Perspektywy na przyszłość

Dla osób szukających ogólnej pomocy i wstępnej orientacji dotyczącej choroby.
Kto umie dokładniej nazwać problem proszę pisać w działach tematycznych "Ogólnej dyskusji"

Moderator: moderatorzy

Regulamin forum
Uwaga: o pomoc w konkretnych sprawach, dla których odpowiednie działy istnieją w "Dyskusji Ogólnej" proszę pisać tam.Tutaj tylko w sprawie ogólnej pomocy w zorientowaniu się w tematyce, np. gdy ktoś szuka wstępnej pomocy, co począć z taką chorobą i jak nazwać i określić jej objawy
shekspir
bywalec
Posty: 360
Rejestracja: ndz maja 03, 2009 10:33 pm

Re: Perspektywy na przyszłość

Post autor: shekspir »

Dziekuję wszystkim za tak wielkie zainteresowanie moim postem. Odpowiem i rozwinę swoją myśł z wielką pokorą i szacunkiem do osób, które podjęły temat. Postaram sie odnosić personalnie do niekórych osób, posługując sie ich cytatami.
Newt cyt.: ,,...głos powiedział mi żebym nie płakała, bo jeśli zechcę, to wszystko przezwyciężę. I to jest moja perspektywa na przyszłość." Jeśli będziesz słuchać dalej głosów, i żyć tym co Ci powiedziały to napewno nie wyzdrowiejesz.
mala1977 cyt.: ,,..Bóg jest Panem mojego życia'' ; i dalej piszesz ,,prawdę mówiąc tylko w Nim jest mój cały sens'' , jeśli tak powiesz na wizycie u psychiatry bądź pewna, że zwiększy Ci dawkę leków. Mala żyć trzeba realnością a nie mistycyzmem. Myślenie mistyczne jest jedną z oznak schizofrenii, więc w tej dziedzinie trzeba zachować złoty środek. Zdrowy człowiek (a przynajmniej w moim wyobrażeniu w orzeczonej remisji ) żyje tu i teraz taraźniejszością a nie lewituje w oblokach z bogiem. Kazdy przeciętny Kowalski, nie powie że Bóg jest panem jego życia, ponieważ kazdy człowiek decyduje i odpowiada za swoje życie, kazdy sam planuje swoją przyszłość stawiając sobie realne zyciowe cele. To nie bóg zsyła chorobę żeby Cie uszlachetnić, jesteś w błędzie tak twierdząc. mala 1977 cyt.: ,,ja poprostu przygotowuję sobie grunt do życia.'' Myślisz że ja tego nie robiłam przez 25 lat choroby? Przychodzi jednak dzień kiedy pada sie na pysk centralnie z wycieńczenia tym przeklętym choróbskiem i każda komórka twojego ciała krzyczy KUR... STARCZY !!! JUŻ WYSTARCZY! Wtedy się milknie, ogranicza się słowa do tych niezbędnych (żeby nie tracić energii na zbędne czynności , zeby zostawić sobie odrobinę siły by jeszcze móc wziąc oddech).
mala 1977 cyt. :,,szekspir, rsadość trzeba z siebie ,,wykrzesać" i to jest praca''
Ja już jestem całkowicie wypalona przez chorobę, pozostały zgliszcza bez iskierki ognia. Ja już sie nie podniosę z tego, choróbsko pochłonęło mnie cąłkowicie.
Teraz słówko do kuni cyt.: ,,Nadzieja umiera ostatnia'' Piękny cytat , kiedyś w niego tak bardzo wierzyłam. Jednak nadzieję odebrano mi już dawno a raczej wydarto siłą z bezwzględną brutalnością. Walczyłam o tę nadzieję bardzo długo i zawzięcie ale przegrałam. Umarłam dla tego świata w chwili gdy starciłam nadzieję. Bez nadzieji nie da się żyć. Nie chcę już nawet próbować, bo i po co mi następne złudzenia? Jestem chora , BARDZO CHORA!!! Myślicie, ze ja nie walczyłam o swoje zycie? Walczyłam jak lwica. Ale przyszedł czas kiedy lwica zaczęła umierać.
mala1977
zarejestrowany użytkownik
Posty: 15
Rejestracja: pn wrz 14, 2009 12:33 pm

