Maria Skłodowska i Paul Langevin
Moderator: moderatorzy
Maria Skłodowska i Paul Langevin
"Paul Langevin (ur. 23 stycznia 1872 w Paryżu, zm. 19 grudnia 1946 tamże) – francuski fizyk teoretyk, pedagog i działacz oświatowy, w latach 1944–1946 prezes Ligi Praw Człowieka (LDH). Twórca teorii paramagnetyzmu i diamagnetyzmu, pierwszej wersji równania opisującego ruchy Browna (nazwanego równaniem Langevina) oraz techniki hydrolokacji ultradźwiękowej(...)
Langevin był mężczyzną żonatym. Z żoną, Jeanne Langevin, miał czworo dzieci.
Po tragicznej śmierci Pierre'a Curie (1906), swojego mentora i wieloletniego współpracownika, związał się uczuciowo z Marią Skłodowską-Curie. Korespondencję Marii Curie z P. Langevinem jego żona ujawniła redakcji tygodnika „L’Oeuvre”. Było to początkiem nagonki we francuskiej prasie, głównie brukowej (tzw. „afera Langevina”)[4].
Wiele lat później wnuczka Marii, Hélène Joliot, i wnuk Paula, Michel Langevin, zawarli związek małżeński. Oboje są fizykami jądrowymi".
https://pl.wikipedia.org/wiki/Paul_Langevin
"Kiedy Maria miała 9 lat, jej najstarsza siostra Zofia zmarła na tyfus. Dwa lata później, w wieku 42 lat zmarła jej matka, która od lat chorowała na gruźlicę[6]. Ojciec był ateistą, matka zaś głęboko wierzącą katoliczką. Po śmierci siostry i matki Maria wpadła w depresję, straciła też wiarę w Boga i stała się ateistką[7][8], a według Reida agnostyczką[9].
Gdy Maria miała 10 lat rozpoczęła naukę na pensji dla dziewcząt, którą wcześniej prowadziła jej matka. Następnie kształciła się w III Żeńskim Gimnazjum Rządowym, które ukończyła w 1883 ze złotym medalem[6]. Kolejny rok spędziła na wsi u ziemiańskiej rodziny jej ojca, gdzie regenerowała siły fizyczne i psychiczne po bolesnych przeżyciach związanych ze śmiercią matki i siostry. Po powrocie do Warszawy udzielała korepetycji z matematyki, fizyki, języków obcych (znała polski, rosyjski, niemiecki, angielski, francuski)[10][6]. W Warszawie Maria poznała Bronisławę Piasecką – nauczycielkę, którą przepełniały idee pozytywizmu. Pod jej wpływem Maria wraz z siostrami – Bronią i Helą wstąpiły na Uniwersytet Latający[6]. Był to czas, kiedy młode Skłodowskie poznały wybitnych profesorów, którzy przekazali im zakazaną przez władzę wiedzę. W wieku około 16 lat, ostatecznie zadeklarowała się jako ateistka zamieszczając w swoim pamiętniku racjonalistyczną krytykę przeciwko instytucjonalnemu oszukiwaniu w Kościele, jak również fragmenty obrazoburczej książki „Żywot Jezusa” autorstwa byłego księdza Josepha Ernesta Renana. Kienzler podsumowuje: „Odtąd w jej życiu miejsce wiary i Boga zastąpiła nauka”[11].
(...)
W Szczukach Maria poznała syna Żorawskich, Kazimierza, wtedy młodego studenta matematyki. Młodzi zakochali się w sobie i dość szybko zaręczyli. Rodzice Kazimierza jednak stanowczo odrzucili pomysł ślubu ich syna z ubogą guwernantką, a sam Kazimierz nie potrafił się im przeciwstawić. Upokorzona Maria pracowała w Szczukach jeszcze piętnaście miesięcy. Żyjąc nadzieją na małżeństwo, raz jeszcze spotkała się z Kazimierzem w Zakopanem. Spotkanie potwierdziło jednak tylko obawy Marii, że do małżeństwa nie dojdzie. Ostatecznie zerwała znajomość z młodym Żorawskim[13][14]. W 1889 upokorzona i odtrącona Maria, po czterech latach żalu, bólu, samotności i ciężkiej pracy powróciła do Warszawy. Tutaj zaczęła uzupełniać swoją wiedzę z chemii i fizyki na Uniwersytecie Latającym, m.in. uczestnicząc w laboratoriach Muzeum Przemysłu i Rolnictwa przy Krakowskim Przedmieściu[15]. Pomagał jej cioteczny brat Józef Boguski, były asystent Dymitra Mendelejewa oraz chemik Napoleon Milicer, były współpracownik Roberta Bunsena[6]. To właśnie ci uczeni nauczyli młodą Skłodowską analizy chemicznej, którą później mogła wykorzystać przy pracach umożliwiających jej wyizolowanie radu i polonu.
(...)
Po ukończonych studiach, Gabriel Lippmann pomógł Marii otrzymać stypendium naukowe nad badaniami naukowymi związanymi z magnetycznymi właściwościami różnych rodzajów stali. W tym samym czasie Maria poznała u prof. Józefa Wierusza-Kowalskiego skromnego naukowca – Pierre’a Curie[18][19]. Był on o osiem lat starszy od Marii, był wspólnie z bratem Jacques’m odkrywcą piezoelektryczności, autorem „prawa Curie” i zasady symetrii, konstruktorem piezokwarcu i „wagi Curie”[20]. Maria i Pierre szybko znaleźli wspólne tematy do rozmów. 26 lipca 1895 Maria Skłodowska i Pierre Curie zawarli cywilny związek małżeński[6].
(...)
Śmierć Pierre’a Curie
W czwartek, 19 kwietnia 1906 Pierre Curie wracając z zebrania Stowarzyszenia Profesorów Wydziałów Nauk Ścisłych zginął potrącony przez konny wóz ciężarowy[6]; miał wtedy 47 lat. Zrozpaczona Maria przez rok prowadziła tzw. „Dziennik żałobny”, w którym opisywała ból, żal i pustkę, jaka jej pozostała po śmierci ukochanego męża, przyjaciela, towarzysza[30]. W maju 1906, 38-letnia Maria dostała katedrę fizyki po mężu. Pierwszy wykład prowadziła 5 listopada 1906. Została tym samym pierwszą kobietą profesorem na paryskiej Sorbonie[6].
(...)
Wkrótce po porażce w Akademii ujawniony został romans Marii Skłodowskiej-Curie z fizykiem francuskim Paulem Langevinem, który trwał około roku, w latach 1910–1911[6]. Langevin był żonaty i porzucił swoją rodzinę[32]. Maria Skłodowska-Curie w oczach prasy, zwłaszcza brukowej, była osobą rozbijającą rodzinę Langevinów, w dodatku była od Paula o 4 lata starsza, a poza tym była cudzoziemką. Michel Langevin, wnuk Paula, ożenił się wiele lat później z Hélène Joliot, wnuczką Marii Skłodowskiej-Curie.
(...)
Maria była zdeklarowaną niewierzącą i pochodziła z Polski, która przez większość Francuzów była utożsamiana z bliżej nieokreślonym terytorium pod berłem rosyjskiego cara, gdzie znaczny procent ludności stanowili Żydzi – snuto przypuszczenia, że badaczka jest Żydówką (co w tamtych czasach było w ksenofobicznych kręgach Francji uważane za mocno podejrzane – nie ucichły bowiem jeszcze resentymenty, które kilkanaście lat wcześniej doprowadziły do sprawy Dreyfusa), pomimo że w rzeczywistości pochodziła ze szlacheckiego polskiego rodu Dołęga-Skłodowskich, a w dzieciństwie została ochrzczona w wierze katolickiej. Domniemania paryskich brukowców oparte były na tym, że Maria Skłodowska-Curie nosiła po babce drugie imię Salomea, które w Polsce było popularnym imieniem chrześcijańskim, zaś we Francji kojarzyło się z Salomé, używanym przez Żydówki".
https://pl.wikipedia.org/wiki/Maria_Sk% ... wska-Curie
Czyli co?
