Czy jest sens to dalej ciągnąć?

Dla osób szukających ogólnej pomocy i wstępnej orientacji dotyczącej choroby.
Kto umie dokładniej nazwać problem proszę pisać w działach tematycznych "Ogólnej dyskusji"

Moderator: moderatorzy

Regulamin forum
Uwaga: o pomoc w konkretnych sprawach, dla których odpowiednie działy istnieją w "Dyskusji Ogólnej" proszę pisać tam.Tutaj tylko w sprawie ogólnej pomocy w zorientowaniu się w tematyce, np. gdy ktoś szuka wstępnej pomocy, co począć z taką chorobą i jak nazwać i określić jej objawy
pusty
zaufany użytkownik
Posty: 13
Rejestracja: czw cze 24, 2010 2:11 pm

Czy jest sens to dalej ciągnąć?

Post autor: pusty »

Witam wszystkich.
Chciałbym zwrócić się do Was o pomoc i jakąkolwiek radę co dalej ze sobą zrobić.
Opiszę po krótce historię swojej choroby:
Choruję na schizofrenię (jaką dokładnie nie jestem pewien) już od 5-ciu lat.
Przez ten czas byłem hospitalizowany 7 razy. Miałem różne rozpoznania. Na początku lekarze widzieli we mnie poprostu depresję i leczyłem się samymi antydepresantami przez dosyć krótki czas dopóki nie stało się ze mną coś dziwnego... Ale może najpierw powiem co było puktem zapalnym mojej choroby, która siedziała już we mnie od wczesnych lat dzieciństwa. Było to rozstanie ze moją byłą dziewczyną. Popadłem w jakieś dziwne lęki, czułem się już wtedy nie pewnie, np. miałem nie słuszne obawy o to, że jej były chłopak chce sie na mnie zemścić, że jestem z jego byłą dziewczyną. W efekcie tych obaw w końcu nie wytrzymałem, spękałem i sam powiedziałem jej, że "może lepiej będzie jak zostaniemy przyjaciółmi.Jak latwo sie domyslic, dziewczyna mnie rzuciła, a ja jak glupek pare sekund później zacząłem ją przepraszać że to powiedzialem i chcialem, zeby do mnie wrocila - teraz po 5-ciu latach wiem ze byl to poczatek koszmaru, który zaczął się kilka tygodni po tym zdarzeniu. Mianowicie nie wytrzymałem już od tych bijących się w mojej głowie myśli i w końcu, spanikowany poprosiłem rodziców, żeby zabrali mnie do psychiatryka.
Trafiłem dokładnie 5 lat tamu na oddział i tam po miesiącu hospitalizacji rozpoznali u mnie schizofrenie prostą.
Wtedy, z tego co czytałem w kartach, byłem okropnie wycofany i w utrudnionym kontakcie. Sam nawet pamietam jak sie wtedy czułem. Nie odzywałem się do nikogo, nawet do rodziców. Diagnozę wystawili na podstawie wywiadu z moimi rodzicami, którzy opisywali co się ze mną działo przez najbliższe kilka lat; mniej więcej od 14-go roku życia zaczynałem "cichnąć" tzn. traciłem kontakt słowny z rodzicami, nie odpowiadałem na pytania, byłem opryskliwy itd. Natomiast poza domem, wśród kolegów, byłem zupełnie inny. Uśmiechnięty, wygadany, z poczuciem humoru.Widać tu było już poważne zaburzenie osobowości. Czułem ( i nadal czuję ), że przed każdym gram kogoś innego, jakąś inną osobę, nie siebie.
Wracając do szpitali, zaraz po pierwszej hospitalizacji poszedłem na oddział dzienny, gdzie już diagnoza była inna: zaburzenia schizotypowe.
