest żyć z osobą chorą może w pierwszej kolejności byś porozmawiał z psychologiem taka rozmowa pomaga wiem z własnego doświadczenia bo nikt cie z rodziny czy znajomi tak nie wysłuchają i nie zrozumieją bo oni nie mieszkają pod jednym dachem z twoją żoną i tylko odwiedzając wizą jaka jest sytuacja i to nie do końca i ty pewnie nie wszystko im jesteś powiedzieć wstanie zwłaszcza co ty czujesz , to oczywiście rozmowa z psychologiem ma być o tobie i o tym co odczuwasz taka rozmowa przynosi ulgę i może psycholog ci coś poradzi twoje zdrowie też jest ważne.Co do tego co masz zrobić to bardzo trudna decyzja bo z jednej strony kochasz żonę a z drugiej może się okazać że u żony nie nastąpi poprawa i taka sytuacja jaką masz obecnie będzie stale więc musisz się zastanowić czy jesteś na tyle silny psychicznie że to zniesiesz ja mam inną sytuacje bo u mnie jest chory syn ale po tych kilku latach jego choroby też jestem wrakiem psychicznie mam nerwicę z objawami depresji do tego szybko się denerwuje i przyznam szczerze że jakby to nie chodziło o mojego syna to pewnie bym się poddała i uciekłabym już jak najdalej , co do rozwodu to z tego co czytałam nie jest łatwo go dostać skoro żona jest chora psychicznie i w chwili gdy braliście ślub ty o tym wiedziałes .
Pamal
zaufany użytkownik
Posty: 10361
Rejestracja: sob gru 29, 2007 11:07 pm

Re: Miłość - wyzwanie, sens, poświęcenie ? Help me!

Post autor: Pamal »

Tak, zgadzam się, moim zdaniem powinieneś porozmawiać z psychiatrą żony albo z psychologiem.
fffff256
zarejestrowany użytkownik
Posty: 7
Rejestracja: czw lut 19, 2009 7:36 am

Re: Miłość - wyzwanie, sens, poświęcenie ? Help me!

Post autor: fffff256 »

dziękuję Wam - właśnie o takie rady mi chodzi - piszcie - nie oczekuję złotego środka,
wiem że bedę już miał skazę do końca życia na psyche - miłość jest wielka,
wyrzuty sumienia że nie poświeciłem się - gdybym odszedł! Nie odchodzę - czekam,
powalczę.... jak długo???
Wiem na pewno, że nigdy w życiu już z nikim się nie zwiążę - to przerasta mnie.
Starczy mi już.
Piszcie....
Awatar użytkownika
mei
zaufany użytkownik
Posty: 7518
Rejestracja: ndz cze 10, 2007 8:12 pm

Re: Miłość - wyzwanie, sens, poświęcenie ? Help me!

Post autor: mei »

.
Ostatnio zmieniony ndz lut 02, 2014 8:15 pm przez mei, łącznie zmieniany 1 raz.
Kochajcie tych, których chcecie kochać, żyjcie tak, jak chcecie żyć i nigdy nie pozwólcie by ktokolwiek przeszkodził wam w zmienianiu waszych marzeń w rzeczywistość.
Jared Leto, 13.04.2014.
Awatar użytkownika
deathangel
bywalec
Posty: 57
Rejestracja: sob lis 22, 2008 1:52 pm
Lokalizacja: Zabrze

Re: Miłość - wyzwanie, sens, poświęcenie ? Help me!

Post autor: deathangel »

postaram ci się odpowiedzieć z perspektywy chorej osoby- czyli mojej, i mojego związku z moim chłopakiem, byliśmy ze sobą przez 3 lata, pierwsze pół roku było jak z bajki, nim zaczęło dziać się ze mną to... działałam względem niego bardzo podobnie jak twoja żona wobec ciebie, ciągle podejrzenia o zdradę, wybuchy agresji niekontrolowane, zdawałoby się że on jest motorem napędowym moich urojeń i myśli samobójczych, potrafił przyjeżdżać do mnie w środku nocy gdy dzwoniłam do niego i mówiłam, że chcę się zabić, w końcu zaczął brać urlopy w pracy by zaopiekować się mną i mi pomagać, w listopadzie wylądowałam w szpitalu psychiatrycznym i od tego momentu... jego starania nabrały efektu :) psychiatra i stałe wizyty kontrole, leki brane regularnie, to wszystko dzięki niemu i jego cierpliwości, dziś wychodzę na prostą i to ja staram się oddać mu z nawiązką jego dobroć i miłość, także, trzeba przetrwać to najgorsze, musisz ją wspomagać jeśli ją kochasz, być może potrzebuje zmiany leków, powinniście udać się do psychiatry który by ocenił jej stan, życzę ci powodzenia i wytrwałości, nie poddawaj się łatwo wszystko na pewno ułoży cie :)
i poczuć na sobie tę ciszę... i ową się ciszą dokarmić....
Lora
zarejestrowany użytkownik
Posty: 11
Rejestracja: czw paź 26, 2006 7:45 pm

Re: Miłość - wyzwanie, sens, poświęcenie ? Help me!

