do śmierci... jak dziecko do matki

Moderator: moderatorzy

Daniel - pogromca lwów
zarejestrowany użytkownik
Posty: 19
Rejestracja: ndz lip 16, 2006 5:49 pm

do śmierci... jak dziecko do matki

Post autor: Daniel - pogromca lwów »

Jestem za... niestety zauważyłem coś co zrozumiałem niedawno.. że ludzie chorzy ciągną do swojej choroby a właściwie do śmierci jak dziecko do matki. Chcą ją znaleźć.

Jakie jest wyjście? Znaleźć ojca i skupić się na ziemi. Zgodzić się na prawa ziemi.. przecież wszytsko rośnie a później umiera..wszystko na ziemi takie jest..spoglądanie w niebo czasem mrozi pustką i próżnią i nic tam ciekawego nie znajdujemy. Jak wchodzę na to forum i pomyślę że mam tą chorobę od razu czuję się gorzej.

Nie wierzcie tej całej terminologii schizofrenii.. bo jak wytłumaczyć np. bulimię albo anoreksję? Czy nie dziwne, że ludzie zagładzają się na śmierć? Polecam cały czas terapię B. Hellingera.

Schizofrenia jest zapewne chorobą umysłu..i jak czytam inne osoby to tak to wygląda. Widzę jednak że wszytsko jest bardziej ukryte niż sądzimy i nie są to zwykłe braki przekaźników neuronowych..ale jest to dużo głębsze.

Nie znalazłem jeszcze osoby na tym forum która wyleczyłaby się lekami..mało tego wszyscy prędzej czy pózniej je odstawiali bo czuli się jeszcze gorzej lub uwięzieni. Wszyscy też bywalcy raczej twierdzili że należy polegać na sobie- słowem walczyć by być normalnym nawet pomimo złych momentów. I ja tak myślę. Mocno przemawia do mnie teoria Berta Hellingera który mówi że jesteśmy często uwikłanie w coś nie jest nami a duszą innych osób często zmarłych.

www.hellinger.pl

Pozdrawiam
Życzę wszytskim powodzenia
Awatar użytkownika
krys840
zaufany użytkownik
Posty: 70
Rejestracja: ndz mar 28, 2010 5:32 pm
Lokalizacja: Katowice/Będzin

Re: do śmierci... jak dziecko do matki

Post autor: krys840 »

Nie jest też czasem tak, że "porządny" schizofrenik umartwia się tak bardzo, również poprzez leczenie psychiatryczne, że w końcu ponosi mentalną śmierć. Także już przestaje się troszczyć o to, o co powszechnie przyjęło się troszczyć, chyba że nie przeżył jeszcze dramatycznego wstrząsu, który jest jednocześnie adekwatny do jego wyzucia się z sił. Jednocześnie chory jest pogrążony niejednokrotnie w rozpaczy, nie brakuje mu zgryzot, ale od czasu do czasu przekracza on siebie i granice swoich możliwości. Wyzwala duszę poprzez uniesienia emocjonalne i roszczenia jakby do świata tak, że zajmuje go eksploracja wnętrza, jakby pokonywał granice możliwości. Stąpa po krawędzi czy zajmuje go żywioł rozpalonych zmysłów, jak wzburzone morze, które przemierza, by dotrzeć do poznania. Jest to poznanie głębsze i szczersze niż jakiekolwiek, tak więc może schizofrenicy mają u podstaw więcej rozeznania, lepiej dostosowują się do zmiennych rzeczywistości. Moja teoria brzmi tak, że oczekują oni zmian i samodoskonalą się.
Przestałem się leczyć niecałe dwa tygodnie temu, a ostatnie miesiące leczenia to był wielki marazm. Dziś zastanawiam się, czy to, że udaje mi się pokonać drobne bariery, jakich nie udawało mi się pokonać podczas leczenia, to nie efekt przypływu sił po odstawieniu leków. Wiem, że raczej zawsze roztrwonię siły i czas tak, że potem nie mam już odrobiny animuszu, żeby żyć jak inni i to jest najczęściej źródłem mojego rozdarcia, ale wierzę, że to ma sens. Nie umiem inaczej spojrzeć na swoje życie. Moje uniesienia emocjonalne, które dla wielu pozostaną chorobowymi dają mi coraz bardziej racjonalne powody, by twierdzić, że jednak ten paradoks życia mnie ocali. Może od złego.
Funkcjonuję na granicy czasem i boję się, że puszczą mi nerwy, strzelę samobója, ale ciągle też wierzę, że tak nie będzie. I choć nie miałem długo powodu, by twierdzić, że to, co robię ma przyszłość, to jednak ostatnio ( pomimo że to szaleństwo jakby ) widzę nadzieję.
Wówczas światło księżyca będzie jak światło słoneczne, a światło słońca stanie się siedmiokrotne, jakby światło siedmiu dni - w dniu, gdy Pan opatrzy rany swego ludu i uleczy jego sińce po razach.Izaj.30,26 - Psychoza.
Awatar użytkownika
Antonio Kontrabas
zaufany użytkownik
Posty: 6989
Rejestracja: pt sie 27, 2010 11:49 pm
płeć: mężczyzna