Następnie rodzice załatwili mi poleconą przez kogoś tam lekarkę, która nie zauważyła u mnie jakiejkolwiek psychozy (schizofrenii) i odstawiła mi leki zastępując je lżejszymi. W konsekwencji czego po jakimś czasie pojawiły się u mnie bardzo silne urojenia schizofreniczne. Wylądowałem na oddziale zamkniętym, na którym byłem 3 miesiące. Przeżyłem tam prawdziwy koszmar. Straciłem całkowicie kontakt z rzeczywistością a treści urojeń już dzisiaj nie jestem w stanie przekazać bo pamięć się powoli zaciera. Pamietam, jakieś urywki, wiem, że było to coś niesamowitego i wyjątkowego, wszystko nabrało innego znaczenia. Tego się poprostu nie da ogarnąć ani opisać.Czułem niesamowity lęk.Tkwiłem w tym bardzo długo, jeszcze po wyjściu ze szpitala. Cierpiałem na silną depresję poschizofreniczną, z której wychodziłem bardzo ale to bardzo długo.W końcu udało się. W trakcie remisji czułem się w miare dobrze jednak towarzyszyły mi nie przerwanie nazwane przeze mnie silnymi "stanami" lęki zmixowane z urojeniami i odczuciem niesamowicie silnego WSTYDU. Żaden lek przeciwlękowy na te "stany" nie pomagał. Po kilku latach jednak udało mi się znaleźć sposób na to. Był to lek nasenny imovane, który brałem w tych trudnych momentach dla "zabicia" tego strasznego wstydu, lęków i urojeń. Nie nadużywałem go jednak, gdyż wiedziałem że ten lek uzależnia.Gdy łapał mnie ten stan, bałem się poprostu wszystkiego co mnie otacza i jakby wszystkich bodźców które do mnie docierają. Dlatego też bałem się wychodzić z domu na dłużej bo bałem się, że mnie ten stan złapie gdzieś na środku miasta i co wtedy zrobię. Problem stanowi tutaj to, że gdy mnie to łapało to ponoć nic na zewnątrz nie było po mnie widać. Poprostu gdy szedłem z kimś to zaczynałem cichnąć a w środku w głowie przeżywałem piekło.
Chciałbym jednak wkońcu powrócić do tytułu mojego tematu i mojego pytania czy warto życie z tą chorobą dalej kontynuować.
Obecnie od ponad pół roku wzmagam się z ciężką psychozą i z tygodnia na tydzień, z miesiaca na miesiąc czuję się
coraz gorzej. Od jakichś 4mc zażywam ketrel, który z jednej strony jako jedyny lek zgasił mi te "stany" jednak zabrał mi też przy okazji wszystkie uczucia jakie miałem, jakąkolwiemk radość z życia. Stopniowo staję się coraz bardziej bezczynny, nie odczuwam nudy, mogę leżeć godzinami na łóżku i patrzyć się w sufit. Jedyne co teraz odczuwam to to, czego lek mi nie wykasował czyli ciągłe rozmowy w głowie. Nie słyszę głosów ani nic z tych rzeczy, lecz to jest tak, że moje myśli brzmią jak głosy. Tzn ciągle układają mi się jakieś rozmowy, dyskusje z kimś, rozmowy z lekarzami, uwagi rodziców to wszystko układa sie niby w jakąś tam.. logiczną całość. Czuję obecnie, że te myśli zawładnęły całym moim umysłem i jakby nie mam już swoich myśli. Po ketrelu jestem okropnie zawieszony. Pamięć operacyjną mam niesamowicie słabą. Po jakiejś sekundzie zapominam co ktoś do mnie mówił, nic nie mogę zapamiętać, mam wrażenie że wczorajszy dzień był jakiś miesiąc temu i wogóle go nie pamiętam. Nawet wieczorem nie pamiętam co się działo rano czy nawet pare godzin temu... Kapiel pod prysznicem zajmuje mi ok.40min gdyż te rozmowy w głowie ciągle przeszkadzają mi w wykonywaniu nawet tak prostych czynności. Piszę teraz ze szpitala, w którym jestem już półtora miesiąca i z tygodnia na tydzień jest coraz gorzej. Nie czuję nic, ani radości, ani smutku ani lęku przed niczym. Nawet to co widzę wydaję mi się obce, tak jakbym non stop patrzył na świat zza szyby.Nie wiem co jest juz polekowe a co jest spowodowane moją chorobą, w głowie mam totalna sieczkę i czuję, że coraz trudniej przekazuje mi się to co myślę...
Lekarz na moją prośbę zmniejszył mi ketrel z 700mg na 500mg ( w przeciągu paru tygodni ).Oprócz tego biorę solian (chyba 400mg).
Nie mam siły już dalej pisać, czuję teraz że mój post zamienia się w to co mam w swojej glowie czyli jeden wielki chaos...
Proszę powiedzcie co dalej robić... czy jest jeszcze jakakolwiek szansa na wyzdrowienie?

