Życie osoby chorej...

Proszę pisać w części ogólnej tego działu jeśli temat nie pasuje do żadnego z poddziałów.

Moderator: moderatorzy

Awatar użytkownika
Marla
zaufany użytkownik
Posty: 242
Rejestracja: wt cze 01, 2010 11:14 am
Lokalizacja: Śląsk
Kontakt:

Re: Życie osoby chorej...

Post autor: Marla »

Dzięki za dobre słowo :)
adammat1990 pisze:Droga Marlo,

walcz! Z poddania się nic Ci nie przyjdzie, a co do nauczenia się życia z tą chorobą... Uwierz mi-da się z tym żyć. Ja się tego nauczyłem, jestem teraz szczęśliwym człowiekiem, mimo choroby. Mam nadzieję, że Ty też w czymś/kimś odnajdziesz szczęście.

3maj się :)
Oj chciałabym tak kiedyś powiedzieć o sobie, że dałam radę chociażby pogodzić się z diagnozą. Cały czas mam gdzieś w głowie myśli, że jednak lekarz się myli, że to wcale nie schizofrenia.
moi pisze:Marlo,
po gorszych chwilach zawsze przychodzą lepsze. Gdy takie lepsze chwile się pojawiają, wtedy łap wiatr w żagle i nie poddawaj się w chwilach zwątpienia :)

Na pewno warto inwestować w wykształcenia (jakiekolwiek), bo to zaprocentuje w przyszłości. Z samą maturą niewiele dziś można zdziałać. Pieniędzy straconych nie żałuj - pieniądze to rzecz nabyta, zwrócą Ci się kiedyś z nawiązką :)

Pozdrawiam serdecznie.m.
Staram się w ogóle nie dopuszczać do siebie myśli, że zostanę o samej maturze. Po prostu podchodzę do skończenia jakiejś szkoły jak do rzeczy oczywistej. To mnie jakoś mobilizuje.



Wczoraj zdarzyło się coś, czego wcześniej nie doświadczyłam. Był to ogromny atak paniki. Do teraz mam dreszcze jak sobie o tym pomyśle.
Zbierało mi się na atak paniki, często takie miewam ale są one stosunkowo niewielkie i trwają około 15 minut. Polegają one na tym, że uaktywniają się moje urojenia odnośnie obserwowania mnie.
Tym razem, mimo, że byłam sama w domu, czułam, że ktoś jeszcze oprócz mnie jest. Zawsze jestem na tyle świadoma, aby wziąć tabletki uspokajające. Tak było i tym razem. Niestety z każdą chwilą czułam się coraz gorzej - w głowie już miałam myśli typu " widzą cię, uciekaj, oni wszystko słyszą" brzmiało to tak, jakby ktoś krzyczał, panikował. Skuliłam się na kanapie i histerycznie płakałam. Wzięłam kolejne tabletki uspokajające. Nic, lęk się nasilał. W tym momencie spojrzałam na telewizor i usłyszałam w głowie "chowaj się!". No to się schowałam. Skuliłam się za fotelem. Nie wiem ile tak siedziałam, po jakimś czasie znalazła mnie mama jak wróciła do domu i podobno nie mogła mnie wyciągnąć zza fotela i błagałam aby mnie nie wysyłali do szpitala. Piszę "podobno" bo nie bardzo wszystko pamiętam.
Taki atak przytrafił mi się pierwszy raz.
Co do tego szpitala to nigdy nie byłam, ale panicznie się boję, że kiedyś mogę tam trafić, teraz tym bardziej się boję, bo wyczytałam, że lek który biorę jest lekiem awaryjnym i rzadko stosowanym przez lekarzy. W głowie ciągle świdrują mi myśli, że jeżeli ten lek nie pomoże to czeka mnie szpital.
Nie wiem czy to prawda, zapytam lekarki jak się z nią zobaczę, ale do tego czasu chyba zwariuję.
ra-mta
zaufany użytkownik
Posty: 33
Rejestracja: pn lip 05, 2010 9:32 pm

Re: Życie osoby chorej...