Re: do śmierci... jak dziecko do matki

Post autor: Antonio Kontrabas »

krys840 pisze:Nie jest też czasem tak, że "porządny" schizofrenik umartwia się tak bardzo, również poprzez leczenie psychiatryczne, że w końcu ponosi mentalną śmierć. Także już przestaje się troszczyć o to, o co powszechnie przyjęło się troszczyć, chyba że nie przeżył jeszcze dramatycznego wstrząsu, który jest jednocześnie adekwatny do jego wyzucia się z sił. Jednocześnie chory jest pogrążony niejednokrotnie w rozpaczy, nie brakuje mu zgryzot, ale od czasu do czasu przekracza on siebie i granice swoich możliwości. Wyzwala duszę poprzez uniesienia emocjonalne i roszczenia jakby do świata tak, że zajmuje go eksploracja wnętrza, jakby pokonywał granice możliwości. Stąpa po krawędzi czy zajmuje go żywioł rozpalonych zmysłów, jak wzburzone morze, które przemierza, by dotrzeć do poznania. Jest to poznanie głębsze i szczersze niż jakiekolwiek, tak więc może schizofrenicy mają u podstaw więcej rozeznania, lepiej dostosowują się do zmiennych rzeczywistości. Moja teoria brzmi tak, że oczekują oni zmian i samodoskonalą się.
Przestałem się leczyć niecałe dwa tygodnie temu, a ostatnie miesiące leczenia to był wielki marazm. Dziś zastanawiam się, czy to, że udaje mi się pokonać drobne bariery, jakich nie udawało mi się pokonać podczas leczenia, to nie efekt przypływu sił po odstawieniu leków. Wiem, że raczej zawsze roztrwonię siły i czas tak, że potem nie mam już odrobiny animuszu, żeby żyć jak inni i to jest najczęściej źródłem mojego rozdarcia, ale wierzę, że to ma sens. Nie umiem inaczej spojrzeć na swoje życie. Moje uniesienia emocjonalne, które dla wielu pozostaną chorobowymi dają mi coraz bardziej racjonalne powody, by twierdzić, że jednak ten paradoks życia mnie ocali. Może od złego.
Funkcjonuję na granicy czasem i boję się, że puszczą mi nerwy, strzelę samobója, ale ciągle też wierzę, że tak nie będzie. I choć nie miałem długo powodu, by twierdzić, że to, co robię ma przyszłość, to jednak ostatnio ( pomimo że to szaleństwo jakby ) widzę nadzieję.
Dosc wyraznie widac nawracajaca sie depresje, nastepnym etapen bedzie psychoza, kroczysz faktycznie po tafli lodu. To co piszesz o poszerzeniu swiadomosci nie jest potrzebne zwyklym smiertelnikom, chyba ze masz cel w tym, niewiem malujesz, zamierzasz stworzyc cos - powiesc, ksiazke, ale nawet wtedy musi byc ktos, przewodnik co bacznie Cie obserwuje i uchroni przed krokiem w przepasc. Chcesz sie rozwinac, byc nadczlowiekiem i myslisz ze to uszczesliwia? Dostojewski chcial to wyrazic w Zbrodni i karze, zamienil na morderstwo bo by sie nie sprzedalo. Nie warto unosic ten ciezar. Bawisz sie z choroba jak kot z myszka, lecz nie jestes kotem, a mysz moze sie okazac krokodylem. Wybierz zycie odzyskaj je, jestes mlody, dlaczego chesz sie poswiecic, w imie czego? Przezylem to co nazywasz dramatycznym wstrzasem i zrozumialem wazna rzecz - zycie czlowieka nie nalezy do konca do niego, niema prawa je zaprzepascic. Bo nie wiesz jaki bedzie bilans Twojej walki. Twoje zycie nalezy do Boga do bliskich ludzi, ktorym do konca zycia jestes cos winien, do nie bliskich ludzi, ktorzy ksztaltowali Cie za cene swego zycia. Czlowiek winien jest milosci, winien ja dawac i brac, inaczej poprostu dzieje sie cos zlego. Odchodzi sie od Boga!
Piszesz o lekach, ze to one zabijaja w tobie ducha, i to nieprawda, dusze zabijaja narkotyki!
Leki pomagaja na nowo odbudowac umartwione czlowieczenstwo. Odpowiedzie leki zaznacze, nie nalezy byc slepa owca i jesc marchew na ktora sie jest uczulonym. Sprawa lekarzy jest zapisywac leki, Twoja odnalezc dobre dla Ciebie. Lekarz jest jedynie czlowiekiem, moze sie mylic, moze mu zalezec na pieniadzach za wypisywanie przestarzalych farmaceutykow. Roznie bywa. Dostalem rispolepta po ktorym mam glebokie blizny na rekach, dostalem tez solian po ktorym odnalazlem milosc, zdobylem prace, odzyskalem rodzicow, wybralem zycie!
Zycze Ci rowniez zycia, gdzyz jestes go wart.
Pozdro
Awatar użytkownika
Antonio Kontrabas
zaufany użytkownik
Posty: 6989
Rejestracja: pt sie 27, 2010 11:49 pm
płeć: mężczyzna