Post autor: Lora »

Ja też jestem 4 lata żoną osoby chorej.Przez pierwsze trzy lata wierzyłam w uzdrowienie męża myślałam,że zdołam go podtrzymać na duchu,otworzyć na życie,rozweselić,bardzo się starałam,traktowałam męża jak dziecko bo zdarzało się ze męża okradziono w pociągu albo ktoś wszedł do domu i ukradł mu portfel z przedpokoju martwiłam się kiedy nie chciał wstawać do pracy i kiedy dzwoniono do mnie z informacją,że mąż dziwnie się zachowuje w pracy i żebym coś z tym zrobiła.Przez ostatnie 4 miesiące mąż był w szpitalu i kiedy go nie było miałam czas zastanowić się nad naszym życiem,nie spałam przez całe noce najwięcej jakieś trzy godziny kiedy wyobraziłam sobie że tak ma wyglądać moje całe dalsze życie szłam zwymiotować,miałam myśli samobójcze.Poszłam w końcu do psychologa a on stwierdził początek depresji,mam też problemy z jelitami i bólami żołądka. Bardzo mi żal męża ale jeżeli nadal będę z nim żyła to niewiele mi tego życia zostało...Nie mam już siły
Awatar użytkownika
zbyszek
admin
Posty: 8033
Rejestracja: ndz lut 02, 2003 1:24 am
Status: webmaster
płeć: mężczyzna
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Re: Miłość - wyzwanie, sens, poświęcenie ? Help me!

Post autor: zbyszek »

Witaj, oceniam Cię jako człowieka zorganizowanego, bardziej czynu niż uczuć. Jednak sytuacja jest wyjątkowo trudna. Tak się składa, że facet podejmuje sam wyzwania, itd. Ale moim zdaniem tym razem samemu nie dasz rady. Potrzebujesz wsparcia, najlepiej dobrego przyjaciela, który wysłucha Twoje uczucia i coś doradzi. To raczej nietypowe dla mężczyzn, jednak tym razem to ma sens.

Jeśli na prawdę nikt taki się nie znajdzie udaj się po poradę do psychologa, poradni, itp. to zależy od tego, gdzie mieszkasz. Oczywiście korzystaj z tego forum - ono jest dla Ciebie.

Żeby jakoś radzić sobie z tą chorobą decydująca jest wiedza o niej. Powinieneś poczytać coś na temat schizofrenii, mieć kontakt z lekarzem Twojej żony. Niektóre szpitale organizują spotkania rodzin. Rodzinę żony na razie zapomnij, bo zrobili unik przed obciążeniem, z Tobie przydałby się ktoś, kto potrafi obciążenie znieść.

Jaką świadomość choroby ma Twoja żona ? Czy dostrzega potrzebę leczenia ? Od jakiego czasu jest chora ? Staraj się z nią współpracować.
Awatar użytkownika
ula
zaufany użytkownik
Posty: 132
Rejestracja: pn wrz 18, 2006 9:32 am

Re: Miłość - wyzwanie, sens, poświęcenie ? Help me!

Post autor: ula »

Lora, skarzysz sie na swoja sytuacje, nie znam zycia od strony osoby bliskiej chorego lecz od strony samego chorego, moge domniemac jak ciezko ci jest ale osoba chora uwiez ma o wiele gorzej, mnie nigdy rodzina nie traktowala jak dziecko, wiec tez nie rozumiem czemu pozwalasz swoejmu mezowi na takie zachowania i rozczulasz sie zbytnio nad nim, takie jego zachowanie nie moze byc wieczne!!!!musi on poptrzestac ,stanac na nogi, ja mimo tego ze bylam na dnie walczyłam z choroba, nie mozna stanac w miejscu, nic kompletnie nie robic, bo twoj mąz porzyzwyczai sie do tego ze jest jak dziecko, ze nie ma zbytnio waznych obowiąkow,musisz do niego dotrzec odpowiednio i pomoc mu w leczeniu.........opuszczenie go czyli rozwod bedzie najgorszym co mozesz mu teraz zrobic i najgłupszym postepkiem jakie mozna zrobic, bo przeciez chyba wiedzialas za kogo wychodzisz za mąż.........
Awatar użytkownika
ula
zaufany użytkownik
Posty: 132
Rejestracja: pn wrz 18, 2006 9:32 am

Re: Miłość - wyzwanie, sens, poświęcenie ? Help me!