Zgóry dzięki za wszystkie rady.
Pozdrawiam Was.
Pamal
zaufany użytkownik
Posty: 10457
Rejestracja: sob gru 29, 2007 11:07 pm

Re: Czy jest sens to dalej ciągnąć?

Post autor: Pamal »

Nie pękaj. Czytałam, że w schizofrenii "zdarzają się późne wyzdrowienia".
pusty
zaufany użytkownik
Posty: 13
Rejestracja: czw cze 24, 2010 2:11 pm

Re: Czy jest sens to dalej ciągnąć?

Post autor: pusty »

Heh zdarzają sie... w takie cuda chcialbym wierzyc.
Najbardziej dokucza mi teraz brak odczuwania jakichkolwiek przyjemności (nawet najmniejszych).Odkąd biore ketrel to stopniowo się to pogłębia. Coraz mniej rzeczy mnie interesuje itd. Lekarze mówią że to jest ta cała anhedonia, która występuje po ostrej fazie schizofreni.Szczerze mówiąc mój pierwszy epizod (ten w których miałem te straszne urojenia) był silniejszy ale po nim nie miałem aż takiej anhedonii. To było 3 lata temu i pamietam że w szpitalu jeszcze wtedy jakoś funkcjonowalem. Teraz jest 100x gorzej.
Czy ktoś z Was cierpiał na anhedonię i mu przeszła? Czy do końca życia już nie odczuję żadnej przyjemności? Czy ta choroba u mnie aż tak szybko postępuje? Jak tak dalej pójdzie to za pare miechów stane sie totalnym warzywem. Okropnie się boje...
Awatar użytkownika
manka
zarejestrowany użytkownik
Posty: 24
Rejestracja: sob kwie 18, 2009 8:56 pm
Lokalizacja: Polska

Re: Czy jest sens to dalej ciągnąć?

Post autor: manka »

witam Cie wyeliminuj ketrel.Oczywiscie powinienes sie oprzeć na diagnozie lekarza, lecz ketrel otępia i czuje sie warzywem gdy sie lek zazywa
Awatar użytkownika
hvp2
zaufany użytkownik
Posty: 11093
Rejestracja: ndz lis 04, 2007 2:14 am
płeć: mężczyzna

Re: Czy jest sens to dalej ciągnąć?

Post autor: hvp2 »

pusty pisze:Heh zdarzają sie... w takie cuda chcialbym wierzyc....
Potwierdzam, że zdarzają się późnie wyzdrowienia/długotrwałe remisje. Ja jestem tego przykładem!! (Po kilkunastu latach chorowania i doznawania wielu bardzo przykrych stanów podobnych do opisywanych przez Ciebie)
pusty pisze: Najbardziej dokucza mi teraz brak odczuwania jakichkolwiek przyjemności (nawet najmniejszych).Odkąd biore ketrel to stopniowo się to pogłębia. Coraz mniej rzeczy mnie interesuje itd. Lekarze mówią że to jest ta cała anhedonia, która występuje po ostrej fazie schizofreni.....
A jedzenie?
pusty pisze: Czy ktoś z Was cierpiał na anhedonię i mu przeszła? Czy do końca życia już nie odczuję żadnej przyjemności?
Cierpiałem na anhedonię i mi przeszła. Teraz świat mnie wabi
i pragnę kontaktów z ludźmi. Choć z drugiej strony nie miewam tak ekstremalnych emocji jak u nastolatka.

Podsumowując: jest sens dalej to ciągnąć!!!
Melisa
zaufany użytkownik
Posty: 740
Rejestracja: pt sty 12, 2007 10:44 pm

Re: Czy jest sens to dalej ciągnąć?