Re: Perspektywy na przyszłość

Post autor: mala1977 »

szekspir, długo walczyłaś to fakt. ja można tak powiedzieć jestem u progu życia i nie ulegnę jak narazie ,,nirwanie" . boję się, że ty jesteś w fazie choroby albo masz jej ciągły stan, bo wypowiedzi masz typowe dla stanu ciężko depresyjnego. ja mam teraz remisję i czuję się dobrze. pracuję, żyję. inaczej nie udzielałabym się na forum. a wiara w Boga nie jest tylko przypisana ludziom chorym i moja lekarka o tym wie. wiem co mam jej mówić. ale wcale nie zatajam przed nią, że mocno wierzę w Boga. ona uważa natomiast, że jeśli mi to pomaga to ok. z początku rzeczywiście na to patrzyli podejrzanie, ale jak już poznają człowieka, to nie ma problemu. kiedy byłam hospitalizowana, jak tylko mogłam szłam na mszę św w kaplicy i wiesz mój najdłuższy pobyt w psychiatryku trwał 2 tygodnie. ostatnio tydzień. wypuszczali mnie, choć rzeczywiście miałam trochę jeszcze zaburzone postrzeganie, ale bardzo szybko zdrowiałam. ja nie mam żadnych wizji i ,,objawień" - to tylko normalna wiara. tak wierzę jak i zdrowi wierzą. gdyby to był wytwór choroby, przestawałabym wierzyć zaraz po leczeniu a tak nie jest. wszystko zależy od konkretnego przypadku. ty widzę nie masz żadnej ufności do ludzi, którzy cię leczą. taka postawa śmiem twierdzić, że nie pomaga.
Awatar użytkownika
moi
moderator
moderator
Posty: 27824
Rejestracja: czw maja 18, 2006 12:12 pm
Gadu-Gadu: 9
Lokalizacja: Dolny Śląsk
Kontakt:

Re: Perspektywy na przyszłość

Post autor: moi »

Shekspir, nie jest prawdą, że każdemu wierzącemu i religijnemu człowiekowi psychiatra automatycznie zwiększy dawkę leków. W ten sposób na lekach musiałoby jechać ok. 90% naszego społeczeństwa (zadeklarowani katolicy) ;)
W chrześcijaństwie jest wiele elementów, które kolidują z myśleniem racjonalnym, zdroworozsądkowym ( wniebowstąpienie, niepokalane poczęcie, cuda czynione przez Jezusa, itd) - dlatego są nazywane dogmatami. Albo się w to wierzy i już, albo się nie wierzy i się z tym polemizuje (bo przecież niemożliwe jest z racjonalnego punktu widzenia rozstąpienie się Morza Czerwonego, czy zmartwychwstanie).
Punktem odniesienia jest to, w jaki sposób traktuje się religię: jeśli zaczyna ona wypierać z Twojego życie wszystko inne (a nie jesteś osobą duchową , tylko świecką), jeśli z powodu religii zaczynasz zaniedbywać swoje obowiązki, kontakty z innymi ludźmi, jeśli całe dnie spędzasz na rozmyślaniach związanych z religią, jeśli zaczynasz robić rzeczy, które kolidują z życiem Twoim, czy życiem innych ludzi, wprowadzają w nie chaos i bałagan (np. jedziesz nagle gdzieś, czy robisz coś, czego nie umiesz wytłumaczyć w racjonalny sposób) - to znak, że Twojemu życiu nie religia, ale choroba ubrana w religijne symbole i znaczenia zaczyna wyznaczać kierunek działań.
W gruncie rzeczy bardzo łatwo jest to odróżnić od siebie. Wystarczy porozmawiać z kimś wierzącym i religijnym, kto nie jest chory i z kimś, kto ma urojenia na tle religijnym. Naprawdę, nie sposób się tu pomylić.
Teraz druga rzecz. Piszesz Shekspir o swojej chorobie, o tym, jak zapędziła Cię w ślepą uliczkę i że nie masz już na nic siły, ani wiary w poprawę losu. Sama byłam w takim położeniu i sądzę, że większość ludzi na tym forum także. Wiele razy myślałam o samobójstwie, jako ucieczce od cierpienia, bo nie widziałam z niego wyjścia.
Punktem zwrotnym było podjęcie decyzji, że chcę żyć i dążyć do poprawy funkcjonowania. Dobre samopoczucie nie spadnie na Ciebie nagle, nie sprawi tego lek, ani dobry lekarz - to efekt sumy Twoich działań i myśli. Rób codziennie dla siebie jedna dobrą rzecz - to może być cokolwiek. Np. pomyśl o sobie w dobry sposób: że dasz radę, że się uda, że poprawa będzie na pewno. Lub działaj dla siebie w sposób dobry: idź na spacer, ubierz się fajnie, zrób coś dobrego na obiad, posłuchaj ulubionej muzyki, pogłaskaj uważnie i z miłością swojego psa lub kota, powiedz do kogoś bliskiego parę dobrych słów, itd. Coś na co masz siłę. Po jakimś czasie ta jedna dobra rzecz, która dla siebie codzienni robisz pokaże Ci, jak można zmienić swoje myślenie i działanie w taki sposób, by nie szkodzić sobie samemu, a wspierać się i kumulować energię do działania.
To może wyglądać, jak porady starej ciotki, ale chodzi tu o to, że musisz nauczyć się zmienić sposób myślenia o sobie. To nie jest łatwe, jeśli człowiek nawykowo wpada w pułapkę czarnowidzenia i krytycyzmu. Trzeba przełamać tę barierę.
W tej chwili nie zauważasz tego jak dobre masz warunki i w jak dobrym miejscu się znajdujesz: piszesz sensownie i logicznie rozumujesz, nie masz zaburzonego toku myślenia - wielu ludzi nie jest w tej chwili w stanie, nawet na lekach osiągnąć takiego poziomu sprawności intelektualnej. Oni mają jeszcze bardziej pod górkę, niż Ty. Czeka ich ileś tam miesięcy przyjmowania leków, dobierania dawki, zanim będą mogli jako tako funkcjonować i składać logiczne zdania. Nie widzisz tego, bo nie chcesz widzieć, jak wiele rzeczy przemawia na Twoją korzyść.
Wszyscy, którzy wydobyli się z odmętu pesymizmu, depresji i otępienia, tych nieciekawych prezentów, jakie choroba nam zostawia, wiedzą, że powoli, z każdym krokiem podjęte starania zaczną przynosić wymierne efekty.
Nie warto jednak stawiać sobie jakichś wyidealizowanych celów, np. że przez miesiąc będę uprawiać jogging, jeść zdrowo, myśleć pozytywnie i uśmiechać się do wszystkich i wszystko się ułoży - będzie tak, jak dawniej.
Pewnych rzeczy nie da się wyeliminować i trzeba nauczyć się z nimi, po prostu, żyć. Z tą huśtawką nastrojów, czy głosami. Nie wszystko zawsze kończy się jak w hollywoodzkim filmie. Ale życie "z tym" jest możliwe. Może to nawet być bardzo dobre i spełnione życie, jeśli przestaniesz marnować siły na pogrążanie się w rozpaczy i zobaczysz, że jednak możesz coś dla siebie zrobić.
Jeśli nie jesteś w stanie wykrzesać z siebie tej jednej dobrzej rzeczy każdego dnia, to znajdź kogoś, kto Cię w tym wesprze.
Czy masz kogoś takiego?