Post autor: ula »

mysle ze powinienes z zona szczerze rozmawiac ale nie przesadzac ze nie wytrzymujesz czy cos w tym stylu ale otwarcie powiedziec ze pragniesz by podjela skurteczne leczenie ze jej choroba tez odbija sie na twoim zyciu ale kochasz ja i wierzysz ze razem dacie rade w walce z nią, przemow do niej , ciagle ja wspieraj, sluchaj, mow ze ja kochasz niech czuje twoje wsparcie i bliskosc jesli jest zazdrosna tłumacz sie jej i podkreslaj wasza milosc, jesli ja kochasz prawdziwie i rzeczywiscie chcesz z nią byc daj jej wsprawcie poczucie bezpieczenstwa milosc , niech ona ci uwierzy ufa ci bo moze przesadna zazdrosc wynika z jej malego poczucia wartosci i tego ze nie dajesz jej odpowiedniej dawki uczucia i poczucia bezpieczenstwa
Awatar użytkownika
dan
moderator
moderator
Posty: 2097
Rejestracja: śr mar 22, 2006 12:24 am
płeć: mężczyzna
Lokalizacja: Poznań

Re: Miłość - wyzwanie, sens, poświęcenie ? Help me!

Post autor: dan »

Osoby w kryzysie psychicznym potrzebują dużo częstszego potwierdzania uczuć ze strony partnera niż zwykle to bywa :?
Zapraszam do rozmowy na czacie.
fffff256
zarejestrowany użytkownik
Posty: 7
Rejestracja: czw lut 19, 2009 7:36 am

Re: Miłość - wyzwanie, sens, poświęcenie ? Help me!

Post autor: fffff256 »

wiec widzę z perspektywy czasu , ze wg niektórych należy wiecej sie poswiecać,
nie uciekać, walczyć .... cholera, nie dam rady - a może dam,
Są chwile powrotu do normalności - pełnia szczęścia - jestem szcześliwy że mam zycie
jak inni - moge normalnie się śmiać choć jeden dzień - ale wewnątrz mam ciagle strach
co mnie czeka wieczorem - może to akurat dziś będzie nawrót - znowu ucieczka z normalnego świata w świat walki i kolejna Wielka Pardubicka ?
Szkoda mi chorej osoby - strasznie mnie boli to jako osobę zdrową, nie mogę sie z tym pogodzić że ja mogę normalnie myśleć a ona nie.
Wiec jestem w punkcie wyjścia.
Lekarz mówi od wielu lat że tak to będzie wyglądać, Wy tak samo, jestem sumienni i skrupulatny w walce.... ale nie dam rady chyba, nie dam rady też odejść. Już dziś zostaliśmy sami - jedynie rodzina, moja boi się o mnie - to chyba też kwestia czasu aż zejdę i w rodzinie na margines. Bo ile też oni moge walczyć - mają tez swoje problemy życia codziennego.

**** nie szukam rozgrzeszenia tu, chyba chorzy tak piszą
szukam wsparcia i poparcia - przecież nie jestem Matką Teresą z Kalkuty
jestem facetem z pasjami i chce żyć i kreować a nie wiem jak
jedynie ucieczka do głowy mi przychodzi
ale co z tego że ucieknie organizm jak psychika będzie moja podzielona
kolejna walka z psyche co sie dzieje z nią
jak sobie radzi itd....
ehhhhh szkoda ze to nie jest matrix i mógłbym ten system zresetować
Awatar użytkownika
zbyszek
admin
Posty: 8033
Rejestracja: ndz lut 02, 2003 1:24 am
Status: webmaster
płeć: mężczyzna
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Re: Miłość - wyzwanie, sens, poświęcenie ? Help me!

Post autor: zbyszek »

fffff256 pisze:... wg niektórych należy wiecej sie poswiecać,
nie uciekać, walczyć .... cholera, nie dam rady - a może dam ...
Witaj, poświęcenie z powodu porady innych zakrawa na absurd. Nikt nie będzie podejmował za Ciebie ważnych decyzji życiowych. Jako facet z jajami pewno być nawet żadnej nie przyjął. Jednak jeśli chcesz żeby cokolwiek wyszło ze wspólnego życia to według mnie warunkiem jest pełne zrozumienie tego co czuje Twoje żona, co pochodzi od niej zdrowej, a co jest tylko wynikiem choroby i jest w jakiś sposób jej/wam obce.