Post autor: Melisa »

Dobieranie leków to często koszmar, przez który na pewno większość z nas przechodziła. Rzadko się zdarza że lek będzie trafiony od razu ale cierpliwość się opłaca. U mnie od 5 lat jest w zasadzie OK. Jasne że miewam czasem większe lub mniejsze dołki ale ogólnie nie jest źle. Dogadzam sobie jak mogę i już prawie zapomniałam co to anhedonia. Do wytrwałych świat należy :wink:
Melisa
pusty
zaufany użytkownik
Posty: 13
Rejestracja: czw cze 24, 2010 2:11 pm

Re: Czy jest sens to dalej ciągnąć?

Post autor: pusty »

Troche mnie pocieszyliscie, dzieki.
Jednak dzisiaj wróciłem ze szpitala na przepustke i dopadł mnie znów ten "stan" lękowy i do tego spory dół + myśli samobójcze.
Musiałem wziąć sobie lorafen bo nie dawałem rady. Teraz czuje się w miarę ok. Nie wiem co będzie jutro.
Jedyne czego chce to żeby wróciły mi zainteresowania i ogólna radość z życia.
Nie wiem jak mam zmusić swojego lekarza, żeby zmniejszył/odstawił mi ketrel. Obecnie jestem na 500-tce ale to nadal dużo za dużo. Najlepiej zmieniłbym go na abilify lub coś co już brałem kiedyś, a lekarz mi mówi:"nie damy panu abilify bo nie mamy go na naszym oddziale" no to jak to usłyszałem to mi ręce opadły. Trzeba będzie się ewakuować chyba z tego szpitala. Zastanawiam się tylko co po tym. Myślę nad oddziałem dziennym.
pusty
zaufany użytkownik
Posty: 13
Rejestracja: czw cze 24, 2010 2:11 pm

Re: Czy jest sens to dalej ciągnąć?

Post autor: pusty »

Witam Was ponownie.
Tydzień temu wyszedłem ze szpitala. Mimo wielu starań z mojej strony udało mi się wywalczyć zmniejszenie dawki ketrelu do 400mg. Do tego biorę jeszcze 400mg Solian-u i z takimi dawkami muszę ciągnąć jeszcze miesiąc bo wtedy mam najbliższą wizytę u lekarza.
Czuję się aktualnie fatalnie. Wygasam coraz bardziej. Coraz ciężej mi się przebić do rzeczywistości. Emocje wygasły już praktycznie w 100%. Czuję nicość, mam jedynie świadomość myśli które przebiegają nieustannie przez moją głowę. Czuję że te myśli są w dużym stopniu oderwane od tego co aktualnie wokół mnie się dzieje. Widzę, że moja pamięć operacyjna stopniowo się kurczy i nie ogarnia już tego wszystkiego. Mam jakby świadomość tylko małego wycinku myśli, trochę tak jakbym próbował złapać i zatrzymać na chwilę rzekę która cały czas gdzieś płynie w nieskończoność. Próbuję sam pomyśleć sobie o czymś ale nie potrafię. Ze świata zewnętrznego łapę jeszcze najlepiej informacje o mojej chorobie, ale też już coraz mniej. Nie rozumiem większości tego co ludzie do mnie mówią podczas rozmowy. Ten chaos, który mam już od lat w głowie chyba wyłazi coraz bardziej na wierzch. Nie umiem opowiadać o niczym co ktoś mi narzuci, a jeśli próbuję coś poskładać (żeby wyszła z tego logiczna całość) to wychodzi to coraz bardziej chaotycznie i mam coraz większe wrażenie, że nie trzyma się to kupy. Ta pamięć operacyjna skurczyła się już do tego stopnia, że mówiąc jakieś dłuższe zdanie zacinam się i nagle nie pamiętam wogóle o czym zacząłem mówić (w przeciągu dosłownie 1-2 sekund). Pamięć już miałem słabą po pierwszym epizodzie a teraz po kolejnym mam jakby 10x gorszą. Jeszcze jakiś czas temu coś mnie cieszyło.. teraz z dnia na dzień zajmuje się coraz to prostrzymi czynnościami, w trakcie których próbuję sobie wmawiać, że sprawiają mi przyjemność.
Nie wiem w jakim stopniu mój stan jest spowodowany lekiem (konkretnie Ketrelem), a w jakim chorobą. Mam do tego jeszcze ten Solian, może to za dużo?
Mimo tej tragedii, która się ze mną non stop dzieje, ciągle mam nadzieje, że będzie lepiej, że wrócę chociaż do stanu sprzed listopada 2009 kiedy jeszcze się czułem w miarę. Jak myślicie, czy to się kiedyś skończy? Czy w końcu coś poczuje? Jakąś radość, może jakiś smutek...? Czy to już wszystko jest nie odwracalne?
Kiedyś na prawdę byłem wartościowym człowiekiem... czułem dużo, miłość, byłem pełen życia, wesoły, miałem mnóstwo pomysłów, poczucie humoru, talent do muzyki, do rysowania, pisałem ponoć piękne, długie opowiadania, wypracowania, umiałem dobrze angielski.... i gdyby nie choroba pewnie dalej z tymi wartościami kontynuowałbym życie, ale niestety, wszystko to straciłem i momentami strasznie mi tego brakuje...
Czasami nie mam już siły dalej żyć i wraca podstawowe pytanie: czy jest sens to dalej ciągnąć, skoro ciągle jest gorzej i gorzej a nic lepiej?