Re: do śmierci... jak dziecko do matki

Post autor: Antonio Kontrabas »

Nie znalazłem jeszcze osoby na tym forum która wyleczyłaby się lekami..mało tego wszyscy prędzej czy pózniej je odstawiali bo czuli się jeszcze gorzej lub uwięzieni.


A znalazles osobe, moze, nawet na innym forum, co sie wyleczyla insulina z cukrzycy? Ja znam osobe ktora pomimo zaawansowanej cukrzycy zrezygnowala z renty i pracuje na wysokim i odpowiedzialnym stanowisku, przyjmujac ogromne dawki leku ktorego nie odstawi do konca zycia, gdyz chce zyc! Znam tez osoby zazywajace dziesiatki neuroleptykow i robiace kariere! Lecz nie znam ani jednej osoby z depresja lub psychoza ktora prowadzi normalne zycie, uczy sie, pracuje, zaklada rodzine :!:
Nobody-333
zaufany użytkownik
Posty: 273
Rejestracja: sob sie 07, 2010 9:13 am

Re: do śmierci... jak dziecko do matki

Post autor: Nobody-333 »

porównanie schizofrenii do cukrzycy :?:
Awatar użytkownika
Antonio Kontrabas
zaufany użytkownik
Posty: 6989
Rejestracja: pt sie 27, 2010 11:49 pm
płeć: mężczyzna

Re: do śmierci... jak dziecko do matki

Post autor: Antonio Kontrabas »

Bardzo wlasciwe, i tu i tu chodzi o zachwiana chemie organizmu :!:
Awatar użytkownika
dan
moderator
moderator
Posty: 2097
Rejestracja: śr mar 22, 2006 12:24 am
płeć: mężczyzna
Lokalizacja: Poznań

Re: do śmierci... jak dziecko do matki

Post autor: dan »

AntonPawlowicz pisze:Lecz nie znam ani jednej osoby z depresja lub psychoza ktora prowadzi normalne zycie, uczy sie, pracuje, zaklada rodzine :!:
Teraz już znasz :). Miło mi.
Znam takich jeszcze więcej.
Można bez leków, oczywiście zależnie od przypadku. Wymaga to bardzo dużo pracy nad sobą i zależy od stopnia degradacji organizmu, przyczyny zachorowania, ilości przebytych epizodów (każdy degraduje coraz bardziej).