Nie mogli być razem, to przynajmniej ich wnuki połączyło przeznaczenie? A gdyby byli, to pewnie nie byłoby tych istot, które narodziły się jako ich wnukowie i nie byłoby miłości.
Gdyby Polska nie była pod zaborami, pewnie Maria nie wyjechałaby do Francji i nie odkryła polonu i radu i nie zmarła na chorobę popromienną, a gdyby fizycy nie zajmowali się zjawiskiem radioaktywności i nie opracowali teorii umożliwiającej zbudowanie bomby atomowej i elektrowni jądrowych, to inaczej wojny światowe by się skończyły i inny byłby dziś podział zasobów planety. Mnóstwo ludzi czekających na narodzenie nigdy by się tego nie doczekało. Inni za to by łatwiej powstali z wolnych niepowtarzalnych kombinacji genów.
Łańcuch przyczynowo skutkowy prowadzący do każdego zdarzenia z życia człowieka jest dosyć skomplikowany. Prawdopodobieństwo staje się trudne do przewidzenia w miarę oddalania się od aktualnego punktu odniesienia.
Może Piotr Curie w grobie się nie przewraca. (ale zginąć pod kołami konnej dorożki i zostawić chętną wdowę to dziwny przypadek w księdze losów Stwórcy).
A zatem Paul Langevin i Maria Skłodowska pojawią się w zaświatach jako para i ich wnuki jako para.
Piotr Curie będzie musiał zadowolić się zmartwychwstałym klonem Marii, młodszej, z okresu, kiedy byli razem.
Kazimierz zakocha się w Zakopanem w jeszcze młodszej, trzeciej jej postaci.
W ten sposób i wół będzie syty i owca cała.
Ciekawe czy ona na to wszystko się zgodzi.
A co powie była żona Paula Langevina?
Przypowieść o siedmiu mężach jednej kobiety utworzona przez niewierzących w zmartwychwstanie saduceuszy rzeczywiście jest trudna.
Straciła wiarę po śmierci siostry i matki. No tak, Bóg Stwórca nie dał rady w ogóle zaistnieć i stąd tyfus plamisty zabiera organizmy biologiczne do piachu jeszcze w młodości, wypadki, choroby, kataklizmy, mikroorganizmy a nikt w niebie się nie wzruszy tragicznie przerwanymi śmiercią więziami w rodzinie.
Zależy od osoby. Ja w wieku 16-20 lat miałem przypływ wiary właśnie nakręcany pogrzebami starszych krewnych i znajomych. Może to wpływ światopoglądu ich samych, bo za życia długo przygotowywali się na tamten świat do nieba albo na zmartwychwstanie i życie wieczne i nie można było zrobić nic innego jak uszanować ich cele metafizyczne.
Próbuję znaleźć jakiś w miarę dobry sens w tym, po nitce do kłębka
"Żywot Jezusa" autorstwa byłego księdza Ernesta Renana jakiś nudny mi się wydaje i zawiera mało treści w dużej ilości wody, ale dla dla szesnastolatki mógł być intrygujący:
"Od wieków olbrzymie marzenie ożywiało naród żydowski i odmładzało wciąż schnący jego pień. Grecy, stworzywszy teoryę o nieśmiertelności duszy, wierzyli w nagrodę osobistą; Żydzi, nic o tem nie wiedząc, całe uczucie swoje i wszystkie nadzieje złożyli na ołtarzu przyszłości narodowej. Wierzyli, że Bóg obiecał im przyszłość nieograniczoną; a ponieważ począwszy od IX wieku przed naszą erą gwałt coraz bardziej rządził światem i coraz bardziej ograniczał dążenia Żydów, przeto wpadali na najdziwaczniejsze pomysły, aby te rażące sprzeczności ze sobą pogodzić. Gdy przed niewolą babilońską cała doczesna przyszłość narodu została zagrożona przez odłączenie się pokoleń północnych, Żydzi marzą o odrodzeniu potęgi domu Dawidowego, marzą o pojednaniu ze zwaśnionemi pokoleniami, wreszcie o pokonaniu bałwochwalstwa przez teokracyę i kult Jehowy. A w epoce niewoli występuje wieszcz, pełen niesłychanego uroku, widzi chwałę jakiegoś przyszłego Jeruzalem, panującego nad licznymi ludami i nad odległemi wyspami, i przedstawia to panowanie w barwach tak łagodnych, iż możnaby mniemać, że przez dal sześciu wieków Jezus użyczył mu blasku swej duszy i swej dobroci[6]. Zdawało się przez jakiś czas, że zwycięstwo Cyrusa spełniło wszystkie wymarzone nadzieje ludu. Surowi uczniowie Awesty i wyznawcy Jehowy uważali się za braci. Persya, pozbywszy się wielorakich »Dewasów«, którzy się zamienili w demonów (Diwów), doprowadziła starą wyobraźnię aryjską, pogrążoną przeważnie w naturalizmie, do pewnego rodzaju monoteizmu. Proroczy ton nauk krainy irańskiej przypomina pod niejednym względem pisma Ozeasza i Izajasza. Izrael odetchnął pod Achemenidami[7] a pod Kserksesem (Aswerus) zatrwożył nawet Irańczyków. Ale tryumfalne wtargnięcie do Azyi cywilizacyi greckiej i rzymskiej strąciło Izraela znowu w otchłań marzeń. Coraz donośniej wzywa on Mesyasza, aby się zjawił dla sądu i pomsty nad ludami. Oczekuje teraz zupełnego przeobrażenia świata, rewolucyi, mającej wstrząsnąć podwalinami ziemi i ugasić palące pragnienie zemsty, wynikłe z poczucia swej wyższości a widoku swego poniżenia[8].
Gdyby Żydzi wierzyli w spirytualizm, według którego człowiek posiada duszę i ciało, więc dusza, rzecz prosta, żyje dalej, choć ciało w proch się obróci, wybuch owej wściekłości i owego protestu nie miałby podstawy. Ale spirytualizm był wynikiem filozofii greckiej i nie tkwił bynajmniej w tradycyach żydowskich. Starożytne pisma hebrajskie nie wspominają nic o przyszłych nagrodach lub karach. Dopóki pokolenia poszczególne żyły z sobą w zgodzie, nie zajmowano się myślą o sprawiedliwym podziale nagród według zasługi. Gdy przeto nastały wieki bezbożności, człowiek sprawiedliwy znalazł się w bardzo niekorzystnem położeniu; musiał cierpieć za winy niepopełnione, dźwigać brzemię nieszczęścia, które spadło na niego za nieprawość ogółu. Tego rodzaju poglądy, które Żydzi odziedziczyli jeszcze po patryarchach, prowadziły do coraz większych sprzeczności. Już za czasów Hioba poglądy te były silnie zachwiane; starcy Temanu, którzy je szerzyli, nie stali na wysokości swego wieku, a młodzieńczy Elihu, który się pojawia, aby je zwalczyć, zaraz na wstępie poczyna sobie dość rewolucyjnie, wołając: mądrość przestała być udziałem starców[9]. Z chwilą, gdy wskutek wystąpienia Aleksandra wytworzyły się nowe zawikłania, stare zasady temańskie i mozaistyczne stały się jeszcze nieznośniejszemi[10]. Izrael był nieskończenie wierny Zakonowi a przecież uległ prześladowaniu Antyocha. Jeden tylko mówca, powtarzający bezmyślnie stare frazesy, odważył się głosić, że całe nieszczęście ludu pochodzi stąd, iż przestał być wiernym Zakonowi[11]. Jakto? Cały szereg poległych w obronie wiary, owi bohaterscy Machabeusze, ta matka poświęcająca siedmiu synów, tych miał Jehowa zapomnieć na wieki i oddać wytępieniu i mogile?[12]. Saduceusz, niedowiarek i światowiec, mógł może nie ustraszyć się podobnych wywodów; jakiś tak doskonały mędrzec, jak Antigones z Soko[13] mógł był głosić, że cnoty nie uprawia się dla nagrody, inaczej byłoby się niewolnikiem, który wyciąga rękę po zapłatę, że właśnie należy być cnotliwym bez oglądania się na to, czy się otrzyma nagrodę, czy nie. Ale ogółu, ale tłumu, nie mogła podobna filozofia zadowolnić. Zwolennicy teoryi filozoficznej o nieśmiertelności duszy wyobrażali sobie, że sprawiedliwy żyje dalej w pamięci Boga i w pełnem chwały wspomnieniu ludzkiem, sądząc bezbożnych, którzy go prześladowali[14]. »Żyją w obliczu Boga... Bóg zna ich«[15] — oto cała nagroda. Inni natomiast, zwłaszcza Faryzeusze, przyjęli dogmat o zmartwychwstaniu[16]. Sprawiedliwi ożyją, aby wziąć udział w królestwie Mesyaszowem. Zmartwychwstaną ich ciała, posiędą świat, w którym będą królami i sędziami: oglądać będą tryumf swych zasad a poniżenie swych wrogów.