PS. Nawet tekst tego postu musiałem od nowa przeczytać i popoprawiać masę błędów, powtórzeń wyrazów, jakichś bezsensownych liter w zdaniach. No koszmar, nie długo już do Was pewnie nic nie będę w stanie napisać, stracę całkiem kontakt z rzeczywistością wejdę do łóżka i już z niego nie wstanę...
Awatar użytkownika
jojo
zaufany użytkownik
Posty: 2303
Rejestracja: czw gru 11, 2008 6:27 pm

Re: Czy jest sens to dalej ciągnąć?

Post autor: jojo »

Pusty, nadal jesteś wartościowym człowiekiem, choroba tego nie przekreśla. Koniecznie porozmawiaj ze swoim lekarzem i powiedz mu, jak się czujesz, może trzeba zmienić Ci leki lub ich dawki? Jak będziesz się gorzej czuć, to spróbuj pójść wcześniej do lekarza- może Cię przyjmie, jak powiesz, że czujesz się gorzej?

Pusty, czy czujesz się przygnębiony? Czy masz depresję? Z Twoich słów przebija smutek.

Nie trać nadziei, jest wiele leków, może lekarz w końcu dobierze Ci ten właściwy. Czy możesz pójść wcześniej do lekarza?

Myślę, że jest sens dalej to ciągnąć, bo jest wiele leków na rynku i jest szansa, że w końcu trafisz na ten właściwy. Życzę Ci, żeby lekarz właściwie dobrał Ci leki i żebyś poczuł się lepiej. :)
To, że jakiś lek komuś służy, nie znaczy że nie zaszkodzi innej osobie. :(
pusty
zaufany użytkownik
Posty: 13
Rejestracja: czw cze 24, 2010 2:11 pm

Re: Czy jest sens to dalej ciągnąć?

Post autor: pusty »