Post autor: ra-mta »

Zycie wciąż jest życiem czy jest ono pełne cierpienia czy radości,cierpiąc tym bardziej dostrzegasz jego wartość bo chciałbyś być wolny a nie możesz,to cierpienie cię uszlachetnia z biegiem czasu to zrozumiesz,może jeszcze nie jesteś wewnętrznie gotowy na to by powiedzieć sobie-kocham to życie takim jakim ono jest,nie trać energii na negatywne myślenie bo to błędne koło-ono nic nie zmieni prócz tego,że cię wycieńczy zacznij od tego,że przytulisz do siebie mamę...potem będzie już tylko łatwiej :D
Aislinn
zarejestrowany użytkownik
Posty: 8
Rejestracja: ndz wrz 05, 2010 7:06 pm

Re: Życie osoby chorej...

Post autor: Aislinn »

Większość swojego życia spędziłam siedząc w zamkniętym pokoju, przy zgaszonym świetle,ze słuchawkami na uszach... w swoim wymyślonym świecie z wymyślonymi przyjaciółmi. Co bardzo mnie bawi i jednocześnie martwi, moje wizje są tak bardzo przyziemne, wyobrażam sobie normalne życie, życie które mogłabym prowadzić, bo mam do tego warunki, ale brak mi odwagi i chęci. Wegetuję, chociaż wszystko mam pod nosem.Boję się, łatwiej mi uciec tam, niż próbować tu.
Zawsze chciałam być muzykiem, grać na gitarze. I mam tą gitarę, moją wymarzoną... leży zamknięta w futerale,a ja tknę ją raz na ruski rok.
I kiedy tylko o tym pomyślę... przychodzi ona.
Ten głos oskarżycielki...wyzywającej mnie od najgorszych robaków,gnid, szydzący ze mnie, nienawidzący mnie jak nikt.
Potem są łzy,a czasem w ruch pójdą pięści.
Potem obiecuję sobie zmianę, że zacznę działać.
Ale nigdy się tak nie dzieje.
I wszystko od nowa.

W tym świecie mam niewielu przyjaciół,ale wartościowych. Unikam ludzi, siedzę raczej cicho, gdzieś na boku. Żadna ze mnie dusza towarzystwa, jest co prawda lepiej niż rok temu (dzięki lekom), ale i tak wolę spędzić czas w swoim świecie,z muzyką,w samotności, niż się hm... socjalizować.
Nie przepadam za ludźmi, jestem wobec nich nieufna, moje myśli odnośnie ich są raczej negatywne.
Z chęcią czytam Ciorana, przyjaciele często się mnie pytają dlaczego większość tego co czytam jest smutne, ponure,złe... a ja chyba po prostu się w tym lubuję.

Do trzynastego roku moją jedyną miłością była Muzyka, potem doszła do tego Szkocja.
Mam zamiar wybrać się tam na studia, żyć. Obiecuję sobie,że to będzie mój początek.
Czysta karta, daleko od domu, daleko od tego miejsca, którego tak nienawidzę, które napawa mnie obrzydzeniem (dlatego też uciekam do środka).
Obiecuję sobie,że będę prowadziła aktywne życie, że zacznę realizować swoje plany,marzenia...
Boję się,że znowu siebie zawiodę, a przecież nie ma w tym z pozoru nic trudnego, po prostu zrobić to.
Ale nawet zwykłe zrobić jest dla mnie wielką górą nie do przejścia.
Awatar użytkownika
boris
zaufany użytkownik
Posty: 2093
Rejestracja: wt cze 08, 2010 4:06 pm

Re: Życie osoby chorej...

Post autor: boris »

Aislinn pisze: Z chęcią czytam Ciorana, ...
A jaką książkę Ciorana najbardziej lubisz?
http://www.youtube.com/watch?v=EdmZYu9Lths
Powiedzmy przeciwnikowi otwarcie, że nie podzielamy jego idei, ponieważ je rozumiemy, i że on nie podziela naszych, ponieważ ich nie rozumie.
Gehenna
zaufany użytkownik
Posty: 9559
Rejestracja: sob lip 17, 2010 8:24 am

Re: Życie osoby chorej...

