To forum jest dla mnie wielkim wybawieniem, przez ostatnie dni dowiedziałem się stąd wielu istotnych rzeczy. Dość mocno też się podbudowałem i może mam jeszcze nadzieje na to, że uda się coś zmienić i naprawić.
Sam mam HIV (dla niewtajemniczonych już się na to nie umiera

Może od początku. Poznałem swojego chłopaka półtora roku temu, przez długi czas spotykaliśmy się tylko jako znajomi. W wakacje zeszłego roku zapytał się mnie czy mógłby się do mnie na 2 tygodnie wprowadzić, nie było żadnego problemu, fajnie się razem bawiliśmy. Później on znalazł sobie mieszkanie, razem je umeblowaliśmy i wtedy się zaczęło. Pewnej nocy zadzwonił z krzykiem, że zhakowałem jego komputer, spiskuje przeciwko niemu i jestem w zmowie z jakimiś innymi jego znajomymi po to aby zniszczyć mu życie. Później wysłał mi wiadomość, pełną nieprzyjaznych epitetów, że nie chce mieć ze mną nic wspólnego, podsumowując, że jestem diabłem. Były wakacje, ja miałem parę wyjazdów i ze względu na to, że byliśmy tylko znajomymi postanowiłem to olać. W październiku wznowiliśmy kontakt i zdecydowaliśmy się być razem. On mi wszystko wyjaśnił, że się pomylił, że to nie ja, że to inne osoby, przeprosił, wszytko super. Ja założyłem, że ok taka historia jest możliwa i jeszcze nic nie podejrzewałem. Niestety identyczne sytuacje powtarzają się cały czas. Mianowicie, że ja bądź ktoś inny zhakował jego komputer, że jest obserwowany, że w domu zainstalowane ma kamery. Regularnie niszczy wszelkie urządzenia elektroniczne jak komputery (już 3 zniszczone laptopy od października '16), komórki, 2 tygodnie temu zniszczył projektor za 1000 euro. Tłumaczy to tym, że on wie, że coś jest w środku, ktoś coś zainstalował/podłożył, raz nawet powiedział że w komputerze jest bomba, ktoś czyha na jego życie i komputer rozniósł w drobny mak. Wiecznie oskarża mnie o zdrady, używając bardzo niemiłych słów. Cały czas wszystko argumentuje, ale czasami jego argumenty przeczą nawet prawom fizyki. Jego fantazje są tak irracjonalne, że wielokrotnie traciłem cierpliwość. Słyszy głosy (głównie mój), czasami mówi że widział mnie przez okno na ulicy. Ciągle opowiada historie o jakimś bardzo silnym i wpływowym mężczyźnie który ingeruje i próbuje zniszczyć jego życie. Ja zaczynam myśleć, że ten mężczyzna to jego druga osobowość, bądź z nim utożsamia chorobę - nie wiem nie znam się, takie mam odczucia.
Nasz związek to wieczne rozstania i powroty, moje próby dotarcia do niego, w zasadzie jest to walka. Choroba jest z pewnością wynikiem długotrwałego zażywania bardzo silnych narkotyków (w sumie wszystkich, włącznie z aplikowaniem sobie narkotyków dożylnie - przyłapałem go na tym raz podczas bardzo dużego kryzysu).