Jojo, nie czuję, żebym miał w 100 procentach depresję. Wiadomo, że to wszystko co się ze mną dzieje nie przyprawia mnie o dobry nastrój, więc na pewno jestem trochę smutny... Ja nie potrafię siebie ocenić obiektywnie, często pytam się domowników jak oni mnie odbierają, co widać po mnie itd. Sam niestety nie jestem w stanie tego wyczuć. Mam jedynie non-stop te myśli, które jakie by nie były - czy smutne, czy wesołe - nie wpływają na moje zewnętrzne zachowanie. Od zawsze praktycznie czułem, że jest duża przestrzeń pomiędzy tym co myślę a tym co mówie. Najgorsze dla mnie jest to, że nie potrafię przekazywać innym tych wszystkich "głosów", rozmów itd. Poprostu są one jakby głęboko ukryte i przebiegają zbyt szybko.. nie potrafię złapać jakiegoś fragmentu i wypowiedzieć go światu. Zostałem na te myśli skazany, czuję się przez to strasznie samotny bo chętnie pogadałbym z kimś "żywym" z zewnątrz a nie sam ze sobą w myślach...
Jeśli chodzi o mojego lekarza to nie chce mu za bardzo głowy zawracać, i tak już dzwoniłem do niego parę razy jak byłem w szpitalu. Pozatym u mnie nie da się obecnie powiedzieć że w jakimś momencie się gorzej czuję, jest większość czasu tak samo. Łapią mnie czasem te stany wstydu, a jak ten stan minie to nie czuję go praktycznie wcale. I tak to się w kółko kręci. Na Ketrelu jestem bardzo uspokojony i wyczyszczony z lęków więc wytrzymać wytrzymam ten miesiąc do wizyty ale boję się, że będzie z dnia na dzień gorzej. Boję się też, że ten lek mi uszkodzi mózg a jak nie uszkodzi to na pewno bardzo go rozleniwi gdyż nie mogę się na niczym skoncentrować i głowa nie pracuje.
A jeśli chodzi o dobieranie leków to ja zażywałem już chyba wszystko co tylko możliwe. Jedyny lek którego nie brałem to Abilify i to jest moja ostatnia nadzieja.
Jojo, mimo wszystko dzięki za Twoje słowa. Wiesz, zawsze to dla mnie jakieś światełko w tunelu jak ktoś powie że jeszcze jest jakaś szansa. Momentami w to wierzę, ale są też takie chwile, że myślę tylko o śmierci.
Awatar użytkownika
zbyszek
admin
Posty: 8034
Rejestracja: ndz lut 02, 2003 1:24 am
Status: webmaster
płeć: mężczyzna
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Re: Czy jest sens to dalej ciągnąć?

Post autor: zbyszek »

Witaj Pusty, ja także znam doskonale poczucie WSTYD-u, które opisujesz. Twój pierwszy post świadczy o dobrym zorganizowaniu w myśleniu. To co odczuwasz to depresja poszpitalna i popsychotyczna. Ona trochę potrwa. Nie obawiaj się niczego, bierz przepisane leki, bo one POMAGAJĄ, choć tego nie widzisz ! Daj sobie luzu, nie stresuj się obawami o przyszłe życie. Zobaczysz jakoś samo się ułoży.

A propos dziewczyna: Powodem rozejścia była choroba ! a nie odwrotnie powodem choroby rozejście. Nawiąż kontakt z Twoją dziewczyną. Niczego się nie wstydź ani nie obawiaj, bo nie mogłeś postąpić inaczej.
pozdrawiam serdecznie
wlodi5
zarejestrowany użytkownik
Posty: 2
Rejestracja: pt paź 09, 2009 2:36 am
płeć: mężczyzna
Gadu-Gadu: 4633472

Re: Czy jest sens to dalej ciągnąć?

Post autor: wlodi5 »

Witam ponownie. To znowu ja.
Od mojego ostatniego postu minął prawie miesiąc.
Moim zdaniem mój stan (tak jak myslałem) pogorszył się znacznie. W międzyczasie byłem na dwutygodniowym "urlopie" u siebie na wsi w górach. Tydzień temu wróciłem i od poniedziałku chodzę na oddział dzienny.
Mój stan emocjonalny, uczuciowy i przedewszystkim intelektualny pogarsza się w zastraszającym tempie. Przed chwilą usiłowałem napisać post na tym forum w dziale leki>ketrel o skutkach ubocznych jakie mnie dotykają. Jednak po napisaniu i późniejszym przeczytaniu swoich wypocin uznałem, że post jest tak chaotycznie, nieskładnie i beznadziejnie napisany, że nie nadaje się do pokazania nikomu. Wróciłem więc do swojego starego wątku, żeby tutaj napisać mniej więcej jak to wszystko postępuje.
Z jednej strony (tego co widać na zewnątrz) jednak robie jakieś małe kroczki. Chodze na oddział, próbuję uczestniczyć tam w zajęciach, rozmawiać w miarę możliwości z ludzimi. Jednak w środku czuję, że ze mną jest coraz gorzej. Jak jeszcze miesiąc temu cokolwiek mnie cieszyło to w tej chwili już ledwo włączam komputer bo nie mam ochoty nic na nim robić. Miesiąc temu jeszcze w coś pograłem i troche bo trochę ale mnie to cieszyło. Obecnie czuję że nie wiele czuję, nic mnie nie cieszy, pamięć się nie poprawia. Straciłem uczucia do swojej rodziny, do matki, brata. Teraz jestem w stosunku do nich nie miły, wszystko co powiem przeradza się w kłutnie. Już nie jestem w stanie pisać.. przepraszam.. nie mogę... to chyba mój koniec..
Awatar użytkownika
zbyszek
admin
Posty: 8034
Rejestracja: ndz lut 02, 2003 1:24 am
Status: webmaster
płeć: mężczyzna
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Re: Czy jest sens to dalej ciągnąć?