Post autor: Gehenna »

.
Ostatnio zmieniony sob sty 02, 2016 12:06 pm przez Gehenna, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
boris
zaufany użytkownik
Posty: 2093
Rejestracja: wt cze 08, 2010 4:06 pm

Re: Życie osoby chorej...

Post autor: boris »

atunia pisze:... mój maż zabronił mi czytać Ciorana...
był czas ze zaczytywałam się w niedogodności narodzin. ale z Cioranem trzeba się spierać, nie czynić z niego motta.
No co za mąż :D
Mi też bardzo podoba się książka "O niedogodności narodzin" problem tylko, że nie znalazłem zbyt dużo rzeczy z którymi mógłbym się w tej książce spierać :) . Chyba, że z samym tytułem, "niedogodność" nie oddaje całej pełni tej katastrofy jaką są narodziny :)
http://www.youtube.com/watch?v=EdmZYu9Lths
Powiedzmy przeciwnikowi otwarcie, że nie podzielamy jego idei, ponieważ je rozumiemy, i że on nie podziela naszych, ponieważ ich nie rozumie.
Awatar użytkownika
krys840
zaufany użytkownik
Posty: 70
Rejestracja: ndz mar 28, 2010 5:32 pm
Lokalizacja: Katowice/Będzin

Re: Życie osoby chorej...

Post autor: krys840 »

Moje życie to nierzadko balansowanie na krawędzi wytrzymałości, nadziei, przynajmniej ostatnio tak jest. Często nie mogę pojąć, co się dzieje, a teraz wiem, że zazwyczaj ostatnimi czasy odbijam się od dna, które nazwałbym otchłanią i niebytem. Więc dając sobie szansę na kolejne dni, lata życia podejmuję wielki bój o to, by tylko trwać z godnością. Tym bardziej, że ostatnio brakuje mi optymizmu, entuzjazmu i że zanim często się spostrzegam jestem o krok od nie poradzenia sobie z samym sobą. Czuję się obumarły i nie wiem jeszcze, jak miałbym żyć dalej wiedząc, że blisko mi do skrajności.
Znowu podejmuję kolejny bój o to, by być bardziej stabilnym emocjonalnie, bo momentami przytłacza mnie swój marazm czy patologiczny stan, degeneracja wiodąca donikąd. Nie mogę uwierzyć, że więcej zajmuje mi pomiarkowanie swoich dążeń, zanim ocknę się, gdzie się znajduję. Że nie widzę, jak obumieram, że później, gdy zaczynam jeszcze widzieć co się stało, miewam tendencję do całkowitego się zatracenia.
Nie widzę natomiast życia dla innych, których czas otchłani i niebytu to kwestia czasu.
Było wiele dni, bardzo wiele dni, kiedy nawet nie uświadamiałem sobie na co dzień, że niedaleko mi do szaleństwa. Ostatnio ulotne pragnienie śmierci czy katastroficzne odczucia własnej przyszłości, złe sny to jednak nie choroba, bo to nie jest jakiś "wkręt", wyolbrzymienie sprawy tylko odczucia pokrywają się z rzeczywistością. Lepiej znaleźć alternatywę dla powszechnego stylu życia uważam, bo mylą się ci, którzy nie widzą tak wyraźnie jak chorzy. Choć ci zazwyczaj nie potrafią zdefiniować źródeł. Mi również sprawia to nierzadko problem.
PANUJE CHAOS, WIĘC CO MAM INNEGO ZROBIĆ, JAK TYLKO OBSERWOWAĆ, AŻ PO KRES, CO ROBIĆ? Teraz kiedy w ogniu na granicy szaleństwa widzę coś z pełną mocą, co mam robić? Kiedy wreszcie pomiarkuję, bo nie wiem, co myśleć. Pozostaje mi myśleć, że moja napawająca mnie grozą energia dziś się ustabilizuje, że stanę na dwie, jak to się mówi, równe nogi. Inaczej jak?
Wówczas światło księżyca będzie jak światło słoneczne, a światło słońca stanie się siedmiokrotne, jakby światło siedmiu dni - w dniu, gdy Pan opatrzy rany swego ludu i uleczy jego sińce po razach.Izaj.30,26 - Psychoza.
Awatar użytkownika
Antonio Kontrabas
zaufany użytkownik
Posty: 6989
Rejestracja: pt sie 27, 2010 11:49 pm
płeć: mężczyzna

Re: Życie osoby chorej...