U Izraela wieków najdawniejszych odnajdujemy bardzo niewyraźne ślady tego podstawowego dogmatu. Saduceusz, który go nie uznawał, uchodził za zupełnie prawowiernego; faryzeuszów, wyznawców nauki o zmartwychwstaniu, uważano za nowatorów".
(...)
https://pl.wikisource.org/wiki/%C5%BByw ... a%C5%82_IV
Langevin był mężczyzną żonatym. Z żoną, Jeanne Langevin, miał czworo dzieci.
Po tragicznej śmierci Pierre'a Curie (1906), swojego mentora i wieloletniego współpracownika, związał się uczuciowo z Marią Skłodowską-Curie. Korespondencję Marii Curie z P. Langevinem jego żona ujawniła redakcji tygodnika „L’Oeuvre”. Było to początkiem nagonki we francuskiej prasie, głównie brukowej (tzw. „afera Langevina”)[4].
Wiele lat później wnuczka Marii, Hélène Joliot, i wnuk Paula, Michel Langevin, zawarli związek małżeński. Oboje są fizykami jądrowymi".
https://pl.wikipedia.org/wiki/Paul_Langevin
"Kiedy Maria miała 9 lat, jej najstarsza siostra Zofia zmarła na tyfus. Dwa lata później, w wieku 42 lat zmarła jej matka, która od lat chorowała na gruźlicę[6]. Ojciec był ateistą, matka zaś głęboko wierzącą katoliczką. Po śmierci siostry i matki Maria wpadła w depresję, straciła też wiarę w Boga i stała się ateistką[7][8], a według Reida agnostyczką[9].
Gdy Maria miała 10 lat rozpoczęła naukę na pensji dla dziewcząt, którą wcześniej prowadziła jej matka. Następnie kształciła się w III Żeńskim Gimnazjum Rządowym, które ukończyła w 1883 ze złotym medalem[6]. Kolejny rok spędziła na wsi u ziemiańskiej rodziny jej ojca, gdzie regenerowała siły fizyczne i psychiczne po bolesnych przeżyciach związanych ze śmiercią matki i siostry. Po powrocie do Warszawy udzielała korepetycji z matematyki, fizyki, języków obcych (znała polski, rosyjski, niemiecki, angielski, francuski)[10][6]. W Warszawie Maria poznała Bronisławę Piasecką – nauczycielkę, którą przepełniały idee pozytywizmu. Pod jej wpływem Maria wraz z siostrami – Bronią i Helą wstąpiły na Uniwersytet Latający[6]. Był to czas, kiedy młode Skłodowskie poznały wybitnych profesorów, którzy przekazali im zakazaną przez władzę wiedzę. W wieku około 16 lat, ostatecznie zadeklarowała się jako ateistka zamieszczając w swoim pamiętniku racjonalistyczną krytykę przeciwko instytucjonalnemu oszukiwaniu w Kościele, jak również fragmenty obrazoburczej książki „Żywot Jezusa” autorstwa byłego księdza Josepha Ernesta Renana. Kienzler podsumowuje: „Odtąd w jej życiu miejsce wiary i Boga zastąpiła nauka”[11].
(...)
W Szczukach Maria poznała syna Żorawskich, Kazimierza, wtedy młodego studenta matematyki. Młodzi zakochali się w sobie i dość szybko zaręczyli. Rodzice Kazimierza jednak stanowczo odrzucili pomysł ślubu ich syna z ubogą guwernantką, a sam Kazimierz nie potrafił się im przeciwstawić. Upokorzona Maria pracowała w Szczukach jeszcze piętnaście miesięcy. Żyjąc nadzieją na małżeństwo, raz jeszcze spotkała się z Kazimierzem w Zakopanem. Spotkanie potwierdziło jednak tylko obawy Marii, że do małżeństwa nie dojdzie. Ostatecznie zerwała znajomość z młodym Żorawskim[13][14]. W 1889 upokorzona i odtrącona Maria, po czterech latach żalu, bólu, samotności i ciężkiej pracy powróciła do Warszawy. Tutaj zaczęła uzupełniać swoją wiedzę z chemii i fizyki na Uniwersytecie Latającym, m.in. uczestnicząc w laboratoriach Muzeum Przemysłu i Rolnictwa przy Krakowskim Przedmieściu[15]. Pomagał jej cioteczny brat Józef Boguski, były asystent Dymitra Mendelejewa oraz chemik Napoleon Milicer, były współpracownik Roberta Bunsena[6]. To właśnie ci uczeni nauczyli młodą Skłodowską analizy chemicznej, którą później mogła wykorzystać przy pracach umożliwiających jej wyizolowanie radu i polonu.
(...)
Po ukończonych studiach, Gabriel Lippmann pomógł Marii otrzymać stypendium naukowe nad badaniami naukowymi związanymi z magnetycznymi właściwościami różnych rodzajów stali. W tym samym czasie Maria poznała u prof. Józefa Wierusza-Kowalskiego skromnego naukowca – Pierre’a Curie[18][19]. Był on o osiem lat starszy od Marii, był wspólnie z bratem Jacques’m odkrywcą piezoelektryczności, autorem „prawa Curie” i zasady symetrii, konstruktorem piezokwarcu i „wagi Curie”[20]. Maria i Pierre szybko znaleźli wspólne tematy do rozmów. 26 lipca 1895 Maria Skłodowska i Pierre Curie zawarli cywilny związek małżeński[6].
(...)
Śmierć Pierre’a Curie
W czwartek, 19 kwietnia 1906 Pierre Curie wracając z zebrania Stowarzyszenia Profesorów Wydziałów Nauk Ścisłych zginął potrącony przez konny wóz ciężarowy[6]; miał wtedy 47 lat. Zrozpaczona Maria przez rok prowadziła tzw. „Dziennik żałobny”, w którym opisywała ból, żal i pustkę, jaka jej pozostała po śmierci ukochanego męża, przyjaciela, towarzysza[30]. W maju 1906, 38-letnia Maria dostała katedrę fizyki po mężu. Pierwszy wykład prowadziła 5 listopada 1906. Została tym samym pierwszą kobietą profesorem na paryskiej Sorbonie[6].
(...)
Wkrótce po porażce w Akademii ujawniony został romans Marii Skłodowskiej-Curie z fizykiem francuskim Paulem Langevinem, który trwał około roku, w latach 1910–1911[6]. Langevin był żonaty i porzucił swoją rodzinę[32]. Maria Skłodowska-Curie w oczach prasy, zwłaszcza brukowej, była osobą rozbijającą rodzinę Langevinów, w dodatku była od Paula o 4 lata starsza, a poza tym była cudzoziemką. Michel Langevin, wnuk Paula, ożenił się wiele lat później z Hélène Joliot, wnuczką Marii Skłodowskiej-Curie.
