kotek pisze: ↑śr mar 03, 2021 6:45 pm
Dla mojej mentalności ta wypowiedź księdza to "głupota z gatunku kosmicznych".
Tak, okropność. Poczytałem kontekst tej myśli księdza i uzasadnienie też jest rozczarowujące, myślałem, że będzie wyższych lotów.
"Najcięższe do rozstrzygnięcia są te sytuacje, w których motywem przerywania ciąży jest ochrona zdrowia matki, zwłaszcza gdy istnieje zagrożenie dla jej życia. Są one trudniejsze dlatego, że należy tu brać pod uwagę i przywiązanie małżonka, któremu grozi utrata ukochanej towarzyszki życia, i liczny może nieraz zastęp dzieci, którym grozi utrata matki, i względna konieczność liczenia się ze zdaniem lekarza, który zna stan zdrowia chorej i może przewidywać na podstawie wiedzy lekarskiej i własnego doświadczenia, co grozi jej i dziecku. Moralista winien podać tu jasne zasady, ale rzeczą lekarza jest sądzić o faktycznym stanie rzeczy i stosować zabiegi wskazane przez medycynę licząc się z zasadami moralnymi. Zasady te są następujące: lekarzowi wolno stosować wszystkie środki konieczne dla ratowania chorej, które choć nie mają na celu spędzenia płodu, mogą to jednak pośrednio spowodować; trudno bowiem wymagać, aby kobieta nie miała prawa leczyć się w okresie ciąży na wszelkie choroby, które mogą ją nawiedzić. Po wtóre: z chwilą gdy lekarz nabierze przekonania, że dziecko w łonie matki już nie żyje, wolno mu stosować wszelkie zabiegi, aby je stamtąd usunąć. Po trzecie: póki tego przekonania nie ma, nie wolno mu dokonywać nic takiego w stosunku do dziecka czy matki, co wprost zdążałoby do zabicia dziecka dla ratowania matki. Gdyby miał do wyboru matkę czy dziecko, nie mogąc wyratować obojga winien ratować dziecko. Więcej, gdyby przypuszczał, że matkę mógłby może jeszcze uratować, a dziecka już nie, nie wolno mu go zabić, bo zadaniem lekarza nie jest zabijanie, ale ochrona życia, i
nie wolno mu ochraniać jednego życia odbierając je drugiemu. Wydaje się to bardzo surowe, bo też sięgamy tu do głębi zasad moralności chrześcijańskiej, która z jednej strony niesłychanie ceni Boski dar życia i nie pozwala go odbierać niewinnemu, a z drugiej strony, nieraz z całą stanowczością, żąda dobrowolnej z niego ofiary dla dobra wspólnego. Dobrem wspólnym jest w naszym przypadku zachowanie społeczeństwa, które powoli i stopniowo musi ulec rozkładowi i upaść, gdy matki zechcą ratować swe życie, zamiast odradzać społeczeństwo. Jak mężczyźnie, gdy zostanie powołany do walki z wrogiem, nie wolno dezerterować, lecz należy od niego wymagać mężnego przyjęcia śmierci w obronie dobra wspólnego - Ojczyzny - tak i kobiecie nie wolno dezerterować przed grozą śmierci wtedy,gdy ma przysporzyć Ojczyźnie nowego obywatela, pracownika i obrońcę. Macierzyństwo to front kobiety, to jej służba wojskowa, dla której winna być całkowicie zwolniona od służby z bronią w ręku. W świecie zwierząt to, czego żądamy tu od niewiasty, matki robią instynktownie - ona, jako istota rozumna i wolna, ma to uczynić własną decyzją. Przyjęcie w takich warunkach śmierci staje się dla niej najszczytniejszym aktem życiowym. Świadczy on, że to dzieciątko, które nosi w swym łonie, ukochała bardziej niż swe życie doczesne, a to, jak wiemy, jest podstawowym żądaniem chrześcijańskiej miłości bliźniego.