Post autor: Antonio Kontrabas »

Zgłoś ten postOdpowiedz z cytatemRe: Czy was też tak "ścina" zeldox?
przez krys840 So sie 28, 2010 1:30 pm

Byłem lekko oszołomiony, gdy po około 12 godzinach, czyli tyle, ile działa najmocniej zeldox, poczułem ulgę, z powodu której mógłbym skakać z radości. Po prostu na tle tego, co przeżywałem biorąc lek, było to jak ciepłe przytulenie mnie po długim kwileniu. Dlatego od razu przestałem brać to i po jakimś zespole odstawiennym zauważyłem zmiany. Nie ścina mnie już wieczorem, zasadniczo mniej śpię, jestem bardziej sprawny umysłowo i mam zasadniczo więcej obiektywizmu i krytycznego myślenia. Tego po lekach dosyć brakuje...

Przez przypadek na to wszedlem, przepaszam iz przytaczam, ale sie zastanawialem czy to Ty pisales? Od kiedy jestem na forum, czytam czasem Twoje posty i przyznam ze sa mocno zakrecone i bardzo przypominaja mi moje myslenie z okresu choroby. Ten jest calkiem inny, taki...zwykly i to precyzyjne wyrazanie mysli, zero metafor i religijnego uniesienia. Porownaj te posty. Moze warto wrocic do leku, moze jakiegos dobrego, typu sulpiryd czy solian, z mala dawka.
Awatar użytkownika
krys840
zaufany użytkownik
Posty: 70
Rejestracja: ndz mar 28, 2010 5:32 pm
Lokalizacja: Katowice/Będzin

Re: Życie osoby chorej...

Post autor: krys840 »

AntonPawlowicz pisze: Przez przypadek na to wszedlem, przepaszam iz przytaczam, ale sie zastanawialem czy to Ty pisales? Od kiedy jestem na forum, czytam czasem Twoje posty i przyznam ze sa mocno zakrecone i bardzo przypominaja mi moje myslenie z okresu choroby. Ten jest calkiem inny, taki...zwykly i to precyzyjne wyrazanie mysli, zero metafor i religijnego uniesienia. Porownaj te posty. Moze warto wrocic do leku, moze jakiegos dobrego, typu sulpiryd czy solian, z mala dawka.
Powiedzmy, że dla większości ludzi moje myślenie pozostanie dla nich chorobowe i biorąc pod uwagę codzienny rytm życia rzeczywiście zgodziłbym się, że na tym tle jestem opętany. Martwi mnie jedna rzecz, bo wprawdzie podążałem za uniesieniami i westchnieniami, przygodami, które sam sobie prokurowałem i które dawały mi w kość, ale ostatnio jestem zbyt słaby, zbyt zmęczony, zbyt duży marazm mnie dopadł, właściwie to to obraz nędzy jest, patologia. Ostatnio po nowym leku przez chwilę zapragnąłem śmierci ( bezpośrednio po zażyciu ), a od początku leczenia zacząłem właściwie intensywną wegetację w sensie fizycznym, bo powiedzmy że w środku ciągle sporo się działo. Dziś jednak sięgnąłem apogeum wyniszczenia i z trudem zdobywam się na myślenie, paradoks, z czasu przyjmowania leku. A to wynika z tego, że można długo funkcjonować wbrew fizycznym przesłankom, a dla mnie to było leczenie, na powiedzmy podobnym poziomie, na jakim funkcjonowaliśmy, albo w trybie, który wydaje się nam choćby w perspektywie szczytu chorobowych uniesień ( tak określiłbym bez zbytecznej nomenklatury niewyważone stany emocjonalne ) dużym załagodzeniem czy nawet remisją.
Po prostu teraz po pół roku leczenia nagle i niespodziewanie drastycznie objawia się we mnie nieporadność, której się nie spodziewałem, której nie kalkulowałem, która dopiero widzę, że jest długofalowym etapem po leczeniu.
Fakt, robiłem wiele rzeczy, które mogłyby stanowić o tym, że się wyczerpuję swoim stylem bycia, ale nie na miarę tego, co mam bezpośrednio po lekach. Biję się z myślami, kiedy myślę o tym, że jestem swoistym rekonwalescentem po leczeniu. Psychoza mnie nie zabija tak, jak stłamszenie normalnie przejawiającej się osobowości, bo nie uważam, by psychoza zawsze była chorobą. Jeśli nie zagraża mi, a zagraża mi leczenie, które prędzej czy później sprawia, że chcę umrzeć to co powinienem wybrać?
Wówczas światło księżyca będzie jak światło słoneczne, a światło słońca stanie się siedmiokrotne, jakby światło siedmiu dni - w dniu, gdy Pan opatrzy rany swego ludu i uleczy jego sińce po razach.Izaj.30,26 - Psychoza.
Awatar użytkownika
boris
zaufany użytkownik
Posty: 2093
Rejestracja: wt cze 08, 2010 4:06 pm