(...)
Maria była zdeklarowaną niewierzącą i pochodziła z Polski, która przez większość Francuzów była utożsamiana z bliżej nieokreślonym terytorium pod berłem rosyjskiego cara, gdzie znaczny procent ludności stanowili Żydzi – snuto przypuszczenia, że badaczka jest Żydówką (co w tamtych czasach było w ksenofobicznych kręgach Francji uważane za mocno podejrzane – nie ucichły bowiem jeszcze resentymenty, które kilkanaście lat wcześniej doprowadziły do sprawy Dreyfusa), pomimo że w rzeczywistości pochodziła ze szlacheckiego polskiego rodu Dołęga-Skłodowskich, a w dzieciństwie została ochrzczona w wierze katolickiej. Domniemania paryskich brukowców oparte były na tym, że Maria Skłodowska-Curie nosiła po babce drugie imię Salomea, które w Polsce było popularnym imieniem chrześcijańskim, zaś we Francji kojarzyło się z Salomé, używanym przez Żydówki".
https://pl.wikipedia.org/wiki/Maria_Sk% ... wska-Curie
Czyli co?
Nie mogli być razem, to przynajmniej ich wnuki połączyło przeznaczenie? A gdyby byli, to pewnie nie byłoby tych istot, które narodziły się jako ich wnukowie i nie byłoby miłości.
Gdyby Polska nie była pod zaborami, pewnie Maria nie wyjechałaby do Francji i nie odkryła polonu i radu i nie zmarła na chorobę popromienną, a gdyby fizycy nie zajmowali się zjawiskiem radioaktywności i nie opracowali teorii umożliwiającej zbudowanie bomby atomowej i elektrowni jądrowych, to inaczej wojny światowe by się skończyły i inny byłby dziś podział zasobów planety. Mnóstwo ludzi czekających na narodzenie nigdy by się tego nie doczekało. Inni za to by łatwiej powstali z wolnych niepowtarzalnych kombinacji genów.
Łańcuch przyczynowo skutkowy prowadzący do każdego zdarzenia z życia człowieka jest dosyć skomplikowany. Prawdopodobieństwo staje się trudne do przewidzenia w miarę oddalania się od aktualnego punktu odniesienia.
Może Piotr Curie w grobie się nie przewraca. (ale zginąć pod kołami konnej dorożki i zostawić chętną wdowę to dziwny przypadek w księdze losów Stwórcy).
A zatem Paul Langevin i Maria Skłodowska pojawią się w zaświatach jako para i ich wnuki jako para.
Piotr Curie będzie musiał zadowolić się zmartwychwstałym klonem Marii, młodszej, z okresu, kiedy byli razem.
Kazimierz zakocha się w Zakopanem w jeszcze młodszej, trzeciej jej postaci.
W ten sposób i wół będzie syty i owca cała.
Ciekawe czy ona na to wszystko się zgodzi.
A co powie była żona Paula Langevina?
Przypowieść o siedmiu mężach jednej kobiety utworzona przez niewierzących w zmartwychwstanie saduceuszy rzeczywiście jest trudna.
Straciła wiarę po śmierci siostry i matki. No tak, Bóg Stwórca nie dał rady w ogóle zaistnieć i stąd tyfus plamisty zabiera organizmy biologiczne do piachu jeszcze w młodości, wypadki, choroby, kataklizmy, mikroorganizmy a nikt w niebie się nie wzruszy tragicznie przerwanymi śmiercią więziami w rodzinie.
Zależy od osoby. Ja w wieku 16-20 lat miałem przypływ wiary właśnie nakręcany pogrzebami starszych krewnych i znajomych. Może to wpływ światopoglądu ich samych, bo za życia długo przygotowywali się na tamten świat do nieba albo na zmartwychwstanie i życie wieczne i nie można było zrobić nic innego jak uszanować ich cele metafizyczne.
Próbuję znaleźć jakiś w miarę dobry sens w tym, po nitce do kłębka
"Żywot Jezusa" autorstwa byłego księdza Ernesta Renana jakiś nudny mi się wydaje i zawiera mało treści w dużej ilości wody, ale dla dla szesnastolatki mógł być intrygujący:
"Od wieków olbrzymie marzenie ożywiało naród żydowski i odmładzało wciąż schnący jego pień. Grecy, stworzywszy teoryę o nieśmiertelności duszy, wierzyli w nagrodę osobistą; Żydzi, nic o tem nie wiedząc, całe uczucie swoje i wszystkie nadzieje złożyli na ołtarzu przyszłości narodowej. Wierzyli, że Bóg obiecał im przyszłość nieograniczoną; a ponieważ począwszy od IX wieku przed naszą erą gwałt coraz bardziej rządził światem i coraz bardziej ograniczał dążenia Żydów, przeto wpadali na najdziwaczniejsze pomysły, aby te rażące sprzeczności ze sobą pogodzić. Gdy przed niewolą babilońską cała doczesna przyszłość narodu została zagrożona przez odłączenie się pokoleń północnych, Żydzi marzą o odrodzeniu potęgi domu Dawidowego, marzą o pojednaniu ze zwaśnionemi pokoleniami, wreszcie o pokonaniu bałwochwalstwa przez teokracyę i kult Jehowy. A w epoce niewoli występuje wieszcz, pełen niesłychanego uroku, widzi chwałę jakiegoś przyszłego Jeruzalem, panującego nad licznymi ludami i nad odległemi wyspami, i przedstawia to panowanie w barwach tak łagodnych, iż możnaby mniemać, że przez dal sześciu wieków Jezus użyczył mu blasku swej duszy i swej dobroci[6]. Zdawało się przez jakiś czas, że zwycięstwo Cyrusa spełniło wszystkie wymarzone nadzieje ludu. Surowi uczniowie Awesty i wyznawcy Jehowy uważali się za braci. Persya, pozbywszy się wielorakich »Dewasów«, którzy się zamienili w demonów (Diwów), doprowadziła starą wyobraźnię aryjską, pogrążoną przeważnie w naturalizmie, do pewnego rodzaju monoteizmu. Proroczy ton nauk krainy irańskiej przypomina pod niejednym względem pisma Ozeasza i Izajasza. Izrael odetchnął pod Achemenidami[7] a pod Kserksesem (Aswerus) zatrwożył nawet Irańczyków. Ale tryumfalne wtargnięcie do Azyi cywilizacyi greckiej i rzymskiej strąciło Izraela znowu w otchłań marzeń. Coraz donośniej wzywa on Mesyasza, aby się zjawił dla sądu i pomsty nad ludami. Oczekuje teraz zupełnego przeobrażenia świata, rewolucyi, mającej wstrząsnąć podwalinami ziemi i ugasić palące pragnienie zemsty, wynikłe z poczucia swej wyższości a widoku swego poniżenia[8].
