Otóż, piszę ponieważ mam problem.
Stwierdzono u mnie schizofrenię jakieś 3 lata temu. Jestem z gór i chodząc do lasu czułem przemożną obecność Duchów i Istot Lasu. Nadałem im imiona, charaktery itp. ; moim "bogiem", czy jak lepiej nazwać Najwyższą Istotą był Paraćwimnita, otoczony pomniejszymi Wajatami. Nie miałem, jak mi się zdaje typowych objawów wytwórczych, tj. nic nie widziałem, nie słyszałem czego widzieć nie mogli inni. Wszystko było we mnie. W lesie. W górach.
Wszystko się zmieniło gdy wyjechałem na studia. W wielkim mieście straciłem Poczucie. Za namową dziewczyny, kiedy popadłem w totalny dół, udałem się do psychiatry. Dostałem Zolaxę i Depakine 300, później zmieniając na Zalastę 20mg i Depakine 500, ostatecznie dołożył jeszcze Solian 200mg. Co się zmieniło ? Niewiele pamiętam, poza tym iż w późniejszym czasie 2 razy byłem w szpitalu, po samookaleczeniach. Później wszystko mineło jak mi się zdaje, w miarę normalnie funkcjonowałem z akcentem na "w miarę"

Odstawiłem jednak leki i świat znów nabrał kolorów. Po jakimś czasie znów wróciłem do leków, przestawałem i tak kilka razy. Ostatnio (rok temu) postanowiłem definitywnie skończyć z lekami z powodu niezaliczonego semestru. Poszedłem na urlop zdrowotny i wracam od 14 lutego. Na wakacjach wiele czasu spędziłem w lesie i nabyłem pozytywnego tchnienia. Początkiem Zimy las szykował się do snu. Wróciłem do miasta.
Teraz, na przedsionku nowego semestru, mój duch się dusi. Myślałem, że wystarczy mi energii, ale boję się, że znów psychicznie zacznę się topić.
Wrócić do leków i zatopić się w zupie odmętnej, we własnej bezmyślności, ale "funkcjonować społecznie" ?
Nie wracać do leków, i dusić się we własnej samotności ?
Jak skończyć studia ?