Re: Życie osoby chorej...

Post autor: boris »

krys840 pisze: Biję się z myślami, kiedy myślę o tym, że jestem swoistym rekonwalescentem po leczeniu. Psychoza mnie nie zabija tak, jak stłamszenie normalnie przejawiającej się osobowości, bo nie uważam, by psychoza zawsze była chorobą. Jeśli nie zagraża mi, a zagraża mi leczenie, które prędzej czy później sprawia, że chcę umrzeć to co powinienem wybrać?
A ilu leków już próbowałeś? Może są takie po których czułbyś się dobrze ?
http://www.youtube.com/watch?v=EdmZYu9Lths
Powiedzmy przeciwnikowi otwarcie, że nie podzielamy jego idei, ponieważ je rozumiemy, i że on nie podziela naszych, ponieważ ich nie rozumie.
Awatar użytkownika
krys840
zaufany użytkownik
Posty: 70
Rejestracja: ndz mar 28, 2010 5:32 pm
Lokalizacja: Katowice/Będzin

Re: Życie osoby chorej...

Post autor: krys840 »

Półtorej roku brałem leki i nie ma takich rozwiązań z zakresu farmakologii, które nie budzą kontrowersji czy zastrzeżeń, ale jeśli chodzi o neuroleptyki to brutalna inwazyjna metoda otępiania człowieka. Po prostu nie dogadamy się, bo żeby u podstaw rzeczywistości zobaczyć, z jakim zjawiskiem mamy do czynienia, to trzeba, kolokwialnie, wychylić łeb, co czasem bywa jednoznaczne z wycieńczaniem się lekiem. Ale to prawda wyzwala i daje szanse, a nie dożywotnie złudzenia.
Wówczas światło księżyca będzie jak światło słoneczne, a światło słońca stanie się siedmiokrotne, jakby światło siedmiu dni - w dniu, gdy Pan opatrzy rany swego ludu i uleczy jego sińce po razach.Izaj.30,26 - Psychoza.
Awatar użytkownika
Antonio Kontrabas
zaufany użytkownik
Posty: 6989
Rejestracja: pt sie 27, 2010 11:49 pm
płeć: mężczyzna

Re: Życie osoby chorej...

Post autor: Antonio Kontrabas »

Pamietaj, choroba czyni w mozgu o wiele wieksze spustoszenie niz najgorszy nawet lek :!:
Awatar użytkownika
debil
zaufany użytkownik
Posty: 70
Rejestracja: śr wrz 15, 2010 10:48 pm

Re: Życie osoby chorej...