Natomiast, nie znam ani jednej osoby, która z depresji wyleczyłyby leki. Przez wyleczenie rozumiem brak depresji po odstawieniu medykamentów.
Zapraszam do rozmowy na czacie.
Awatar użytkownika
Antonio Kontrabas
zaufany użytkownik
Posty: 6989
Rejestracja: pt sie 27, 2010 11:49 pm
płeć: mężczyzna

Re: do śmierci... jak dziecko do matki

Post autor: Antonio Kontrabas »

Wybacz, ale dla mnie to bzdura, widocznie nie miales schizofrenii ani psychozy :D Albo miales i masz nadal, tylko nie zdajesz sobie z tego sprawy :!: Co takiego robisz, ze uwazasz ze prowadzisz normalne zycie, a nie jestes zamkniety w czterch scianach siedzac na swoich czterch literach :D
A powiedz prosze, kogo wyleczyla insulina z cukrzycy?
Awatar użytkownika
dan
moderator
moderator
Posty: 2097
Rejestracja: śr mar 22, 2006 12:24 am
płeć: mężczyzna
Lokalizacja: Poznań

Re: do śmierci... jak dziecko do matki

Post autor: dan »

AntonPawlowicz pisze:... widocznie nie miales schizofrenii ani psychozy :D Albo miales i masz nadal, tylko nie zdajesz sobie z tego sprawy :!:
Podważasz właśnie zasadność przyznanej mi renty i diagnozę kilku lekarzy, w tym pobytu w szpitalu.
Psychoza, a schizofrenia, to dwie różne rzeczy. Pierwsza ma z drugą tyle wspólnego, że występuje przewlekle.
Psychoza może wystąpić choćby w wyniku szoku, zwłaszcza w PTSD (zespół stresu pourazowego) i w wielu, wielu innych przypadkach.
Abstrahując już od innych czynników środowiskowych, które przy odpowiedniej wrażliwości mogą doprowadzić do psychozy.
Wbrew przedawnionej i nieaktualnej już wiedzy, mózg potrafi się "regenerować".
AntonPawlowicz pisze:Co takiego robisz, ze uwazasz ze prowadzisz normalne zycie, a nie jestes zamkniety w czterch scianach siedzac na swoich czterch literach :D
Pracuję, studiuję, podróżuję. Spotykam się ze znajomymi, mieszkam z dziewczyną, razem prowadzimy gospodarstwo domowe. Jeśli wg. Ciebie, to nie jest funkcjonowanie, to szkoda dyskusji.
Może powinienem jeszcze do tego lewitować i posiadać praktyczną umiejętność znajdowania się w trzech miejscach w tym samym czasie? ;)
AntonPawlowicz pisze:A powiedz prosze, kogo wyleczyla insulina z cukrzycy?
Nie znam nikogo takiego i nigdy nie poznam. Ponieważ insulina to hormon, który powinien zostać wyprodukowany przez trzustkę w normalnych okolicznościach, kiedy jej czynność nie jest zaburzona.
To coś innego (choć podobnego) do rzekomego zaburzenia neuroprzekaźnictwa w mózgu. To jest regulowane naturalnie choćby przez sytuacje zewnętrzne, nasze myśli i inne naturalnie stymulujące mózg procesy.
Zapraszam do rozmowy na czacie.
Awatar użytkownika
krys840
zaufany użytkownik
Posty: 70
Rejestracja: ndz mar 28, 2010 5:32 pm
Lokalizacja: Katowice/Będzin

Re: do śmierci... jak dziecko do matki

Post autor: krys840 »