Pozdrawiam.m.
mala1977
zarejestrowany użytkownik
Posty: 15
Rejestracja: pn wrz 14, 2009 12:33 pm

Re: Perspektywy na przyszłość

Post autor: mala1977 »

dzięki moi za te słowa. każdemu się przydadzą i mi też. jesteś pozytywnie nastawiona i podtrzymujesz wszystkich na duchu. to jest moim zdaniem takie ważne. jak radziłaś szekspir, żeby mieć kogoś, kto podtrzymuje na duchu i pomaga, to powiem, że to prawda. ja mam taką osobę, a śmiem twierdzić, że nawet kilka. bez nich czułabym się bardzo źle. ale staram się podtrzymywać te dobre kontakty i pielęgnować uczucia. samotnie w izolacji nie dałabym rady żyć. dla mnie barierą był głównie wstyd przyznać się do choroby przed ludzmi, ale w końcu to uczyniłam. i nic się strasznego nie stało. na tych, którzy się śmieją nie zwracam uwagi, bo nie mają o tej chorobie bladego pojęcia. duża część normalnie mnie z tym akceptuje a reszta jest obojętna-co też działa na korzyść. nieprawdą jest, że wszyscy się nas boją i nie chcą mieć z nami nic do czynienia. w mojej pracy wszyscy o mojej chorobie wiedzą, a jednak mnie nie wyrzucili i mogę sobie pracować, a wszyscy zachowują się co najmniej poprawnie. poznałam też wspaniałego (oczywiście zdrowego) mężczyznę, który został moim mężem. świadomie się zdecydował, nie taiłam przed nim niczego. towarzyszył mi w ostatnim epizodzie choroby i razem wybrnęliśmy szybciutko z tego dołka. dzięki niemu czas zdrowienia bardzo się skrócił. :) :D :wink:
Awatar użytkownika
moi
moderator
moderator
Posty: 27824
Rejestracja: czw maja 18, 2006 12:12 pm
Gadu-Gadu: 9
Lokalizacja: Dolny Śląsk
Kontakt:

Re: Perspektywy na przyszłość

Post autor: moi »

Mala, miałaś wiele szczęścia, że spotkałaś takiego człowieka - pozazdrościć :) Mnie nie stać na taki psychiczny komfort powiedzenie prawdy o sobie nawet najbliższym, ale też uważam, że tak jest lepiej i czuję się z tym bezpieczniej. Z tą swoją tajemnicą, że tak powiem.
Natomiast kontakt z drugim człowiekiem, oparty na wzajemnym szacunku i dbaniu o siebie nawzajem wnosi wiele porządku w chaos uczuciowy i emocjonalny. Warto więc tworzyć więzi - przyjacielskie, narzeczeńskie, itd, nawet jeśli nie jesteśmy w stanie powiedzieć o sobie tej drugiej stronie wszystkiego. Takie jest moje zdanie, bo tak się czuję w swoim związku. To nie jest brak szczerości, ale pewnego rodzaju wentyl bezpieczeństwa dla mnie. Nie ubolewam(choć kiedyś ubolewałam), że nie mogę powiedzieć o sobie prawdy, o tym, co czasami czuję i jak widzę świat. Tak jest dla mnie dobrze, czuję, że nie powinnam tego zmieniać i nie wnikam w to za bardzo - odpadają wątpliwości typu, że może jednak powinnam być szczera do bólu, itd. Nie, nie zawsze trzeba wystawiać się na ocenę innych w ten sposób - przez pryzmat choroby.
Każdy jednak musi sam ocenić, co jest dla niego dobre i potrzebne.
Mala, to pozytywne nastawienie, o którym piszesz, to efekt iluś tam lat wyczołgiwania się z dołków. Jak napisałam - to dobre samopoczucie nie pojawia się nagle, niespodziewanie, nie jest darem losu, itd. Wymaga pewnego rodzaju ćwiczenia woli, by po jakimś czasie pojawiać się automatycznie w miejsce złych nawyków. Np. jeśli masz lęk przed przebywaniem w miejscach publicznych, staraj się jednak wychodzić z domu. Część trasy przeznaczonej na spacer zaplanuj tak, by być między ludźmi - na ulicy, wejdź do sklepu, kup gazetę lub chusteczki, byle co, byleby tylko wydobyć się z zamknięcia na obecność innych - potem pójdź sobie odsapnąć w bardziej ustronne miejsca - do parku, na skwerek, gdzie ludzi jest mniej.
Ja miałam dość poważny problem z odzywaniem się do ludzi, przebywaniem w miejscach publicznych i środkach transportu miejskiego (tramwaje, autobusy, itd). Stopniowo, poprzez takie ćwiczenia, które nazywa się fachowo treningiem umiejętności, udawało mi się przełamywać kolejne bariery i lęki. Myślę, że to jest osiągalne dla każdego.
Trzeba zacząć od najprostszych czynności: wejść do sklepu i kupić jedną rzecz, wypożyczyć książkę z biblioteki miejskiej, przejechać się jeden przystanek zatłoczonym tramwajem.
Stopniowo lęk słabnie i te czynności będzie się wykonywało coraz płynniej, automatycznie, bez zastanowienia. Poprzez uczestniczenie w nich uruchamia się bowiem coś, co się nazywa mechanizmem odwrażliwiania - stopniowo pokonujemy barierę stresu i lęku. To samo dzieje się w przypadku kontaktów z innymi, z czym wiele osób ma problem. Stopniowo nabierze się płynności w kontaktach z innymi.
Najgorzej jest zamknąć się w sobie i siedzieć całymi dniami w domu, grając na kompie, snując się po sieci i myśląc o sobie w coraz bardziej dołujący sposób. To naprawdę ślepa uliczka i w ten właśnie sposób robimy sobie największa krzywdę.
Nie chodzi o to, by walczyć o siebie, ale by dać sobie szansę - wyjść ze swojego schronu i zaczerpnąć świeżego powietrza. Potem, z czasem to właśnie wychodzenie, a nie chowanie stanie się nawykiem. Zmiana jest możliwa, wymaga minimum wysiłku - właściwie tylko decyzji o tym, że się będzie coś dla siebie robiło dobrego. Tylko pomniki ze spiżu są trudne w obróbce - psychika ludzka bardzo łatwo poddaje się modelowaniu - dlatego tak dobry jest dla wielu chorych wpływ innych, pozytywnie nastawionych osób. Warto spróbować - osiągnąć można wiele , a nie straci się nic. Co najwyżej, odpadnie codzienny lęk i porblemy z prostymi rzeczami: wychodzeniem z domu, przebywaniem wśród ludzi, itd. Wszystko stanie się prostsze.