Post autor: debil »

Podjąłem wyzwanie, lecz poniosłem klęskę. Jestem intelektualnym dnem i nigdy tego nie zmienię. Wracam do swojej samotni.
Ostatnio zmieniony śr sty 26, 2011 5:27 pm przez debil, łącznie zmieniany 1 raz.
Debilem jestem i źle mi z tym.
Awatar użytkownika
Antonio Kontrabas
zaufany użytkownik
Posty: 6989
Rejestracja: pt sie 27, 2010 11:49 pm
płeć: mężczyzna

Re: Życie osoby chorej...

Post autor: Antonio Kontrabas »

Jesli moge cos doradzic, to przydalby sie oprocz przeciwpsychotycznego jakis srodek na depreche, bo to chyba jest Twoim glownym problemem. Popros moze, jesli masz taka mozliwosc, o srodek ktory sie nazywa Sulpiryd, ma wlasnie rowniez swietne dzialanie antydepresyjne, poza tym aktywizuje, daje sile do dzialania, usypia lekko jedynie przez pierwsze dwa tygodnie zazywania, potem stylko super nastroj, mnostwo pomyslow, chec do zycia i dzialania! Jest to bardzo lekki srodek, podaje sie go nawet dzieciom na autyzm, lub ludziom starszym na chorobe wrzodowa, jest tez bardzo bezpieczny, kosztuje 5zl. Dawke na poczatek to bym zazywal 100mg 2xdziennie rano i przed 16 wazne ze osobno od jedzenia! 1h przed lub po, popros lekarza o ten lek, moze przepisze wieksze dawki, to bedziesz mial na zapas :D . Jeszcze co jest istotne, leki nalezy jednak zazywac regularnie, w przeciwnym razie jedynie sie trujesz nie uzyskujac dzialania terapeutycznego. Bedzie dobrze, zobaczysz, tez mialem podobnie, te wspolczesne srodki potrafia wydobyc czlowieka z nie jednego psychicznego bagna :)
Pozdrawiam!
szpilka24
zarejestrowany użytkownik
Posty: 2
Rejestracja: ndz wrz 19, 2010 3:24 pm

Re: Życie osoby chorej...

Post autor: szpilka24 »

Witam wszystkich:) u mnie schizofrenie stwierdzona 1,5 roku temu, od tamtego czasu nie miałam zadnych nawrotów:)cały czas jestem na zolafrenie, obecnie zmieniam lek na abilify i biorę te dwa neuroleptyki jednocześnie, czuję się dobrze, ale może to dlatego że przepisano mi niskie dawki obu leków(5 zolafren i 7,5 abilify).skutki uboczne jakie odczuwam to przyrost masy(znaczny...) i senność:( myślę ze mozna te chorobe pokonac.wszystko sie dzieje w naszych głowach, wiec wszystko zalezy od nas...nie zgadzam sie z twierdzeniem ze chory nie odczuwa objawów choroby, ja wszystko pamietam, wszystkie dziwaczne pytania i złudzenia towarzyszace chorobie.cały czas miałam swiadomosc, ze to co sie ze mna dzieje jest patologiczne.zycze wszsytkim powrotu do zdrowia, a przynajmniej tak jak w moim przypadku pełnej remisji:) dla mnie najwazniejsze jest to ze mam w okół siebie ludzi, którym na mnie zalezy. wiekszosc moich znajomych wie ze choruje, nie robia z tego nie widomo czego, w koncu to nie jest zarazliwe:) mam dopiero 24 lata, mam nadzieje ze moje zycie jakos sie ułozy:) nie wiem co by było gdybym zaczeła myslec inaczej:) po kładce jaka sa dla mnie leki bede szła jeszcze 1,5 roku, ciekawa jestem co bedzie w momencie kiedy trzeba bedzie skoczyc do wody;) moze po prostu zycie. mam nadzieje ze ktos odpowie na mój post, bo to pierwszy mój udział w jakimkolwiek forum:) pozdrawiam:)a co do życia z chorobą, to myślę ze dla mnie nie ma innej opcji jak po prostu życ:) chocby z ciekawosci;)
Awatar użytkownika
lea
zaufany użytkownik
Posty: 2882
Rejestracja: ndz maja 31, 2009 8:52 am
Lokalizacja: tunel czasoprzestrzenny

Re: Życie osoby chorej...