Nie bawię się chorobą, choć przyznam, że wiara w to, że pójście za żywiołem odstawania od standardów bytowych, tzn., nie tłamszenie pobudek wynikających z pozornie stanów chorobowych z pozoru wygląda jako naiwność. Zaczynając się leczyć po dwóch tygodniach poczułem się fatalnie, tak, że myślałem o śmierci. Wcześniej nie przychodziły mi do głowy skrajności, jakie przejawiałem przez cały okres leczenia. Potem odstawiłem leki i powiem tylko tyle, że skłonności jakby chorobowe prowadziły mnie zawsze tam, gdzie nie mogłem standardowo pełnić role społeczne i tak jest poniekąd nadal. Ale to, co miałem w zamian nie prowadziło mnie do myśli samobójczych, ba, wstydziłem się, że byłem słaby, a czułem się stłamszony bezpośrednim działaniem leku.
Żyję jakby trawiąc czas, ocierając się jakby o granice zasadności swojego jakby biernego trwania. Ciągle wierzę, że się zachowam, ostanę, podczas gdy często, jakby w duchu paranoi, widzę katastrofę tych, którzy bezkrytycznie poddali się wykonawstwu powszechnego planu społecznego.
Leczenie powoduje u mnie stany takie, jak po przedawkowaniu narkotyku, tzn., apogeum leczenia to dla mnie momenty krytyczne w życiu. Ostatnio wziąwszy nowy lek czułem, że jakby umieram...
Czułem się tak, jakbym powolnie odchodził w otchłań czy zatapiał się w głęboką toń, ogarniała mnie trwoga a patrząc na ludzi, którzy w ogóle mnie nie rozumieli czułem, jakbym im zawadzał. Po prostu zabijało mnie to, że realnie widzę katastroficzne scenariusze, ale nie oparte o sztuczne myślenie, imaginacje, chorobę, tylko realne odczucia balansowania na krawędzi wytrzymałości, wynikające z totalnej degeneracji. Ci ludzie patrzyli na mnie widząc mężczyznę młodego, a ja chciałem im manifestować chyba, że jeśli to pozostawią i nie znajdą realnych źródeł poza spekulacjami pseudonaukowymi o biochemii mózgu, to realny jest wstrząs w postaci mojego dramatu i innych, których bezpośrednio lub pośrednio byłbym wstanie pociągnąć za sobą. Mężczyźni najczęściej przekraczają granice i giną. Widzę wiele analogii do mojej postawy, więc ma znaczenie to, że potrafiłem wyczuć momenty krytyczne w przeciwieństwie do potencjalnych zabójców np. na drogach, czy tych, którzy giną, by naznaczyć piętnem, ofiarą i krwią systemowe realia ( wojny światowe ).
Jeśli chodzi o moje przeżycia jakby prokurowane sobie, które są zupełnie jakby nieadekwatne do tego, czego powinienem standardowo chcieć, to przynoszą mi one sporo radości i dają wiedzę oraz ukojenie. Nie jest to świadomość na miarę rozpoetyzowania, ale użyteczna i praktyczna umiejętność zachowania się w czasach krytycznych. Stąd wszelkie chorowanie zresztą. Przynajmniej w to wierzę.
Wówczas światło księżyca będzie jak światło słoneczne, a światło słońca stanie się siedmiokrotne, jakby światło siedmiu dni - w dniu, gdy Pan opatrzy rany swego ludu i uleczy jego sińce po razach.Izaj.30,26 - Psychoza.
Awatar użytkownika
Antonio Kontrabas
zaufany użytkownik
Posty: 6989
Rejestracja: pt sie 27, 2010 11:49 pm
płeć: mężczyzna

Re: do śmierci... jak dziecko do matki

Post autor: Antonio Kontrabas »

Nie znam nikogo takiego i nigdy nie poznam. Ponieważ insulina to hormon, który powinien zostać wyprodukowany przez trzustkę w normalnych okolicznościach, kiedy jej czynność nie jest zaburzona.
To coś innego (choć podobnego) do rzekomego zaburzenia neuroprzekaźnictwa w mózgu. To jest regulowane naturalnie choćby przez sytuacje zewnętrzne, nasze myśli i inne naturalnie stymulujące mózg procesy.

Jak cos jest zdefektowane od urodzenia, lub jak piszesz wskutek traum, nie moze byc regulowane - sam sobie przeczysz. Dla mnie takim samym hormonem jest serotonina :D Jest zwyklym sterydem mozgowym, obecna jest takze prolaktyna i inne, ktore sa zwiazane z jej stezeniem, wspolzalezne itd.
Nie odpowiem za reszte, gdyz nie znam Cie osobiscie i niemoge wnioskowac o stopniu naginania przez Cibie prawdy :D Bron boze nie nazywam tez Cie klamca, ale zrozum tez mnie, obracam sie w pewnym srodowisku, chorych osob, lekarzy i nie sa mi znane tego typu przypadki, wybacz. Nie podwazam tez postawionej Tobie diagnozy, choc samo to, ze sie nie leczysz, juz nie kwalifikuje Cie do pobierania renty. Wniosek: niegdy nie byles chory, byles chory na co innego, zle rozpoznanie :D chyba ze sie wyleczyles i jestes ewenementem, a moze Ciebie wyleczyly leki, co jak piszesz mozliwe nie jest :roll:
PS roznica miedzy psychoza i schizofrenia nie jest tak pewna latwa i prosta jak to opisujesz, glowia sie nad tym naukowcy od dziesiecioleci i nie doszli wciaz do spojnych wnioskow. Nadal to biala plama w nauce. Zobacz chocby moje F20 - jedne zrodla podaja - zespol paranoidalny (psychoza), inne - schizofrenia paranoidalna 8) Nawet w zusie Ci nie powiedza co masz :D
To ze mozg rozwija sie mowia nawet dzieciom w przedszkolu, zadna nowosc to nie jest, jest to podzial, namnazanie sie powysilkowe komorek szarej istoty, lecz napewno nie regeneracja obumarlych komorek np w przypadku wylewu czy udaru. Jednak to i tak niema znaczenia, gdyz niema wiele wspolnego z neuroprzekaznikami oraz chemia serotoninowo dopaminowa, ktorej blizej jest juz do trzustki wraz z jej podawanym w zastrzykach hormonem.
Ostatnio zmieniony śr wrz 01, 2010 4:43 pm przez Antonio Kontrabas, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
Antonio Kontrabas
zaufany użytkownik
Posty: 6989
Rejestracja: pt sie 27, 2010 11:49 pm
płeć: mężczyzna