Pozdrawiam.m.
shekspir
bywalec
Posty: 360
Rejestracja: ndz maja 03, 2009 10:33 pm

Re: Perspektywy na przyszłość

Post autor: shekspir »

Dlaczego zmazano mojego posta wysyłałam go ok. 11:20 ? Nie mam siły pisać jeszcze raz tego samego, więc kto go zdąrzył przeczytać to ok. Być może Zbyszek uznał, że jest nieodpowiedni i go skasował. Jeśli tak zrobiłeś Zbyszku , no to szkoda. Zamykasz w ten sposób usta ludziom, którzy potrzebują tego forum, nikogo w nim nie obrażałam. Jeśli post zniknął lub się zawiesił w sposób od Zbyszka niezależny , tym samym publicznie Zbyszka przepraszam.
Do moi i malej 1977 , bo właśnie wam wyjaśniałam w tym poście dokładniej moją sytuacje życiową, całą walkę z chorobą i metody tarapeutyczne, które stosowałam oraz moje zacięcie by pokonać chorobę. Jeśli chcecie dowiedzieć się czegoś więcej na mój temat to możemy pokorespondować na PW. Nie mam najmniejszego zamiaru odwodzić i dołować was oraz udowadniać , że wasze metody są złe. Każdy przypadek choroby jestr inny , każdy człowiek jest inny ponieważ ma inną osobowość, inne sytuacje życiowe wpływały na kształtowanie sie jego światopoglądu :) I każdy z Was na swój indywidualny sposób jest wyjątkowym człowiekiem.
Co do mojego logicznego rozumowania i składnego wypowwiadania myśli. Owszem jest logiczne , poprawne stylistycznie na poziomie człowieka ,który przecież skończył studia jako jeden z lepszych na uczelni. Ale wierzcie mi na słowo, w realnej rozmowie twarzą w twarz z drugim człowiekiem, często nie potrafię wydusić z siebie słowa, a jak coś powiem to sama się dziwię co ja za bzdury gadam. Oczywiście po chwili się tego starsznie wstydzę i wściekam sama na siebie. Choroba jest u mnie w bardzo zaawansowanym stadium. Mam teraz głęboką nadzieję , że ten post nie zniknie. Zbyszku jeśli to ty , to uprzejmie prosze o dopuszczenie go na forum.
Awatar użytkownika
moi
moderator
moderator
Posty: 27824
Rejestracja: czw maja 18, 2006 12:12 pm
Gadu-Gadu: 9
Lokalizacja: Dolny Śląsk
Kontakt:

Re: Perspektywy na przyszłość

Post autor: moi »