Post autor: lea »

Witaj szpilka, fajnie słyszeć takie słowa, że schizofrenia to nie wyrok i da się z tym normalnie funkcjonować. Jestem w podobnym wieku jak ty i też jestem jak na razie po jednym epizodzie, i również po trzech latach brania leków a więc za niecałe 1,5 roku spróbuję za zgodą lekarza odstawić leki, więc jestem w podobnej sytuacji jak ty.

Najważniejsze to otworzyć się na ludzi i nie myśleć ciągle o chorobie.

Pozdrawiam
pustamiska pomóż klikając
walka zaczyna się w głowie
szpilka24
zarejestrowany użytkownik
Posty: 2
Rejestracja: ndz wrz 19, 2010 3:24 pm

Re: Życie osoby chorej...

Post autor: szpilka24 »

Super że sie ktoś odezwał:) moi znajomi są wszyscy zdrowi jak ryby(chociaz dokładnie nie wiem jak jest u ryb, moze tez borykaja sie ze swoimi schorzeniami) i nie zawsze rozumieją, ze nie moge sie napic piwa, czy zajarac zioła...zal mi tylko niektórych, co zyja bez zadnych problemów, a i tak zbiera im sie na wymioty jak maja rano wstac i cos robic:/bo takich ludzi tez znam. wiecej optymizmu, a na pewno wygramy te batalie ze schizą;) to tylko jedna rzecz wiecej z która przychodzi w zyciu walczyc, wcale nie najgorsza;)pozdrawiam:D
Awatar użytkownika
Constantius
zaufany użytkownik
Posty: 413
Rejestracja: ndz lis 22, 2009 9:38 pm

Re: Życie osoby chorej...

Post autor: Constantius »

ja tam uważam że życie po psychozie jest jednak lepsze niż przed psychozą.... nie jest usłane różami, ale jest lepiej... chociaż mam lęki i depreche i czasem urojenia które sam przed sobą zamiatam pod dywan... ale nie mam takiego strachu przed ludźmi, nawiązuję z nimi kontakty, ludzie tak potwornie nie ranią, nie odgranicza mnie od świata dziwna pancerna szyba, mam hobby, uprawiam sport, co prawda nie pracuje, nie mam rodziny... ale ech tam życie nie musi się do tego sprowadzać.... generalnie czuję się pewniej jako ja, i to o dziwo że społecznie znaczę dużo mniej jako rencista niż wtedy gdy byłem zdrów i pracowałem... Zaakceptowałem że taki mój los i nie narzekam... Są gorsze kalectwa czy choroby np stwardnienie rozsiane... Lęk i doły zmuszają o myśleniu że jestem schizolem jak woła na mnie matka, i że łatwo nie będzie... w życiu są piękne tylko chwile.... i warto dla nich żyć....
Musi być ktoś kogo nie znam, a kto zawładnął mna, moim życiem, śmiercią, tą kartką
Awatar użytkownika
sheche
zaufany użytkownik
Posty: 1502
Rejestracja: czw paź 22, 2009 2:51 am
Gadu-Gadu: 67364081

Re: Życie osoby chorej...

Post autor: sheche »

A moje życie ma dwie strony: ukochany pełna akceptacja i reszta tu bywa różnie....
Nobody-333
zaufany użytkownik
Posty: 273
Rejestracja: sob sie 07, 2010 9:13 am

Re: Życie osoby chorej...

Post autor: Nobody-333 »

nie ma ludzi na świecie którzy mają idealne życie ... nie ma czegoś takiego ... każdy musi przeżyć swoje na tej planecie ... jest zbyt dużo możliwości... a nawet jeśli człowiek dobrze wybiera ... to i tak nie wszystko zależy od niego...
ODPOWIEDZ

Wróć do „dyskusja ogólna”