Re: do śmierci... jak dziecko do matki

Post autor: Antonio Kontrabas »

Krys tragizm jak dla mnie przemawia przez Ciebie, to jest jak bym slyszal siebie samego sprzed kilku laty, zanim podjalem leczenie stale. Tak przejawia sie choroba. Te stany moga cieszyc, dawac ukojenie, radosc, ale to jest zludzienie. Spadasz w otchlan, to niema przyszlosci i racji bytu. Jestes czlowiekiem, zwierzeciem stadnym, myslisz ze Ci pozwola tak trwac? Tak jak pisalem wczesniej, za duzo jestes winien innym zeby siebie zaprzepascic. Jedyne co osiagniesz to biale plamy w zyciorysie. A ten mniemany rozwoj psychodeliczno-psychiczny zostanie okupionym niemoca i rownie wielka pustka. Niewarto. Nie chce przytaczac moich metafizycznych wywodow do ktorych doszedlem, sa nudne, powiem tylko ze nalezy wybrac leczenie. Poczatki moga byc trudne, tez uwazalem ze leki to narkotyki, trucizna, zazywanie ich bedzie katastrofa dla mnie i smiercia dla najblizszych. Ale to nie byla i nie jest prawda, to przemawialo, przemawia chorobowe OPETANIE. Mala dawka, DOBREGO leku, powrot do spoleczenstwa, szeroko pojmowane zycie, to jedyna droga! Nie mozesz trwac w ten sposob! Czasy pustelnikow dawno minely, nie jestes takze w Tybecie. Tu jest Polska Twoj dom, jestes jej obywatelem, chcesz tego czy nie. Urodziles sie w spoleczenstwie, jestes mu to winien. Jestes winien zycia, milosci, potomstwa!
Awatar użytkownika
dan
moderator
moderator
Posty: 2097
Rejestracja: śr mar 22, 2006 12:24 am
płeć: mężczyzna
Lokalizacja: Poznań

Re: do śmierci... jak dziecko do matki

Post autor: dan »

Wnioskuję, że nie dysponujesz specjalistyczną wiedzą z psychiatrii, psychologii, czy ogólnie medycyny (choć wiesz na prawdę sporo).
W związku z czym taka dyskusja znów będzie najpierw udowadnianiem rzeczy, które już zostały zarówno udowodnione, jak i spisane.
Powszechnie znaną wiedzą jest też, że ok. 1/3 pacjentów po przebytym epizodzie psychotycznym nigdy więcej już na psychozę nie zapada. Samo wystąpienie psychozy nigdy nie świadczy od razu o schizofrenii, która jest chorobą przewlekłą i polega na nawracających psychozach, którym dodatkowo towarzyszą tzw. objawy osiowe. Natomiast w psychozę można, jak już wspominałem wpaść z różnych przyczyn. Jedna z nich może być np. długotrwałe zażywanie amfetaminy (tzw. psychoza amfetaminowa). Psychozę można wywołać celowo, np. LSD, psylocybiną czy prześlicznie się prezentującym muchomorem czerwonym.
Zagłęb się kiedyś tak faktycznie w artykuły naukowe. Generalnie, diagnostyka w psychiatrii, to wielki misz-masz.
Ja też obracam się w środowisku chorych, ale także specjalistów i studentów.
Nie chce mi się nic udowadniać na forum, bo i tak ku temu szanse są marne.
Zapraszam kiedyś na zlot, to mogę się przygotować merytorycznie, pozbierać dane i dokumenty z nadzieją na ciekawą dyskusję w kontakcie na żywo :).