Także Twoja żona powinna zdawać sobie sprawę kiedy, czym i w jaki sposób powoduje u Ciebie poczucie zagrożenia. Według mnie mów jej o tym bez wyrzutów, że masz takie uczucia zagrożenia i dyskomfortu i opisuj bez pretensji do rekompensaty kiedy i w jakich sytuacjach one powstają. Jeśli Cię kocha, to nawet jeśli nie wiem jak bardzo jest chora powinna w pewnych sytuacjach dopasować się z samego faktu wiedzy jak bardzo one Cię bolą.

Jeśli to co piszę jest dla Ciebie nowe idźcie oboje na psychoterapię. Ona pomoże radzić sobie z tą sytuacją.
Awatar użytkownika
deathangel
bywalec
Posty: 57
Rejestracja: sob lis 22, 2008 1:52 pm
Lokalizacja: Zabrze

Re: Miłość - wyzwanie, sens, poświęcenie ? Help me!

Post autor: deathangel »

no właśnie, forum może ci pomóc do pewnego stopnia ale jeśli sam nie ruszysz po pomoc do specjalisty to ciężko to widzę i taka jest prawda, więc jeśli ci zależy to bierz się do roboty, sfrustrowany mąż na pewno nie wpływa dobrze na chorą psychicznie zonę :) a chyba nie chcesz by napędzać dalej to błędne koło, więc podejmij w końcu męską decyzję, albo odejdź i daj se spokój albo weź się do roboty nad waszym wspólnym problemem :D powodzonka!!
i poczuć na sobie tę ciszę... i ową się ciszą dokarmić....
NIKT1
zaufany użytkownik
Posty: 100
Rejestracja: wt cze 12, 2007 2:27 pm
Lokalizacja: małopolska

Re: Miłość - wyzwanie, sens, poświęcenie ? Help me!

Post autor: NIKT1 »

fffff256 jaką kolwiek podejmiesz decyzje to nikt nie ma prawa do krytycznego osądzania ciebie , mogę cie tylko pocieszyć że z czasem bedzie trochę lepiej bo będziesz rozumieć co się dzieje nauczysz się rozumieć zachowanie żony i jak reagować na nie ,nie będzie cię to wszystko tak przerażać .co do porównania cierpienia osoby chorej i zdrowej majacej w domu osobę chorą to nie da się tego ocenić bo nikt czy to chory czy zdrowy nie czuje i nie wie co i jak odczuwa druga osoba , z mojej perspektywy :to o ile chodzi o osobę zdrową to zależy od jej charakteru i wrażliwości weźmy u mnie w domu mąż wcale nie przejmuje się tym co dzieje się z synem więc na jego psychikę choroba syna nie wpłyneła wcale ,a ja wręcz przeciwnie bardzo przeżyłam i nadal przeżywam wszystko co dzieje się z synem i stałam się jakby barometrem odrazu wyczuwam ze coś zaczyna się dziać złego z synem jakby nie osoby z innego forum to nie wiem jakbym sobie poradziła tłumaczyli mi co się dzieje jak następowały zmiany przebiegu choroby u syna czyli coraz to inne objawy za każdym razem wpadałam w panikę bo nie wiedziałam co się dzieje /2 latadepresja jesienią i wczesną wiosną , następnie dwubiegunówka , a obecnie jest schizoafektywny / , najgorsze jednak to uczucie bezsilności że mimo leczenia jest coraz gorzej a ja nie mogę mu pomóc leki nie działają , nie jest łatwo patrzeć jak osobą którą się kocha się męczy /syn nawet kilka miesiecy potrafił prawie nie spać powieki i głowa mu opadała ale jak sie kładł to nie zasypiał , całe dnie i noce potrafił chodzić albo po pokoju albo po schodach bo z domu nie wychodził/,a gdy wpadał w głęboką depresje to już nie mówie jak to przeżywałam ,ale sama nie wiem zkąd ale nawet jak czułam się fatalnie ,że już nie dam rady ,że jestem w rozsypce i psychicznie i fizycznie to zawsze jak było źle to znajdowałam siły aby walczyć o niego.
teraz nauczyłam się cieszyć z drobnostek z każdej oznaki poprawy choćby uśmiech na jego twarzy świadczacy ze jest wesoły czy jak coś usłyszy śmiesznego czyli taki naturalny nie wymuszony czy od leków ,że zaczyna czytać książki ,w internecie wiadomości ,że w ogole wszystko go zaczyna interesować i chce wychodzić z domu to sprawia że zaczynam wierzyć że bedzie coraz lepiej pewnie nikt zdrowy nie zrozumiał by z jakiego powodu jestem zadowolona , szczęśliwa skoro syn ma nadal urojenia wzieli by mnie za kopletną wariatkę ale mimo że piszę tak chaotycznie to wy mnie napewno rozumiecie o co chodzi . wiadomo że nadal denerwuje się mocniej jak tylko syn zaczyna mieć kłopoty ze snem bo boje się że albo bedzie depresyjny albo górka i bezsenność .
fffff256
zarejestrowany użytkownik
Posty: 7
Rejestracja: czw lut 19, 2009 7:36 am