Post autor: zbyszek »

Wlodi, nie martw się. Wszystkie sprawności wrócą same. Najważniejsze, żeby nigdy nie wróciła choroba.
pozdrawiam Cię serdecznie, pisz tylko jak masz ochotę i w tym wątku.
Awatar użytkownika
lukaszek
zarejestrowany użytkownik
Posty: 15
Rejestracja: pt lip 23, 2010 6:18 pm
Lokalizacja: Kraków

Re: Czy jest sens to dalej ciągnąć?

Post autor: lukaszek »

nie poddawaj się! 3mam kciuki za Ciebie by wszystko się ułożyło(a tak się na pewno stanie), powodzenia!
Nobody-333
zaufany użytkownik
Posty: 273
Rejestracja: sob sie 07, 2010 9:13 am

Re: Czy jest sens to dalej ciągnąć?

Post autor: Nobody-333 »

wlodi5 pisze: Jak jeszcze miesiąc temu cokolwiek mnie cieszyło to w tej chwili już ledwo włączam komputer bo nie mam ochoty nic na nim robić. Miesiąc temu jeszcze w coś pograłem i troche bo trochę ale mnie to cieszyło. Obecnie czuję że nie wiele czuję, nic mnie nie cieszy, pamięć się nie poprawia.

Uważam że komputer to - minimum zainteresowań , jeżeli już nawet tego nie robisz , to powinieneś coś zmienić w leczeniu :

a) idz do swojego psychiatry niech ci zmieni leki
b) zmień psychiatre na innego
c) przestań brać tabletki
Awatar użytkownika
zbyszek
admin
Posty: 8034
Rejestracja: ndz lut 02, 2003 1:24 am
Status: webmaster
płeć: mężczyzna
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Re: Czy jest sens to dalej ciągnąć?

Post autor: zbyszek »

Zaprzestanie brania leków oznacza najprawdopodobniej nawrót choroby i co się z tym wiąże powrót do szpitala. To jest wynik wielu badań klinicznych. Dodatkowo prawie każdy pacjent tej choroby ma inklinację do odstawiania leków. Z tego powodu leczenie wymaga samozaparcia. Namawiając do rezygnacji niszczysz je. Dlatego nie udzielaj proszę takich porad na tym forum.
Nobody-333
zaufany użytkownik
Posty: 273
Rejestracja: sob sie 07, 2010 9:13 am

Re: Czy jest sens to dalej ciągnąć?

Post autor: Nobody-333 »

Nie namawiam nikogo , to są tylko opcje do wyboru, nie wiem która z nich jest najlepsza. Każdy wybiera sam i na własną odpowiedzialność. Może wypisałem za mało możliwości , ale nic mi już do głowy nie przychodzi.
Guzik
zaufany użytkownik
Posty: 320
Rejestracja: śr sty 20, 2010 12:41 am

Re: Czy jest sens to dalej ciągnąć?