P.S.
Mózg, to nie trzustka.
Mózg poddaje się stymulacji zewnętrznej(bezinwazyjnej, bez sztucznego wprowadzenia żadnej substancji do organizmu).
Jak myślisz, czy po śmierci współmałżonka mózg takiego człowieka(będącego w depresji sytuacyjnej) funkcjonuje tak samo, jak człowieka, który nie cierpi z powodu depresji? Więc, co spowodowało inną regulację gospodarki neuroprzekaźnikowej u niego?
Odpowiedz sobie sam.
Zapraszam do rozmowy na czacie.
Awatar użytkownika
Antonio Kontrabas
zaufany użytkownik
Posty: 6989
Rejestracja: pt sie 27, 2010 11:49 pm
płeć: mężczyzna

Re: do śmierci... jak dziecko do matki

Post autor: Antonio Kontrabas »

Mózg, to nie trzustka.
Mózg poddaje się stymulacji zewnętrznej(bezinwazyjnej, bez sztucznego wprowadzenia żadnej substancji do organizmu).

Widzisz, mnie odsylasz to materialow naukowych, ktore, zaznacze sa tak bardzo rozne, ze bez problemu znalazlbym, tak samo, potwierdzenie, jak i obalenie moich oraz Twoich argumentow. Sam nie siegnales po dane dotyczace cukrzycy. Cukrzyk tak samo bez zadnych substancji z zewnatrz zareagowalby na smierc zony zapascia, jak psychotyk nawrotem.
Awatar użytkownika
dan
moderator
moderator
Posty: 2097
Rejestracja: śr mar 22, 2006 12:24 am
płeć: mężczyzna
Lokalizacja: Poznań

Re: do śmierci... jak dziecko do matki

Post autor: dan »

AntonPawlowicz pisze: Cukrzyk tak samo bez zadnych substancji z zewnatrz zareagowalby na smierc zony zapascia, jak psychotyk nawrotem.
AntonPawlowicz, nie zrozumieliśmy się. Miałem na myśli zdrową osobę w obliczu takiej sytuacji. Zdrowa trzustka przecież nie przestanie nagle być zdrową z powodu śmierci współmałżonka(zdarza się to, lecz wtedy jest to psychosomatyka). Natomiast funkcjonowanie zdrowego mózgu ulegnie zmianie.
Zapraszam do rozmowy na czacie.
Awatar użytkownika
Antonio Kontrabas
zaufany użytkownik
Posty: 6989
Rejestracja: pt sie 27, 2010 11:49 pm
płeć: mężczyzna

Re: do śmierci... jak dziecko do matki

Post autor: Antonio Kontrabas »

PS wystarczy zobaczyc badz ktory z mnostwa leksykonow lub ksiazek o narkotykach, ww marichuana, amfetamina, lsd, kokaina, psylocybina, mda i wielu innych w nastepstwie zazycia moze powodowac psychoze, stany psychotyczne tozsame ze schizofrenia. Tu sie klania slawna w moich postach :lol: biala plama w nauce w dziedzinie schizofrenii :roll: . Nigdzie nie jest powiedziane wprost - narkotyki powoduja schizofrenie. Widzimy tu bardzo ostrozne postepowanie - powiedzenie czegos w taki sposob, by nie moglo swiadczyc o powiedzianym :lol: I nie wpadajac tu we wszelke paranoje, warto odwolac sie do slow Bodka (fajnie gada ten kolo, na you tube obejrzalem sobie bez cenzury) komus poprostu na tym zalezy, ktos za to placi, a ktos bierze by to co pewne bylo zamglone, a to co udowodnione stanowilo biala plame. Podobnie sprawa sie ma z przepisywaniem przestarzalych neuroleptykow, przedwojennych, pierwszej generacji typu haloperidol, lub troszke nowszych, typu rispolept, ale nie wiem czy nie bardziej szkodliwych niz leczacych. I to w dobie takich farmakologicznych rewelacji jak solian czy abilify! :(
Awatar użytkownika
Antonio Kontrabas
zaufany użytkownik
Posty: 6989
Rejestracja: pt sie 27, 2010 11:49 pm
płeć: mężczyzna