Powie może ktoś, że wymagać czegoś podobnego od matki,to wymagać bohaterstwa, a tego nie można spodziewać się powszystkich. Otóż etyka chrześcijańska spodziewa się, że przy pomocy tych łask, jakie Bóg daje człowiekowi, będzie on w stanie w pewnych wyjątkowo trudnych sytuacjach życiowych wznieść się
do bohaterstwa nie tylko zewnętrznego, zyskującego poklask ludzki, ale i cichego, wewnętrznego, które na ziemi może podziwiać tylko mała garstka, ale którego widokiem radują się aniołowie i zbawieni w niebie. Po to dany jest wszystkim duszom żyjącym w stanie łaski dar męstwa, aby wspierał je we wszystkich trudnościach życiowych, w szczególności w chwilach, kiedy przy pełnieniu obowiązków zagrozi niebezpieczeństwo utraty życia doczesnego.
Jak nie wszyscy mężczyźni idą na wojnę i nie wszyscy na niej giną, tak i nie wszystkie kobiety giną przy połogu. I jak uciekać z pola bitwy przed wrogiem, aby ratować życie, jest hańbą dla mężczyzny, tak pozwalanie na zabicie własnego dziecka dla ratowania tegoż życia, jest hańbą dla kobiety. Kto wie nawet, co jest hańbą większą, jeśli zważy się, czym winna być w duszy kobiety miłość macierzyńska, jakim skarbem jest ona dla społeczeństwa, jaką klęską dla niego, gdy liczne zastępy kobiet się jej zaprą.
Toteż decyzję w tak ciężkich, tragicznych wprost chwilach, winna podjąć matka i nikomu nie powinna pozwolić na odjęcie jej tego prawa. Lekarz winien tu zamilknąć, bo zagadnienie poświęcenia życia nie należy do jego kompetencji. Mąż powinien pochylić czoła przed świętą wolą swej małżonki i wierzyć razem z nią, że taka ofiara, złożona w nadprzyrodzonym duchu ufności w opiekę Bożej Opatrzności, przyniesie i jemu, i ich dzieciom obfite łaski Boże. Dar męstwa, który wspomaga nas i w mniej ciężkich decyzjach życiowych, w takich chwilach, gdy matka poświęca swe życie dla dziecka, objawia się w całej pełni. Duch Święty czuwa
bowiem w specjalny sposób nad życiem rodzinnym i tym, którzy szczerze pragnęli jako małżonkowie czy rodzice dojść do pełni świętości, daje czasami okazje do czynów prawdziwie wielkich. Powiedzmy wreszcie na zakończenie tych rozważań o pożyciu małżeńskim, że najwyższe i największej wartości dowody miłości dają sobie małżonkowie w obliczu śmierci, gdy jedno z nich ma pierwsze opuścić ten świat. Nie ukrywając przed sobą bólu, który sprowadza nieuniknione rozstanie, winni oni szczególnie myśleć o godnym przygotowaniu się do stanięcia na sądzie Bożym, mając też nadzieję na spotkanie się kiedyś u stóp Bożego tronu."
Jacek Woroniecki OP
Katolicka etyka wychowawcza
Tom II
Etyka szczegółowa
Część 2
Redakcja wydawnictw KUL 1986
s. 214-216
Inna sprawa, że ta "Katolicka etyka wychowawcza" to dosyć solidna porcja lektury. Dwa tomy, drugi podzielony na dwie części, a każda książka po około 400-500 stron. Razem ponad 1300 stron. Może warto poczytać sobie moralistę, co żył bez miłości do kobiety, bez żony i dzieci i rodziny i nie mierzył bez drgnięcia ręki w pierś bliźniego swego wrogiego na froncie aby go zabić?
A przepraszam, zamierzał mierzyć:
"Nakłoniony przez ojca rozpoczął służbę wojskową w pułku huzarów grodzieńskich w Warszawie, co miało mu otworzyć drogę do najwyższych urzędów[2][9]. Służbę ukończył w randze korneta[10]"
https://pl.wikipedia.org/wiki/Jacek_Woroniecki
Resztę niech sprawdzą w zaświatach aniołki albo diabełki. Prześwietlą duszyczkę księcia Korybuta Woronieckiego.