Re: Miłość - wyzwanie, sens, poświęcenie ? Help me!

Post autor: fffff256 »

... dobrze wiem ze muszę wziąść się w garść ...
robię to już od dwóch lat, zostałem znienawidzony przez najbliższą mojemu sercu osobę,
zaobserwowałem że jak jestem w pobliżu wytwarzam impuls z nawrotem podejrzeń
i napiętrza się problem - nie mam pojęcia jakie stosować taktyki - książki, porady lekarskie itp... nie sprawdzają się
Głupia sprawa ... nie mogę być najgorszy z całego świata, a nim jestem w jej mniemaniu.
Boje się że moja osoba pogarsza jej stan .... z doświadczenia zauważyłem że bez mnie jest lepiej w materii choroby, nie ma impulsu, poprawa itd.... ... ale gorzej w sferze zdrowej i uczuć (bo jak tu nie tęsknić za mężem)
... całkowicie dla mnie patowa sytuacja, mam walczyć ale walka zamienia się przeciwko jej i mnie
NIKT1
zaufany użytkownik
Posty: 100
Rejestracja: wt cze 12, 2007 2:27 pm
Lokalizacja: małopolska

Re: Miłość - wyzwanie, sens, poświęcenie ? Help me!

Post autor: NIKT1 »

szukanie w literaturze czy na forum gotowej receptury jak postępować z chorą osobą nie znajdziesz bo przecież każdy jest inny niepowtarzalny ja na forum szukam pomocy aby zrozumieć co może w danej sytuacji czuć syn lub jak nie wiem co się dzieje czyli wszystko aby go zrozumieć i móc mu pomóc a poza tym polegam na swoich obserwacjach i instynkcie gdy czuje że potrzebuje przestrzeni kontakt z innymi mu przeszkadza trzymam się z boku od czasu do czasu próbuje nawiązać jakąś rozmowę ale nic na siłę, gdy czuje że ma ochotę porozmawiać czy choćby by móc się przytulić to mu nie bronie wiadomo że przytulanie to z godne z relacją matka syn nawet go pocałuje w policzek mówie mu że jest dla mnie kimś bardzo ważnym bo tak przecież jest czyli próbuje robić wszystko aby poczuł że go kocham i może na mnie liczyć że nie jest sam ,jeszcze jedno nigdy go nie oszukuje np:jeśli coś mi mówi i nie wiem o co mu chodzi lub wiem że to co mówi to nie jest prawdziwe to mu nie przytakuje tylko tłumacze że mu wierze ,że spróbuje to przemyśleć i go zrozumieć a później pytam czy o tomu chodziło jeśli tak to przytakuje jeśli nie jeszcze raz mi tłumaczy ,a jak mi mówił o głosach to wytłumaczyłam że ja ich nie słysze że nie mam takiego daru .wiadomo nie zawsze jest idealnie ale chyba mogę powiedzieć że taka taktyka się spełnia bo mam dobry kontakt z synem czego i tobie w relacjach z żoną życze
p.s potrzeba jednak dużo czasu aby zrozumieć i nauczyć się żyć w harmonii z osobą chorą ale najważniejsze nic na siłę bo to przynosi odwrotny skutek
fffff256
zarejestrowany użytkownik
Posty: 7
Rejestracja: czw lut 19, 2009 7:36 am

Re: Miłość - wyzwanie, sens, poświęcenie ? Help me!

Post autor: fffff256 »

na dzień dzisiejszy wiem jedno - osoba chora powinna mieć świadomość że krzywdzi druga osobę swoja chorobą - krytykujcie jak chcecie - ale to prawda, można walczyć, można się oddawać, kochać - ale koszt jest duży
Jakbym był chory nigdy w życiu nie pozwoliłbym swojej kochanej na takie poświęcenie - nigdy!
Nie bez powodu lekarze odradzają takie związki.
ODPOWIEDZ

Wróć do „kto pomoże”