Post autor: Guzik »

wlodi5! Żaden koniec! Jeśli czujesz że jest coraz gorzej to porozmawiaj z lekarzem, powiedź jak się czujesz, może zmienić Tobie leki, może być lepiej, zmienianie psychiatry i odstawienie leków nie jest chyba żadnym rozwiązaniem. Twój lekarz nie wiedząc o tym co czujesz nie może pomóc, nie wie że powinien.
pusty
zaufany użytkownik
Posty: 13
Rejestracja: czw cze 24, 2010 2:11 pm

Re: Czy jest sens to dalej ciągnąć?

Post autor: pusty »

Sorki ale dopiero dzisiaj zauważyłem że zdradziłem po części swoją osobę wpisując z rozmachu swój rzeczywisty login - wlodi5. Specjalnie założyłem nowy login "pusty", żeby zachować anonimowość. Jak widać nie udało się ;)

Jednak narazie wolę zostać przy "pusty-m" niż przy "wlodi5".
Uważam że komputer to - minimum zainteresowań
Na pewno masz rację. Jednak mnie od dużo dłuższego czasu nie interesuje prawie nic tylko komputer. Obecnie martwię się bardziej tym co na tym komputerze robie, czyli prawie nic. Same najprostrze czynności nie wymagające zbytniego myślenia - bo właśnie z myśleniem mam największy problem. Z zapamiętywaniem, kojarzeniemm faktów, korzystaniem ze swojej (manej bo marnej) wiedzy. Jak np. oglądam jakikolwiek film to czasem uda mi się zrozumieć jakiś tylko ogólny sens, nie potrafie zagłębić się w szczegóły itd. Jak jestem np. w kinie w towarzystwie to się tylko modlę, żeby ktoś mnie po seansie nie zapytał "co sądze o filmie". Nie umiałbym na to pytanie odpowiedzieć, tak samo nie potrafiłbym nawet streścić o czym on był... Poprostu tragedia. Mój mózg jakby już nie funkcjonował, pozostaje mi już chyba tylko los warzywa.

Powiedzcie mi, czy to może być już trwały defekt poschizofreniczny? Czy sprawność intelektualna nie powróci? Nigdy już nie zrozumiem filmu/gry/byle czego..? Jeszcze dodam, że nadal nic się nie zmienia jeśli chodzi o brak odczuwania przyjemności. Mam ich coraz mniej, zamiast coraz więcej... koszmar.

Jutro na oddziale zaczepię swojego nowego lekarza. Jeszcze się nie znamy, więc zanim dojdę do sedna, najpierw będe musiał mu naopowiadać coś o sobie.
Jutro zdam relacje.

Dziękuję Wam za wszystkie słowa wsparcia. Pozdrawiam!
Guzik
zaufany użytkownik
Posty: 320
Rejestracja: śr sty 20, 2010 12:41 am

Re: Czy jest sens to dalej ciągnąć?

Post autor: Guzik »

pusty pisze: (...)bo właśnie z myśleniem mam największy problem. Z zapamiętywaniem, kojarzeniemm faktów, korzystaniem ze swojej (manej bo marnej) wiedzy. Jak np. oglądam jakikolwiek film to czasem uda mi się zrozumieć jakiś tylko ogólny sens, nie potrafie zagłębić się w szczegóły itd. Jak jestem np. w kinie w towarzystwie to się tylko modlę, żeby ktoś mnie po seansie nie zapytał "co sądze o filmie". Nie umiałbym na to pytanie odpowiedzieć, tak samo nie potrafiłbym nawet streścić o czym on był... Poprostu tragedia. Mój mózg jakby już nie funkcjonował, pozostaje mi już chyba tylko los warzywa.
Moja mama po udarze nie mogła przeczytać krótkiego artykułu w gazecie bo nie wiedziała o co chodziło na początku, i do czego doczepić to co czyta, problemem było zapamiętanie np 3 punktowej listy zakupów, problemem było znalezienie w głowie słów, teraz jest zdecydowanie lepiej, może czytać książki, więcej zapamiętać, z pewnością nie jest warzywem chociaż było tragicznie, więc to nie musi być trwały defekt, mam nadzieję że lekarz Tobie pomoże.
ODPOWIEDZ

Wróć do „kto pomoże”