Gdyby Żydzi wierzyli w spirytualizm, według którego człowiek posiada duszę i ciało, więc dusza, rzecz prosta, żyje dalej, choć ciało w proch się obróci, wybuch owej wściekłości i owego protestu nie miałby podstawy. Ale spirytualizm był wynikiem filozofii greckiej i nie tkwił bynajmniej w tradycyach żydowskich. Starożytne pisma hebrajskie nie wspominają nic o przyszłych nagrodach lub karach. Dopóki pokolenia poszczególne żyły z sobą w zgodzie, nie zajmowano się myślą o sprawiedliwym podziale nagród według zasługi. Gdy przeto nastały wieki bezbożności, człowiek sprawiedliwy znalazł się w bardzo niekorzystnem położeniu; musiał cierpieć za winy niepopełnione, dźwigać brzemię nieszczęścia, które spadło na niego za nieprawość ogółu. Tego rodzaju poglądy, które Żydzi odziedziczyli jeszcze po patryarchach, prowadziły do coraz większych sprzeczności. Już za czasów Hioba poglądy te były silnie zachwiane; starcy Temanu, którzy je szerzyli, nie stali na wysokości swego wieku, a młodzieńczy Elihu, który się pojawia, aby je zwalczyć, zaraz na wstępie poczyna sobie dość rewolucyjnie, wołając: mądrość przestała być udziałem starców[9]. Z chwilą, gdy wskutek wystąpienia Aleksandra wytworzyły się nowe zawikłania, stare zasady temańskie i mozaistyczne stały się jeszcze nieznośniejszemi[10]. Izrael był nieskończenie wierny Zakonowi a przecież uległ prześladowaniu Antyocha. Jeden tylko mówca, powtarzający bezmyślnie stare frazesy, odważył się głosić, że całe nieszczęście ludu pochodzi stąd, iż przestał być wiernym Zakonowi[11]. Jakto? Cały szereg poległych w obronie wiary, owi bohaterscy Machabeusze, ta matka poświęcająca siedmiu synów, tych miał Jehowa zapomnieć na wieki i oddać wytępieniu i mogile?[12]. Saduceusz, niedowiarek i światowiec, mógł może nie ustraszyć się podobnych wywodów; jakiś tak doskonały mędrzec, jak Antigones z Soko[13] mógł był głosić, że cnoty nie uprawia się dla nagrody, inaczej byłoby się niewolnikiem, który wyciąga rękę po zapłatę, że właśnie należy być cnotliwym bez oglądania się na to, czy się otrzyma nagrodę, czy nie. Ale ogółu, ale tłumu, nie mogła podobna filozofia zadowolnić. Zwolennicy teoryi filozoficznej o nieśmiertelności duszy wyobrażali sobie, że sprawiedliwy żyje dalej w pamięci Boga i w pełnem chwały wspomnieniu ludzkiem, sądząc bezbożnych, którzy go prześladowali[14]. »Żyją w obliczu Boga... Bóg zna ich«[15] — oto cała nagroda. Inni natomiast, zwłaszcza Faryzeusze, przyjęli dogmat o zmartwychwstaniu[16]. Sprawiedliwi ożyją, aby wziąć udział w królestwie Mesyaszowem. Zmartwychwstaną ich ciała, posiędą świat, w którym będą królami i sędziami: oglądać będą tryumf swych zasad a poniżenie swych wrogów.
U Izraela wieków najdawniejszych odnajdujemy bardzo niewyraźne ślady tego podstawowego dogmatu. Saduceusz, który go nie uznawał, uchodził za zupełnie prawowiernego; faryzeuszów, wyznawców nauki o zmartwychwstaniu, uważano za nowatorów".
(...)
https://pl.wikisource.org/wiki/%C5%BByw ... a%C5%82_IV
Re: Maria Skłodowska i Paul Langevin
"W niedzielę rano wszystkie niewiasty udały się do grobu a najpierwsza Marya Magdalena[23]. Kamień był odwalony a zwłok nie znalazły w miejcu, na którem zostały złożone. Równocześnie poczęły krążyć śród chrześcian najdziwniejsze pogłoski. Lotem błyskawicy rozeszło się pomiędzy uczniami: »zmartwychwstał!« Miłość jest zawsze matką łatwowierności. Cóż się stało? W Historyi Apostołów zbadamy tę sprawę i poszukamy źródła, z którego wypłynęła legenda o zmartwychwstaniu. Dla historyka kończy się życie Jezusa z jego ostatniem tchnieniem. Ale w sercach uczniów i kilku wiernych niewiast mistrz wyrył taki ślad, że żył dla nich jeszcze całe tygodnie i był im pocieszycielem. Czy zwłoki jego skrycie wyniesiono[24], czy też potem ów wiecznie łatwowierny entuzyazm wytworzył owe opowiadania, które utrwaliły wiarę w jego zmartwychwstanie? Tradycye są tu zbyt sprzeczne; nigdy tego nie dociekniemy. Powiedzmy tymczasem, że żywa imaginacya Maryi Magdaleny[25] odegrała w tej sprawie rolę główną[26]. Boska potęgo miłości! Święte czasy, skoro zachwyt jasnowidzącej daje światu zmartwychwstałego Boga"!
https://pl.wikisource.org/wiki/%C5%BByw ... C5%82_XXVI
https://pl.wikisource.org/wiki/%C5%BBywot_Jezusa
A zatem był to zachwyt "jasnowidzącej" byłej prostytutki zakochanej w Jezusie? Czego to ludzie nie wymyślą. Księża szczególnie w celibacie.
Kobieta potrafi kochać
Wracamy lepiej do fizyki i odkrywania ciekawszych tajemnic materii.
Zjawisko radioaktywności, oddziaływania i budowa atomu.
"W książce "Maria i Paul. Miłość geniuszy", Maciej Karpiński opisuje romans laureatki Nagrody Nobla i Paula Langevina - wybitnego fizyka, ale mężczyzny żonatego i ojca czworga dzieci. Skandal podsycany przez prasę, która opublikowała nawet prywatne listy Skłodowskiej-Curie, przerodził się ogólnonarodową awanturę i był przyczyną ulicznych demonstracji oraz kilku pojedynków. Domagano się nawet wyrzucenia noblistki z Francji".
https://www.polskieradio.pl/7/178/Artyk ... al-Francja
https://pl.wikisource.org/wiki/%C5%BByw ... C5%82_XXVI
https://pl.wikisource.org/wiki/%C5%BBywot_Jezusa
A zatem był to zachwyt "jasnowidzącej" byłej prostytutki zakochanej w Jezusie? Czego to ludzie nie wymyślą. Księża szczególnie w celibacie.
Kobieta potrafi kochać
Wracamy lepiej do fizyki i odkrywania ciekawszych tajemnic materii.
Zjawisko radioaktywności, oddziaływania i budowa atomu.
"W książce "Maria i Paul. Miłość geniuszy", Maciej Karpiński opisuje romans laureatki Nagrody Nobla i Paula Langevina - wybitnego fizyka, ale mężczyzny żonatego i ojca czworga dzieci. Skandal podsycany przez prasę, która opublikowała nawet prywatne listy Skłodowskiej-Curie, przerodził się ogólnonarodową awanturę i był przyczyną ulicznych demonstracji oraz kilku pojedynków. Domagano się nawet wyrzucenia noblistki z Francji".
https://www.polskieradio.pl/7/178/Artyk ... al-Francja
Re: Maria Skłodowska i Paul Langevin
Stąd później pewien pisarz zainspirowany Chrystusem stworzył "Dialogi o wskrzeszeniu z atomów", ale to jeszcze nie to.
Re: Maria Skłodowska i Paul Langevin
Tajemnice fizyki atomu są ciekawsze od zmartwychwstawania jakichś ssaków z planety Ziemia.
Niedługo będziemy martwić się o wskrzeszenie całego Wszechświata. Im szybciej poznamy jak się narodził czy powstał, tym lepiej dla rzeczywistości.
"Tuż po erze Plancka przy temperaturach powyżej 1028 K (EGUT = 1016 GeV) Wszechświat wypełniała mieszanina kwarków, leptonów oraz cząstek przenoszących oddziaływania — fotonów, bozonów W i Z oraz gluonów.
Aby opisać Wszechświat w erze Plancka, trzeba połączyć teorię grawitacji z mechaniką kwantową".
http://www.if.pw.edu.pl/~wosinska/wyk12-big-bang.pdf
Era Plancka to 10-44 sekundy, a temperatura materii wynosiła wtedy 1032 K.
Niedługo będziemy martwić się o wskrzeszenie całego Wszechświata. Im szybciej poznamy jak się narodził czy powstał, tym lepiej dla rzeczywistości.
"Tuż po erze Plancka przy temperaturach powyżej 1028 K (EGUT = 1016 GeV) Wszechświat wypełniała mieszanina kwarków, leptonów oraz cząstek przenoszących oddziaływania — fotonów, bozonów W i Z oraz gluonów.