Re: do śmierci... jak dziecko do matki

Post autor: Antonio Kontrabas »

dan pisze:
AntonPawlowicz pisze: Cukrzyk tak samo bez zadnych substancji z zewnatrz zareagowalby na smierc zony zapascia, jak psychotyk nawrotem.
AntonPawlowicz, nie zrozumieliśmy się. Miałem na myśli zdrową osobę w obliczu takiej sytuacji. Zdrowa trzustka przecież nie przestanie nagle być zdrową z powodu śmierci współmałżonka(zdarza się to, lecz wtedy jest to psychosomatyka). Natomiast funkcjonowanie zdrowego mózgu ulegnie zmianie.
Wybacz, ale to juz jest zbyt skomplikowane jak dla mnie, nasza dyskusja :lol: Nie wiem co chcesz powiedziec, za bardzo sie to zamotalo :roll: Poza tym, chyba juz dawno odbiega od glownego watku :!:
Awatar użytkownika
Antonio Kontrabas
zaufany użytkownik
Posty: 6989
Rejestracja: pt sie 27, 2010 11:49 pm
płeć: mężczyzna

Re: do śmierci... jak dziecko do matki

Post autor: Antonio Kontrabas »

Tak, zlot, z pewnoscia, to swietna sprawa, slowo mowione, zazwyczaj, nie prowadzi do tak zagmatwanych sytuacji, przyklad takowej mamy tu, powyzej :arrow: Jak to sie mowi, dozyjemy, zobaczymy :)
Pozdro
Awatar użytkownika
krys840
zaufany użytkownik
Posty: 70
Rejestracja: ndz mar 28, 2010 5:32 pm
Lokalizacja: Katowice/Będzin

Re: do śmierci... jak dziecko do matki

Post autor: krys840 »

Zgadzam się, że co poniektórzy chorzy ciągną do śmierci jak dziecko do matki. Wiem, że rzeczy, które sobie robiłem, sytuacje które sobie prokurowałem były bardzo wycieńczające, że żyję jakby w trybie inwigilowania czy zaszczucia, uwięzienia czy gorzej niż więzienia; jak w reality show, które po pewnym czasie nie zostawia w tobie krzty entuzjazmu i zapału. Co gorsza popadasz w skarajności niejako i psychodeliczne doznania, bo psychicznie się poddajesz. Popadasz w taki marazm, że kiedy patrzysz w niebo, to czasem rzeczywiście czujesz się papalony mrozem i przerażają cię najbliższe perspektywy życia, a czasem są to tylko prozaiczne czynności. Pustka jest tak obezwładniająca i przytłaczająca, że czasem błagasz Boga, by ci pozwolił to przejść. Chwile uniesienia ostro kontrastują z niżem i to jest fakt, ale nie jest to życie pustelnicze i nie jest to tylko wegetacja, która przedłuża się w nieskończoność. Ogólnie jednak można poczuć się czasem tak, jak wtedy, gdy silny mróz weryfikuje twoje plany, bo znalazłszy się na zewnątrz myślisz tylko o tym, by pokonać śnieg, pustkę i grozę zamarznięcia. Nie kwitniesz wtedy, ba, ale czasem przejmuje cię żywa nadzieja.
Myślę sobie, że przeżywając tyle poniekąd chorobowych doświadczeń zobaczyłem i zdobyłem wiedzę na temat realiów życia, że mogę odwołać się do doświadczeń, które w lot pomagają mi rozumieć kim jestem i dokąd zmierzam. Pomaga mi to, paradoksalnie, budować u podstaw, bo odzyskuję dziedzictwo najbliższych i długoterminowe perspektywy, składając m. in. świadectwo o tym, jakie są czasem jedyne drogi prowadzące do życia, a nie do piekła. I wiem, że powszechna społeczna droga drogą życia nie jest. To droga do zguby...
Wówczas światło księżyca będzie jak światło słoneczne, a światło słońca stanie się siedmiokrotne, jakby światło siedmiu dni - w dniu, gdy Pan opatrzy rany swego ludu i uleczy jego sińce po razach.Izaj.30,26 - Psychoza.
Awatar użytkownika
Antonio Kontrabas
zaufany użytkownik
Posty: 6989
Rejestracja: pt sie 27, 2010 11:49 pm
płeć: mężczyzna

Re: do śmierci... jak dziecko do matki

Post autor: Antonio Kontrabas »

To mowisz nie Ty, lecz twoja choroba! Ty jestes zyklym normalnym czlowiekiem co chce zyc, kochac i rozwijac sie. Za eksperymenty czasem slono sie placi, a sa bledy za ktore pokutuje sie cale zycie, sa tez takie ktorych naprawic sie nieda.
ODPOWIEDZ

Wróć do „autoagresja”