shekspir pisze:Dlaczego zmazano mojego posta wysyłałam go ok. 11:20 ? Nie mam siły pisać jeszcze raz tego samego, więc kto go zdąrzył przeczytać to ok.
Mogło też zdarzyć się i tak, że zobaczyłaś post na podglądzie (kliknęłaś "Podgląd" ), ale nie kliknęłaś "Wyślij" - i post zniknął. Spróbuj to poćwiczyć na jakimś poście, czy mogło tak właśnie się wydarzyć?
Z tego, co wiem, Zbyszek nie kasuje postów, inni moderatorzy także.
Musiałaś zrobić to sama - niechcący.
shekspir pisze: Co do mojego logicznego rozumowania i składnego wypowwiadania myśli. Owszem jest logiczne , poprawne stylistycznie na poziomie człowieka ,który przecież skończył studia jako jeden z lepszych na uczelni. Ale wierzcie mi na słowo, w realnej rozmowie twarzą w twarz z drugim człowiekiem, często nie potrafię wydusić z siebie słowa, a jak coś powiem to sama się dziwię co ja za bzdury gadam. Oczywiście po chwili się tego starsznie wstydzę i wściekam sama na siebie. Choroba jest u mnie w bardzo zaawansowanym stadium.
Ale w jaki sposób oceniasz sposób zaawansowania swojej choroby? Poprzez fakt, iż nie potrafisz publicznie podtrzymać kontaktu na odpowiednim poziomie? - to dość powszechny objaw. Cierpią na to także osoby nieśmiałe, skłonne do fobii, zaburzone emocjonalnie i osobowościowo - nie tylko "psychiczni". Trzeba to po prostu sobie wyćwiczyć. O tym pisałam w poście. Miałam dokładnie takie same porblemy - zbyt intensywnie przezywałam każdą rozmowę, wiele kosztowało mnie przebywanie w czyimś towarzystwie, miałam problem z wypowiedzeniem prostego zdania - to wszystko można "wytrenować", że tak powiem, Jeśli tylko na jakimś poziomie funkcjonujesz poprawnie (a po Twoich postach widać, że jesteś w stanie tak funkcjonować i nie jest to -jak sądzisz- zasługa Twojego intelektu, tylko równowagi psychicznej), to nie będzie to bardzo trudne zadanie, przenieść ten sposób funkcjonowania na inne płaszczyzny życia. Uwierz, są ludzie, którzy odjechali bardzo daleko w swoich wizjach. Im ćwiczenie umiejętności interpersonalnych rzeczywiście nic w tej chwili nie da- z Tobą można utrzymać kontakt, to że się oceniasz inaczej, to kwestia pewnego nawyku z Twojej strony. Przeczytaj posty Kasi Karmenczity i zobacz ile wysiłku musiałaby ona włożyć w logikę wypowiedzi, która u niej często po prostu nie istnieje, bo pisze najczęściej będąc w jakiejś ostrej psychozie (przepraszam Kasiu, jeśli to czytasz, mam nadzieję, że psychoza mineła i możesz już myśleć racjonalnie).
Na tle tego typu wypowiedzi jesteś zupełnie sprawnie myślącym człowiekiem, nie wiem, dlaczego pozbawiasz siebie tej szansy i wmawiasz sobie zaburzenia, które są wynikiem blokady psychicznej, a nie psychozy.
Psychikę łatwo wytrenować, uwierz mi- gdybyś miała teraz psychozę tylko leki byłyby Cię w stanie z tego wyciągnąć.
Problem z utrzymaniem kontaktu to jeden z najbardziej powszechnych problemów ludzi z zaburzeniami psychicznymi i emocjonalnymi - jeśli to "wyćwiczysz", to dalej będzie już tylko z górki.
Wierzę, że mogłaś mieć wiele prób psychoterapii, itd za sobą, pewnie były nieskuteczne, skoro nadal myślisz o sobie w ten zaburzony, bardzo krytyczny i szkodliwy dla siebie sposób. Ale to się zdarza. Ja ok. 10 lat szukałam właściwego lekarza, a kiedy go znalazłam wszystko zaczęło nagle bardzo dobrze się układać- lek był trafiony, dawka też i sam kontakt z tą osobą jest dla mnie sposobem na odzyskiwanie równowagi.
10 lat, kupa czasu - ale warto było czekać.
Mam nadzieję, że Ty także, prędzej lub później trafisz na kogoś takiego, kto umiejętnie przeprowdzi Cię przez Twoje problemy. Na razie jesteś, moim skromnym zdaniem, bardzo zafiksowana na ich punkcie i to Ci przeszkadza normalnie funkcjonować. Widzisz coś i wyolbrzymiasz, aż faktycznie Twoje zachowanie może stać się karykaturalne. Ale to wszystko jest do opanowania. Nie takie rzeczy człowiek sobie czasami fundował w napadzie szału ;)
No, koleżanko, proszę jednak o odrobinę optymizmu - to nie intelekt, jak sądzisz, trzyma Cię twardo przy ziemi, ale umysł, który całkiem sprawnie u Ciebie funkcjonuje. Z takim potencjałem możesz bardzo wiele z siebie wykrzesać. Mimo obecnego złego stanu ducha.
No, daj sobie tę szansę, bardzo Cię o to proszę.

Pozdrawiam.m.
Newt
zaufany użytkownik
Posty: 3385
Rejestracja: pn cze 11, 2007 1:24 pm

Re: Perspektywy na przyszłość

Post autor: Newt »

Shekspir, owszem nie należy ślepo słuchać głosów, ale czasem warto się zastanowić nad tym co mówią, bo to tak naprawdę nasze myśli tyle że te, których normalnie do siebie nie dopuszczamy. Jeśli głosy notorycznie kogoś wyzywają, to najprawdopodobniej on sam tak o sobie myśli (nie na poziomie świadomym).
"My mommy always said there were no monsters. No real ones. But there are."
shekspir
bywalec
Posty: 360
Rejestracja: ndz maja 03, 2009 10:33 pm