Służba nie drużba. Matki nie mogą dezerterować, tylko mają rodzić nowych obywateli ojczyzny i odradzać populację ludzką za wszelką cenę. Nawet za cenę ofiary ze swojego niewinnego życia, które jest darem Bożym, ale trzeba go czasem poświęcić dla dobra stada.
Niech się ludzka swołocz nauczy przestać zabijać wzajemnie w bratobójczej walce o rewir jak bydlęta, to pogadamy o Wszechmogącym Bogu dopiero i jego cechach, darach, łaskach i nakazach. I o życiu pozadoczesnym w nagrodę.
I o aborcji.
Najpierw spotkają się godnie przy Boskim tronie żołnierze, którzy mierzyli śmiercią wzajemnie do siebie, na wszystkich frontach wszystkich wojen z historii naszego gatunku i wytłumaczą się Bozi z absurdów naszego świata. To jest hańbiące, a nie pragnienie nie odbierania życia wrogowi czy sobie.
Sam gada:
"nie wolno mu ochraniać jednego życia odbierając je drugiemu"
Bo się ssaki zabijały o kawałek planetarnego środowiska i zasobów ewolucyjnych na tle Wszechświata Miłosiernego Stwórcy i Absolutu. Albo o jeszcze gorsze świństwa, złodziejstwa, kombinacje, polityki, władzę, kasę, bogactwa, wpływy, ropę czy niewolników.
A w mitach tylko o Helenę Trojańską, żeby przykryć niegodziwość gatunku homo sapiens.
Jedni warci drugich. Bozia ich prześwięci na zbity pysk.
A Jezus poprawi. Powie: "Miłuj nieprzyjaciół swoich".
Będą przed boskim tronem w zaświatach jak sobie narysują. Po nagrodę może jeszcze. Znowu ten szkodliwy element oczekiwania na wyrównanie pozadoczesne, jak u tego z Księgi Machabejskiej, co własne flaki rzucił na wroga wołając do PANA, żeby mu je zwrócił po zmartwychwstaniu.
Złudne mydlenie oczu.
Nicość i dalsza ewolucja będzie a przyszłe pokolenia będą nas wspominały, jak my dawniejsze głupie bydlęta, dinozaury jakieś i ich opanowywanie środowiska i walkę o byt.
O nie, ja jako pacyfista tego nie przełknę, nie ma mowy. To nie jest argument przeciwko aborcji i żadna etyka.
Zabierzcie sobie tego księdza ode mnie.
Większej siły ducha wymaga wytrwanie przy wrogich sąsiadach i polityka współegzystencji ku życiu, niż ruszenie na nich do boju, żeby zlikwidować problem i siebie przy okazji zawczasu z przydługiego życia doczesnego.
Bo nie wszystkie pionki polityków giną na froncie i nie wszystkie kobiety umierają przy połogu.
I nie wszystkie nie giną i nie umierają. Statystycznie część musi zginąć.
No to i nie wszystkie dzieci poczęte żyją dalej i poronienia samoistne i aborcje. Co to za argument.
Widocznie w tamtych czasach jeszcze wiedza biologiczna i medyczna była dosyć zacofana. Śmiertelność noworodków wysoka, ciąże nieplanowane, choroby, zakażenia, brak antykoncepcji, branki wojenne, żeby przysporzyły nowych obywateli narodowi jak u Mojżesza, który łapał samice wroga i na swoje przerabiał, te które jeszcze nie współżyły z mężczyzną a inne PAN kazał mu zabijać i inne świństwa. Taka etyka.
Ale za to pewność absolutna w kwestii narodu czy wojen.
A Bozia i tak nie dała rady w ogóle zaistnieć i po co ją mieszać do naszej tragicznej egzystencji w tych ruinach świata.
Myślałem, że będzie to coś w rodzaju porównania ludzkich jaźni, matki i dziecka, zważenia która jest którą i może jakieś dziwne metafizyczne spotkania życia z życiem w obliczu niemożności zaistnienia, bo koniec chorego płodu bliski, ale cóż, nie można spodziewać się jakiejś szczególnej głębi od istot z gatunku ludzkiego.
Ta sytuacja jest dla mnie jasna - ratujemy osobę żywą i zaistniałą rzeczywiście - matkę.