Aby opisać Wszechświat w erze Plancka, trzeba połączyć teorię grawitacji z mechaniką kwantową".
http://www.if.pw.edu.pl/~wosinska/wyk12-big-bang.pdf
Era Plancka to 10-44 sekundy, a temperatura materii wynosiła wtedy 1032 K.
Re: Maria Skłodowska i Paul Langevin
Tymczasem patrzę, kto to był ten były ksiądz Ernest Renan, co tak dziwnie zmienił światopogląd młodej Marii.
"Ernest Renan (ur. 28 lutego 1823 w Tréguier w Bretanii, zm. 2 października 1892 w Paryżu) – francuski pisarz, historyk, filolog i filozof, orientalista, znany semitolog i badacz historii religii, zwłaszcza chrześcijaństwa.
Pochodził z biednej, bretońskiej rodziny. Został wychowany w duchu niezwykłej pobożności; od najmłodszych lat chciał zostać księdzem; wstąpiwszy do seminarium i zetknąwszy się z kartezjanizmem, zaczął nabierać religijnego sceptycyzmu. Równocześnie, dzięki zdolnościom językowym (poza nowożytnymi językami władał biegle m.in. łaciną, greką, staroarabskim, hebrajskim), rozpoczął samodzielne studia biblijne; doprowadziły go one do wniosku, że opisana w Starym Testamencie religia żydowska stanowi wytwór niezwykle prymitywnej i pozbawionej kultury umysłowości, a opisany tam Bóg jest wymysłem, mitem stworzonym przez nomadów i nie powinien być traktowany jako podstawa dla poważnej teologii, za jaką uważał teologię katolicką
Renan jako filozof przeszedł od pozytywizmu do sceptycyzmu. Głosił „postawę widza” i hedonizm. Religie traktował jako fenomen psychologiczny, który należy badać bez odwoływania się do czynników nadprzyrodzonych.
Był zafascynowany możliwościami nauki i bezinteresownym stosunkiem do świata, uważał że tylko dzięki nim możliwe jest przekazywanie wiedzy i doświadczeń ludzkości z pokolenia na pokolenie. Natomiast indywidualne błędy i egoizmy prowadzą do wzajemnego unicestwienia tych osiągnięć, tak jak to się dzieje pod wpływem działania sił o przeciwnych wektorach.
Jego związki z religią są złożone. Z jednej strony krytykuje ją jako system filozoficzny, z drugiej potwierdza jej znaczenie jako czynnika spajającego ludzkie społeczności. Mówi też o ryzyku zbyt pochopnego odwracania się od religii: Kiedy jestem w mieście, kpię sobie z tych, którzy idą na mszę, ale gdy jestem na wsi – przeciwnie – kpię sobie z tego, kto na nią nie idzie.
Renan po poznaniu teorii ewolucji Darwina, natychmiast został jej zwolennikiem".
https://pl.wikipedia.org/wiki/Ernest_Renan
Ależ to właśnie trzeba badać, sprawdzać, weryfikować, poddawać testom na falsyfikację, a nie stawać się zwolennikiem jakichkolwiek teorii czy teologii.
Teorię muszą potwierdzać eksperymenty.
Na tym polega metoda naukowa, nawet jeżeli ktoś zajmuje się sprawami nadprzyrodzonymi.
Chyba, że jest się agnostykiem i wtedy wychodzi się z założenia, że Bozia jest tak niekompatybilna z rzeczywistością, że nawet gdyby istniała czy nie istniała, czy nawet nie dała rady w ogóle zaistnieć i stworzyć sobie świat, to nikt by nic nie zauważył, bo to zupełnie niepoznawalny poziom bytu. A co wtedy z naszą pozostałą poza Absolutem rzeczywistością? Czy ona jest na tyle prawdziwa, żeby dała się zrozumieć i badać naukowo? Niby dlaczego ma być tak na pewno?
Można i tak. Ale teorię Darwina trzeba sprawdzać. Zwierzątka tworzyły gatunki w bardzo fascynujący sposób, od pierwszych komórek i atomów i reakcji chemicznych ze środowiskiem.
"Ernest Renan (ur. 28 lutego 1823 w Tréguier w Bretanii, zm. 2 października 1892 w Paryżu) – francuski pisarz, historyk, filolog i filozof, orientalista, znany semitolog i badacz historii religii, zwłaszcza chrześcijaństwa.
Pochodził z biednej, bretońskiej rodziny. Został wychowany w duchu niezwykłej pobożności; od najmłodszych lat chciał zostać księdzem; wstąpiwszy do seminarium i zetknąwszy się z kartezjanizmem, zaczął nabierać religijnego sceptycyzmu. Równocześnie, dzięki zdolnościom językowym (poza nowożytnymi językami władał biegle m.in. łaciną, greką, staroarabskim, hebrajskim), rozpoczął samodzielne studia biblijne; doprowadziły go one do wniosku, że opisana w Starym Testamencie religia żydowska stanowi wytwór niezwykle prymitywnej i pozbawionej kultury umysłowości, a opisany tam Bóg jest wymysłem, mitem stworzonym przez nomadów i nie powinien być traktowany jako podstawa dla poważnej teologii, za jaką uważał teologię katolicką
Renan jako filozof przeszedł od pozytywizmu do sceptycyzmu. Głosił „postawę widza” i hedonizm. Religie traktował jako fenomen psychologiczny, który należy badać bez odwoływania się do czynników nadprzyrodzonych.
Był zafascynowany możliwościami nauki i bezinteresownym stosunkiem do świata, uważał że tylko dzięki nim możliwe jest przekazywanie wiedzy i doświadczeń ludzkości z pokolenia na pokolenie. Natomiast indywidualne błędy i egoizmy prowadzą do wzajemnego unicestwienia tych osiągnięć, tak jak to się dzieje pod wpływem działania sił o przeciwnych wektorach.
Jego związki z religią są złożone. Z jednej strony krytykuje ją jako system filozoficzny, z drugiej potwierdza jej znaczenie jako czynnika spajającego ludzkie społeczności. Mówi też o ryzyku zbyt pochopnego odwracania się od religii: Kiedy jestem w mieście, kpię sobie z tych, którzy idą na mszę, ale gdy jestem na wsi – przeciwnie – kpię sobie z tego, kto na nią nie idzie.
Renan po poznaniu teorii ewolucji Darwina, natychmiast został jej zwolennikiem".
https://pl.wikipedia.org/wiki/Ernest_Renan
Ależ to właśnie trzeba badać, sprawdzać, weryfikować, poddawać testom na falsyfikację, a nie stawać się zwolennikiem jakichkolwiek teorii czy teologii.
Teorię muszą potwierdzać eksperymenty.
Na tym polega metoda naukowa, nawet jeżeli ktoś zajmuje się sprawami nadprzyrodzonymi.
Chyba, że jest się agnostykiem i wtedy wychodzi się z założenia, że Bozia jest tak niekompatybilna z rzeczywistością, że nawet gdyby istniała czy nie istniała, czy nawet nie dała rady w ogóle zaistnieć i stworzyć sobie świat, to nikt by nic nie zauważył, bo to zupełnie niepoznawalny poziom bytu. A co wtedy z naszą pozostałą poza Absolutem rzeczywistością? Czy ona jest na tyle prawdziwa, żeby dała się zrozumieć i badać naukowo? Niby dlaczego ma być tak na pewno?
Można i tak. Ale teorię Darwina trzeba sprawdzać. Zwierzątka tworzyły gatunki w bardzo fascynujący sposób, od pierwszych komórek i atomów i reakcji chemicznych ze środowiskiem.
Re: Maria Skłodowska i Paul Langevin
Nie jesteśmy "jakimiś ssakami"
Jesteśmy gatunkiem wybranym. We wybranym wszechświecie.
Wszyscy powstaliśmy z nie jednej, lecz z trzech fizyk atomu. Z jednej muzyki wypływającej z jedynego Słowa.
Gdy wszechświat rodził się w bólach, w nieskończonych temperaturach,
Bóg znał zamiar na nasz gatunek.
