
Oj chciałabym tak kiedyś powiedzieć o sobie, że dałam radę chociażby pogodzić się z diagnozą. Cały czas mam gdzieś w głowie myśli, że jednak lekarz się myli, że to wcale nie schizofrenia.adammat1990 pisze:Droga Marlo,
walcz! Z poddania się nic Ci nie przyjdzie, a co do nauczenia się życia z tą chorobą... Uwierz mi-da się z tym żyć. Ja się tego nauczyłem, jestem teraz szczęśliwym człowiekiem, mimo choroby. Mam nadzieję, że Ty też w czymś/kimś odnajdziesz szczęście.
3maj się
Staram się w ogóle nie dopuszczać do siebie myśli, że zostanę o samej maturze. Po prostu podchodzę do skończenia jakiejś szkoły jak do rzeczy oczywistej. To mnie jakoś mobilizuje.moi pisze:Marlo,
po gorszych chwilach zawsze przychodzą lepsze. Gdy takie lepsze chwile się pojawiają, wtedy łap wiatr w żagle i nie poddawaj się w chwilach zwątpienia
Na pewno warto inwestować w wykształcenia (jakiekolwiek), bo to zaprocentuje w przyszłości. Z samą maturą niewiele dziś można zdziałać. Pieniędzy straconych nie żałuj - pieniądze to rzecz nabyta, zwrócą Ci się kiedyś z nawiązką
Pozdrawiam serdecznie.m.
Wczoraj zdarzyło się coś, czego wcześniej nie doświadczyłam. Był to ogromny atak paniki. Do teraz mam dreszcze jak sobie o tym pomyśle.
Zbierało mi się na atak paniki, często takie miewam ale są one stosunkowo niewielkie i trwają około 15 minut. Polegają one na tym, że uaktywniają się moje urojenia odnośnie obserwowania mnie.
Tym razem, mimo, że byłam sama w domu, czułam, że ktoś jeszcze oprócz mnie jest. Zawsze jestem na tyle świadoma, aby wziąć tabletki uspokajające. Tak było i tym razem. Niestety z każdą chwilą czułam się coraz gorzej - w głowie już miałam myśli typu " widzą cię, uciekaj, oni wszystko słyszą" brzmiało to tak, jakby ktoś krzyczał, panikował. Skuliłam się na kanapie i histerycznie płakałam. Wzięłam kolejne tabletki uspokajające. Nic, lęk się nasilał. W tym momencie spojrzałam na telewizor i usłyszałam w głowie "chowaj się!". No to się schowałam. Skuliłam się za fotelem. Nie wiem ile tak siedziałam, po jakimś czasie znalazła mnie mama jak wróciła do domu i podobno nie mogła mnie wyciągnąć zza fotela i błagałam aby mnie nie wysyłali do szpitala. Piszę "podobno" bo nie bardzo wszystko pamiętam.
Taki atak przytrafił mi się pierwszy raz.
Co do tego szpitala to nigdy nie byłam, ale panicznie się boję, że kiedyś mogę tam trafić, teraz tym bardziej się boję, bo wyczytałam, że lek który biorę jest lekiem awaryjnym i rzadko stosowanym przez lekarzy. W głowie ciągle świdrują mi myśli, że jeżeli ten lek nie pomoże to czeka mnie szpital.
Nie wiem czy to prawda, zapytam lekarki jak się z nią zobaczę, ale do tego czasu chyba zwariuję.