Mój chłopak jest bardzo fajny, gdy wszystko jest ok, gdy radzi sobie z myślami (bądź tylko udaje, że sobie radzi i mi nie mówi o swoich fantazjach), to jest cudownie. Jest opiekuńczy, bardzo się stara, widzę w jego oczach jak na mnie cudownie patrzy. Ogólnie dość dobrze sobie radzi w życiu, udało mu się emigrować z Ameryki Południowej do Europy a wierzcie mi, że nie była to lekka przeprawa (areszt imigracyjny i tego typu sprawy). Układa sobie życie, ma mieszkanie, zdecydował się na związek ze mną chociaż sam długo się przed tym bardzo wzbraniał, mówił mi w "ja cię tak lubię, ale tego nie chce, nie mogę". Zarabia pieniądze (które przepuszcza na sprzęty, które niszczy). Niestety jego praca ma na niego również bardzo zły i destrukcyjny wpływ. Ogólnie nie jest agresywny, ale czasami traci nad sobą kontrolę, raz popchną mnie na ścianę, dość mocno - od razu się popłakał i przepraszał. Niestety dochodzi do takich kłótni, że już 2 razy w tym roku odwiedziła nas policja, a w kraju w którym mieszkamy nie wróży to nic dobrego. Raz wywalił drzwi wejściowe do mojego mieszkania bo nie chciałem mu otworzyć. Ja wcześniej nie zdając sobie sprawy o co chodzi i nie mając pojęcia o chorobie nie wiedziałem jak z nim rozmawiać i na pewno sam swoim zachowaniem prowokowałem go do kłótni.
Aktualnie mnie zostawił, natomiast ja zawsze na niego czekam, teraz też. Bardzo się o niego martwię, cały czas, ma teraz bardzo duży kryzys, dzwoni do mnie po nocach płacze, mówi że sobie nie radzi z myślami, zaczął grozić samobójstwem. Po pół godziny dzwoni zupełnie normalny mówiąc, że on nie jest szalony, że nikt z niego nie zrobi chorego, i śmieje się z tego. W związku z tym on bardzo często pytam "A. myślisz że jestem szalony?" lub mówi, "nie myśl sobie że jestem szalony/nie zrobisz ze mnie szaleńca" i teksty w tym tonie.
Zacząłem interesować się tematem, rozmawiałem ze znajomymi, z moją siostrą, która jest lekarzem, razem stwierdziliśmy, że najprawdopodobniej ma schizofrenię paranoidalną. Kilka dni temu skontaktowała się ze mną jego siostra, która również mieszka w Europie, ale w innym kraju, z pytaniem co jest z jej bratem i prośbą o pomoc (on jest kompletnie sam, nie ma znajomych, wszystkich odtrącił, rozmawia ze mną, czasami, głównie chce się kłócić). Trochę się bałem bo w sumie się nawet nie znamy i była to nasza pierwsza rozmowa, trochę głupio będąc osobą obcą mówić takie rzeczy, ale zdecydowałem się na szczerą rozmowę. Ona się ze mną zgodziła, powiedziała, że również zauważyła u niego dziwne zachowania i to już dwa lata temu, ale nie spodziewała się, że ma to tak wielką skalę. Niestety ona wyjechała teraz na wakacje, dokładnie w czasie, w którym wszystko stało się dla mnie jasne i mogę zacząć szukać rozwiązania i próbować mu pomóc. Niestety wygląda na to, że na razie jestem z tym sam, ale ona cały czas pyta i interesuje się więc mam nadzieje, że jak wróci również podejmie jakieś kroki.
Paranoja, halucynacje, urojenia - niestety cały komplet, bardzo silny, i on w to tak mocno wierzy. Ja widzę ból w jego oczach, że jego głowa zaraz eksploduje, albo że on nie wytrzyma i się zabije, widzę jak strasznie cierpi. Dlatego zwracam się do Was, jak z nim rozmawiać? jak namówić go na leczenie? On nie akceptuje tego, że jest chory, że tak cierpi, cały czas mówi, że jest szczęśliwy, że to ja jestem chory i ja się muszę leczyć. On jest bardzo uczuciowy i wrażliwy, do tego porywczy, nawet zwykła wizyta u lekarza kończy się gniewem, nerwami, oczywiście bezpodstawnymi oskarżeniami w moją stronę, a nawet trzaskaniem drzwiami gabinetu lekarskiego. Dlatego jest to bardzo ciężka sytuacja. Do tego ja wiem, że on w szpitalu zwiędnie, straci życie, to nie miejsce dla niego, nie poradzi sobie z tym.
Będę wdzięczny za wszelkie rady. Pozdrawiam!