Znał je wcześniej,
w momencie kiedy wszystko było skompresowane w infinitezymalnej komórce jajowej.
USG to mikrofalowe promieniowanie tła, które przypomina czasy, kiedy wszechświat był dzieckiem.
Nasz wszechświat jest już jednak dorosły, i stał się mężem powołanym do Zbawienia.
Jako bakterie kosmosu posiadamy jednak więcej zmysłów niż bakterie naszego ciała
I możemy odkryć Boga zarówno w kosmosie jak i w drugim człowieku, musimy jednak bardziej wytężyć teleskopy
Re: Maria Skłodowska i Paul Langevin
A co to takiego była Sprawa Dreyfusa?
"Sprawa Dreyfusa, afera Dreyfusa (fr. L'affaire Dreyfus) – polityczny skandal we Francji pod koniec XIX wieku, który stał się przyczyną kryzysu politycznego i społecznego, pociągając za sobą poważne zmiany w życiu kraju.
W 1894 roku Alfred Dreyfus, francuski oficer artylerii pochodzenia żydowskiego, został na podstawie spreparowanych dowodów oskarżony o zdradę na rzecz Niemiec. Koronnym dowodem w procesie były: rękopis pisma do ambasady niemieckiej przypisywany Dreyfusowi i przysięga jednego świadka oskarżenia. Powołano pięciu specjalistów od badania pisma. Trzech z nich, w tym Alphonse Bertillon, stwierdziło, że list jest autorstwa Dreyfusa. Wyrokiem sądu wojskowego Dreyfus skazany został na dożywotni karny obóz na Wyspie Diabelskiej w Gujanie Francuskiej, w Ameryce Południowej[1].
Fałszerstwo zostało ujawnione przez podpułkownika wywiadu Georges’a Picquarta, w wyniku odnalezienia w tym samym koszu co wcześniejszy rękopis podziękowań za przekazane informacje dla majora Esterhazy’ego. Wówczas wyżsi oficerowie armii, w tym podwładny Picquarta, kapitan Hubert-Joseph Henry, usiłowali ukryć swoje błędy. Aferę ujawnił na forum publicznym pisarz Émile Zola, publikując 13 stycznia 1898, na łamach gazety „L’Aurore” („Świt”), słynny list otwarty do prezydenta Republiki Francuskiej Félixa Faure’a, zatytułowany „J’Accuse…!” (Oskarżam!), podpisany również przez setki intelektualistów francuskich. Jednak kolejne procesy rewizyjne utrzymywały wyrok skazujący, zaś Émile Zola został skazany na rok więzienia i zmuszony pogróżkami do wyjazdu do Wielkiej Brytanii[1].
Sprawa Dreyfusa podzieliła Francję na „dreyfusistów” i „antydreyfusistów”. Spór był wyjątkowo gwałtowny, gdyż dotyczył wielu wysoce kontrowersyjnych kwestii w zaognionym klimacie politycznym Francji. Podziały przebiegały, do pewnego stopnia, między kręgami prawicowymi, monarchistycznymi i klerykalnymi z jednej strony a kręgami republikańskimi, antymonarchistycznymi i silnie antyklerykalnymi z drugiej. Duże znaczenie miały również nastroje antysemickie w wielu grupach społecznych, wzmocnione bankructwem w 1885 Union Générale, instytucji finansowej powiązanej z Kościołem katolickim, która zamierzała wyrugować finansjerę znajdującą się w rękach francuskich Żydów. Nastroje zaogniło również ukazanie się w 1886 książki Édouard Drumonta La France Juive (Żydowska Francja).
Według Mariana Banaszaka biskupi Kościoła katolickiego zachowali się w tej sprawie powściągliwie i starali się nie mieszać. Co prawda czasopismo La Croix zaangażowało się po stronie armii, potępiając Dreyfusa, i propagowało tezę antyfrancuskich i antychrześcijańskich machinacji żydowskich, jednak arcybiskup Lyonu, kardynał Pierre Coullié, starał się ostrzegać przed taką propagandą[2].
Przyczyną afery Dreyfusa była najprawdopodobniej wyrażana ciągle niechęć znacznej części korpusu oficerskiego do promowania Francuzów pochodzenia żydowskiego, czego nieformalnym rzecznikiem byli Drumont, Lamase i inni autorzy, szczególnie na łamach założonego z pomocą jezuitów czasopisma „La Libre Parole” (Wolne Słowo). Zamieszczane tam artykuły denuncjowały francuskich oficerów pochodzenia żydowskiego jako przyszłych zdrajców i stały się przyczyną pojedynku, na który wyzwał najpierw Drumonta, a potem Lamase’a, inny oficer, Crémieu-Foa. Chociaż zdarzenie to miało być poufne, brat Crémieu-Foa ujawnił sprawę dziennikowi „Le Matin”, co sprowokowało następny pojedynek, tym razem między sekundantami Lamase’a i Crémieu-Foa, markizem de Mores i kapitanem Mayerem. Mayer zmarł wskutek odniesionych ran, zaś dramatyczny przebieg wydarzeń spowodował, że „La Libre Parole” wstrzymało antysemicką kampanię na swoich łamach.
W sierpniu 1898 francuski minister wojny Cavaignac ustalił, że dowody zostały spreparowane przez Henry’ego. Kapitan wywiadu popełnił samobójstwo, a we wrześniu tego roku Esterhazy przyznał się do winy. W sierpniu 1899 odbył się kolejny proces. Sąd, broniąc honoru armii, uznał winnym Dreyfusa i skazał na dziesięć lat więzienia, zaliczając mu pięcioletni pobyt na wyspie. Wskutek nacisku opinii publicznej 19 września 1899 prezydent Francji anulował wyrok. Jednak dopiero w lipcu 1906 francuski Najwyższy Sąd Apelacyjny całkowicie anulował wyrok sądu wojskowego, senat przywrócił Dreyfusowi stopień kapitana, awansował go do stopnia majora i odznaczył Legią Honorową[1]. Afera miała jednak bardzo istotne reperkusje dla życia politycznego i społecznego Francji – prawica, zwłaszcza skrajna, została zepchnięta na margines, w 1905 weszły w życie uregulowania dotyczące rozdzielenia kościoła od państwa, zaś armia została poddana cywilnej kontroli.
Nieoczekiwanym skutkiem sprawy Dreyfusa była zmiana postawy austriackiego dziennikarza pochodzenia żydowskiego, Theodora Herzla, który – poruszony niesprawiedliwością procesu i społecznymi reakcjami we Francji – zapoczątkował ruch syjonistyczny.
Oddźwięk w kulturze
Afera stanowi punkt wyjścia dla rozważań Hannah Arendt w książce Korzenie totalitaryzmu.
Bardzo drobiazgowo sprawę Dreyfusa sportretowali i zanalizowali Marcel Proust, w powieści W poszukiwaniu straconego czasu oraz Robert Harris w beletrystycznej książce Oficer i szpieg (2014)[a]. Jest ona też jednym z wątków powieści Umberta Eco Cmentarz w Pradze, książki Szołema Alejchema Kasrylewka[4], a Barbara Tuchman poświęciła jej jeden z esejów w książce Wyniosła wieża.
Filmy fabularne o sprawie Dreyfusa wyreżyserowali m.in. Georges Méliès (1899), Richard Oswald (1930), William Dieterle (1937), José Ferrer (1957), Ken Russell (1991), Yves Boisset (1994), Roman Polański (Oficer i szpieg, 2019)".
https://pl.wikipedia.org/wiki/Sprawa_Dreyfusa
"Sprawa Dreyfusa, afera Dreyfusa (fr. L'affaire Dreyfus) – polityczny skandal we Francji pod koniec XIX wieku, który stał się przyczyną kryzysu politycznego i społecznego, pociągając za sobą poważne zmiany w życiu kraju.