Re: Perspektywy na przyszłość

Post autor: shekspir »

moi , żeby to wszystko było tak proste do zrobieniajak myślisz to bym nie była chora. Walczę ze swoimi słabościami, emocjami, złymi nawykami, natręctwami , napadami szału i agresji itd ,itd od lat. Moje zaburzenia (a jest ich naprawdę mnóstwo i to stwierdzili specjaliści) nie pozwalają mi normalnie funkcjonować w społeczeństwie, dlatego wiecznie udaję , ciągle się dostosowuję, ciągle zakładam maski by się dostosować do ogółu. MOje zaburzenia osobowości, doprowadziły do wybuchu choroby, przez wieczne dostosowywanie się. Wierz mi , nie mam zbyt wygórowanych aspiracji jeśli chodzi o swoje potrzeby. Ale nawet funkcjonowanie na tym minimum zmusza do wiecznego dostosowywania sie do społeczeństwa co w moim przypadku oznacza udawanie. To właśnie powoduje chorobę , i żadne leki mi na to nie pomogą, żadem lekarz ani psycholog- bo tego poprostu jest we mnie za dużo. U mnie walnęła choroba z taką siłą , że na pierwszy rzut oka widać , że mam coś z głową. I nie mówię tu o wyglądzie niechlujnym. Poprostu wynik kilku bardzo poważnych zaburzeń zachowania i osobowości daje taką piorunującą mieszankę wybuchową, że nie sposób dostosować sie do życia w społeczeństwie :( Mam tego pełna świadomość, ja sie poprostu nie mogę kompletnie odnaleźć wśród ludzi. ZAwsze tak było od dziecka, inni mnie odtrącali ze względu na mój wygląd. A ja nie potrafiłam sie określić czy należe do świata kobiet czy mężczyzn. I to rozdarcie spowodowało już w dzieciecym wieku schizofrenie. I tak przez 25 lat tułam sie jak rozbitek na tym świecie kompletnie nie znając swoich potrzeb, swojego miejsca na tej ziemi. Ludzie z zaburzeniami tożsamości seksualnej oraz zaburzeń osobowości nigdy nie odnajdą się w społeczeństwie, bo nie mogą pełnić podstawowych ról społecznych. Ról takich jak matka , żona, dziewczyna. Osoby takie jak ja nigdy się nie spełnią i to strasznie boli. Bo każdy kontakt z drugim człowiekiem poprostu boli. Tak mam od lat, na to nie ma lekarstwa, a skutkiem jest schizofrenia. Na stany ostre oczywiście są leki, z tym że ja nie mam już urojeń , nie wpadam też w psychozy. Te barwne etapy choroby mam już za sobą , było i bardzo przyjemnie ale czasem i bardzo strasznie. Jednak mój organizm jest już tak wycieńczony objawami wytwórczymi, że mózg już ich poprostu nie produkuje, w moim odczuciu wszystkie dla mnie możliwe tematy psychoz już wyczerpałam. U mnie choroba weszła już następny etap, otępienia apatii i beznadzieji. Wypróbowałam już wszystkiego w życiu i nic nie daje ukojenia. Gdyby to była czysta schizofrenia bez innych zaburzeń zachowania, zaburzeń osobowości z pewnościa było by mi łatwiej. Mala 1977 gratuluję Ci męża , nawet nie wiesz jaką jesteś szczęsciarą. Jeśli potrafisz kochać i ufać to nie jest z tobą źle. No i przede wszystkim masz dla kogo żyć. Mnie za mój wygląd wytykają na ulicy palcami, a wchodząc do damskiej toalety , babka klozetowa zwraca mi uwagę, że męski jest obok. Choć jestem ubrana czysto i tak mój wygląd wskazuje na wiadome zaburzenia osobowości. A ludzi takich jak ja społeczeństwo nie akceptuje. Dlatego nie ma dla mnie miejsca na tej ziemi, po co takie buble genetyczne w ogóle się rodzą? Powinno się uśmiercać takich ludzi jak ja od razu po urodzeniu, bo życie z tym zaburzeniem jest jest jednym wielkim cierpieniem i to nigdy się to się nie zmieni.
mala1977
zarejestrowany użytkownik
Posty: 15
Rejestracja: pn wrz 14, 2009 12:33 pm

Re: Perspektywy na przyszłość

Post autor: mala1977 »

szekspir, odsłoniłaś nam chyba ten najważniejszy wątek z Twojej osobowości, który powoduje te ustawiczne cierpienia. jeśli to coś dla Ciebie znaczy, to bardzo Ci współczuję. nie wiem jak to jest z tym postrzeganiem płci. :( teraz stało się jasne, ze nawet kiedy objawy schizo ustają, Ty nadal cierpisz. to jest napewno bardzo trudne. cięzko wyczuć co było pierwsze.
pinokio
zaufany użytkownik
Posty: 217
Rejestracja: pt wrz 11, 2009 3:56 pm

