Zmieniałoby to bardzo wiele. Po pierwsze, gdy podjęłam decyzję o odstawieniu leków, nie mogłam liczyć na jakiekolwiek wsparcie ze strony psychiatrów (zupełnie inaczej to wygląda np. w Wielkiej Brytanii). Co więcej, jeden z nich nawet straszył mnie, że po odstawieniu leków rozwinie się u mnie "lekooporna psychoza" i może będzie mnie trzeba poddawać elektrowstrząsom.Zaufany użytkownik pisze:i co by to zmieniało?Joanna_S pisze:Gdyby leczył mnie Fuller Torrey, zażywałabym leki tylko
przez kilka tygodni po ustaniu objawów wytwórczych.
Bez sensu. Nie pojimaju.
Biore leki = jestem ciężko umysłowo chory.
Nie biore = jestem zdrowy na umyśle ??
Po drugie, leki znacznie obniżały jakość mojego życia (jak bardzo ją obniżały, zdałam sobie w pełni sprawę dopiero po ich odstawieniu) i wiem o ich bardzo szkodliwym wpływie na mózg (jednym z przejawów spowodowanego przez neuroleptyki uszkodzenia mózgu są dyskinezy późne). Neuroleptyki II generacji zwiększają także ryzyko zapadnięcia na cukrzycę i choroby naczyniowo-wieńcowe, a u kobiet również ryzyko zapadnięcia na raka piersi i trzonu macicy (w związku z podwyższeniem poziomu prolaktyny).
Jeśli Cię dobrze zrozumiałam, sugerujesz, że decyzja o odstawieniu leków może być przejawem swego rodzaju "magicznego" myślenia, to znaczy przekonania, że "jeśli nie biorę leków, to automatycznie mogę się przestać uważać za chorego". Ja zażywałam leki jeszcze wiele tygodni po ustaniu objawów psychotycznych, kiedy czułam się już w pełni zdrowa. Odstawiłam je właśnie dlatego, że czułam się już zdrowa, a nie dlatego, że chciałam w ten sposób sama sobie wmówić, że przestałam być chora.