W 1894 roku Alfred Dreyfus, francuski oficer artylerii pochodzenia żydowskiego, został na podstawie spreparowanych dowodów oskarżony o zdradę na rzecz Niemiec. Koronnym dowodem w procesie były: rękopis pisma do ambasady niemieckiej przypisywany Dreyfusowi i przysięga jednego świadka oskarżenia. Powołano pięciu specjalistów od badania pisma. Trzech z nich, w tym Alphonse Bertillon, stwierdziło, że list jest autorstwa Dreyfusa. Wyrokiem sądu wojskowego Dreyfus skazany został na dożywotni karny obóz na Wyspie Diabelskiej w Gujanie Francuskiej, w Ameryce Południowej[1].
Fałszerstwo zostało ujawnione przez podpułkownika wywiadu Georges’a Picquarta, w wyniku odnalezienia w tym samym koszu co wcześniejszy rękopis podziękowań za przekazane informacje dla majora Esterhazy’ego. Wówczas wyżsi oficerowie armii, w tym podwładny Picquarta, kapitan Hubert-Joseph Henry, usiłowali ukryć swoje błędy. Aferę ujawnił na forum publicznym pisarz Émile Zola, publikując 13 stycznia 1898, na łamach gazety „L’Aurore” („Świt”), słynny list otwarty do prezydenta Republiki Francuskiej Félixa Faure’a, zatytułowany „J’Accuse…!” (Oskarżam!), podpisany również przez setki intelektualistów francuskich. Jednak kolejne procesy rewizyjne utrzymywały wyrok skazujący, zaś Émile Zola został skazany na rok więzienia i zmuszony pogróżkami do wyjazdu do Wielkiej Brytanii[1].
Sprawa Dreyfusa podzieliła Francję na „dreyfusistów” i „antydreyfusistów”. Spór był wyjątkowo gwałtowny, gdyż dotyczył wielu wysoce kontrowersyjnych kwestii w zaognionym klimacie politycznym Francji. Podziały przebiegały, do pewnego stopnia, między kręgami prawicowymi, monarchistycznymi i klerykalnymi z jednej strony a kręgami republikańskimi, antymonarchistycznymi i silnie antyklerykalnymi z drugiej. Duże znaczenie miały również nastroje antysemickie w wielu grupach społecznych, wzmocnione bankructwem w 1885 Union Générale, instytucji finansowej powiązanej z Kościołem katolickim, która zamierzała wyrugować finansjerę znajdującą się w rękach francuskich Żydów. Nastroje zaogniło również ukazanie się w 1886 książki Édouard Drumonta La France Juive (Żydowska Francja).
Według Mariana Banaszaka biskupi Kościoła katolickiego zachowali się w tej sprawie powściągliwie i starali się nie mieszać. Co prawda czasopismo La Croix zaangażowało się po stronie armii, potępiając Dreyfusa, i propagowało tezę antyfrancuskich i antychrześcijańskich machinacji żydowskich, jednak arcybiskup Lyonu, kardynał Pierre Coullié, starał się ostrzegać przed taką propagandą[2].
Przyczyną afery Dreyfusa była najprawdopodobniej wyrażana ciągle niechęć znacznej części korpusu oficerskiego do promowania Francuzów pochodzenia żydowskiego, czego nieformalnym rzecznikiem byli Drumont, Lamase i inni autorzy, szczególnie na łamach założonego z pomocą jezuitów czasopisma „La Libre Parole” (Wolne Słowo). Zamieszczane tam artykuły denuncjowały francuskich oficerów pochodzenia żydowskiego jako przyszłych zdrajców i stały się przyczyną pojedynku, na który wyzwał najpierw Drumonta, a potem Lamase’a, inny oficer, Crémieu-Foa. Chociaż zdarzenie to miało być poufne, brat Crémieu-Foa ujawnił sprawę dziennikowi „Le Matin”, co sprowokowało następny pojedynek, tym razem między sekundantami Lamase’a i Crémieu-Foa, markizem de Mores i kapitanem Mayerem. Mayer zmarł wskutek odniesionych ran, zaś dramatyczny przebieg wydarzeń spowodował, że „La Libre Parole” wstrzymało antysemicką kampanię na swoich łamach.
W sierpniu 1898 francuski minister wojny Cavaignac ustalił, że dowody zostały spreparowane przez Henry’ego. Kapitan wywiadu popełnił samobójstwo, a we wrześniu tego roku Esterhazy przyznał się do winy. W sierpniu 1899 odbył się kolejny proces. Sąd, broniąc honoru armii, uznał winnym Dreyfusa i skazał na dziesięć lat więzienia, zaliczając mu pięcioletni pobyt na wyspie. Wskutek nacisku opinii publicznej 19 września 1899 prezydent Francji anulował wyrok. Jednak dopiero w lipcu 1906 francuski Najwyższy Sąd Apelacyjny całkowicie anulował wyrok sądu wojskowego, senat przywrócił Dreyfusowi stopień kapitana, awansował go do stopnia majora i odznaczył Legią Honorową[1]. Afera miała jednak bardzo istotne reperkusje dla życia politycznego i społecznego Francji – prawica, zwłaszcza skrajna, została zepchnięta na margines, w 1905 weszły w życie uregulowania dotyczące rozdzielenia kościoła od państwa, zaś armia została poddana cywilnej kontroli.
Nieoczekiwanym skutkiem sprawy Dreyfusa była zmiana postawy austriackiego dziennikarza pochodzenia żydowskiego, Theodora Herzla, który – poruszony niesprawiedliwością procesu i społecznymi reakcjami we Francji – zapoczątkował ruch syjonistyczny.
Oddźwięk w kulturze
Afera stanowi punkt wyjścia dla rozważań Hannah Arendt w książce Korzenie totalitaryzmu.
Bardzo drobiazgowo sprawę Dreyfusa sportretowali i zanalizowali Marcel Proust, w powieści W poszukiwaniu straconego czasu oraz Robert Harris w beletrystycznej książce Oficer i szpieg (2014)[a]. Jest ona też jednym z wątków powieści Umberta Eco Cmentarz w Pradze, książki Szołema Alejchema Kasrylewka[4], a Barbara Tuchman poświęciła jej jeden z esejów w książce Wyniosła wieża.
Filmy fabularne o sprawie Dreyfusa wyreżyserowali m.in. Georges Méliès (1899), Richard Oswald (1930), William Dieterle (1937), José Ferrer (1957), Ken Russell (1991), Yves Boisset (1994), Roman Polański (Oficer i szpieg, 2019)".
https://pl.wikipedia.org/wiki/Sprawa_Dreyfusa
Re: Maria Skłodowska i Paul Langevin
Czy Maria Skłodowska mogła zmienić bieg losów ludzkości w XX wieku i odwrócić nieszczęście II wojny światowej z jej obozami i Holocaustem? Jeżeli tak to w jaki sposób?
Re: Maria Skłodowska i Paul Langevin
Raczej nie. Najgorsze ze naród co wstrząs dwie wojny światowej i dwie przegrał żyje, dużo lepiej niż my.
Re: Maria Skłodowska i Paul Langevin
Czyje przesłanie to gówno?
Re: Maria Skłodowska i Paul Langevin
Maria Magdalena Monika-Skłodowska Curie stworzyła Krainę Grzybów.
Na drugie imię miała Agata.
Jej prawdziwie imię to Diana Klimowicz.
Na drugie imię miała Agata.
Jej prawdziwie imię to Diana Klimowicz.
- Infalibilis
- bywalec
- Posty: 196
- Rejestracja: ndz lip 04, 2021 10:33 am
Re: Maria Skłodowska i Paul Langevin
Grób Jezusa po zmartwychwstaniu był radioaktywny.
Maria Skłodowska-Magdalena odkryła w nim Polon.
(pierwotne nazwy pierwiastka: Chryston, Anastasia)
Maria Skłodowska-Magdalena odkryła w nim Polon.
(pierwotne nazwy pierwiastka: Chryston, Anastasia)