Re: Perspektywy na przyszłość

Post autor: pinokio »

Nie wiem jak u was ale u mnie sprawdza się zasada że:

Nie walczę o coś czego nie jestem w stanie zdobyć,

Nie robię niczego co jest dla mnie zbyt trudne,

robię tylko to co co jestem w stanie zrobić, takie drobne rzeczy których jak nie zrobię to się ich nazbiera i mogę mnie przygnieść, a z trudniejszymi czekam na odmianę, na jakąś możliwość która sprawi że będą wykonalne, czasem się niecierpliwie mam ochotę wszystko rzucić, ale zapalam papierosa wypijam kawę, może poczytam, może poćwiczę i chociaż nastrój mi się poprawia.

Najgorsze jest czekanie gdy się nie wie do czego to wszystko może doprowadzić..., i na co się zanosi.
Ostatnio zmieniony ndz wrz 20, 2009 9:31 am przez pinokio, łącznie zmieniany 1 raz.
shekspir
bywalec
Posty: 360
Rejestracja: ndz maja 03, 2009 10:33 pm

Re: Perspektywy na przyszłość

Post autor: shekspir »

Pinokio nie wiem czemu Pw do ciebie wraca. Może ja spróbuję wysłać do ciebie. A potem ty mi odeślesz.
DO malej 1977 : nie ważne co było pierwsze a co drugie. liczy sie fakt. To jest cierpienie duszy wprost niewyobrażalne. Powiem wam tak, nawet po wszelkich procedurach zmiany płci i tożsamości ( zarówno chirurgicznych jak i prawnych- wymiana dokumentów itd....) stosunkowo duży odsetek kobiet i tego typu zaburzeniami i tak popełnia samobójstwo, ponieważ ból niespełnienia się jest makabrycznie niewyobrażalny do tego dochodzi autentyczne odrzucenie przez społeczeństwo. Oczywiście procedurze zmiany płci mogą być poddane tylko osoby zdrowe psychicznie. Współczucie nic tu nie da, daleko mi od wzbudzania litości, zresztą jestem zbyt dumna na to. Chcę zachować i próbuję zachować godność do końca. Nikogo nie zaczepiam, nie narzucam się , nie jestem napastliwa słownie ani fizycznie, (zawsze miałam tendencje raczej wycofujace), ale przecież po chleb do sklepu musze iść, bo inaczej umrę z głodu, o takim minimum aktywności mówię. I nawet w zwyklym sklepie zawsze znajdzie się ktoś, kto sprawia poprostu przykrość (chyba tylko z sobie znanych przyczyn). Ile razy ja zostałam poprostu pobita, tak dla checy, albo kopnieta na ulicy w tyłek już nawet tego nie liczę. A ja przecież nic nikomu nie robię , nikogo nie zaczepiam , na nikogo się nie gapie tylko spokojnie sobie idę. Powiem wam, że już się nie chce ani nigdzie chodzić , ani nic oglądać ani nic robić. Bo kazdy kontakt z otoczeniem z drugim człowiekiem, (czyli z rzeczywistością) dosłownie sprawia ból. A jesli coś sprawia ból to sie tego unika tak nakazuje logiczne myślenie no i instynkt samozachowawczy. Nigdy nie zaznam spokoju, moją schiza w połaczeniu z tym wszystkim jest jednym ogromnym bezustannym cierpieniem. Ludzie mnie autentycznie odrzucają i cokolwiek bym nie wymyśliła , czegokolwiek nie zrobiła , i tak i tak społeczeństwo mnie izoluje. Ja naprawdę przez te wszystkie lata bardzo się starałam i chwytałam juz chyba wszystkich mozliwości byodnaleźc sie w społeczeństwie. Nawet gdybym miała niewiadomo ile pieniedzy, to nic by nie zmieniło. Nie wiem czy był lub jest ktoś na tym forum o podobnych zaburzeniach oprócz czystej schizy. Powiem wam, że każda sekunda mego życia jest dla mnie istnym piekłem na ziemi. Wyjście ze schizy odbywa sie za pomocą ludzi bo tylko przebywanie wśród ludzi daje gwarancję poczucia swego człowieczeństwa. Więc chyba w moim przypadku wszystko jest jasne. :( Ja nie mam przed sobą żadnej przyszłości. Może ten post doda wielu ludziom nadzieję, że nie maja tak przechlapane w życiu jak ja. Leczcie sie ludzie, utrzymujcie zadowalające kontakty ze znajomymi, bliskimi i ukochanymi osobami. Bo kiedy jest się całkowicie samemu na świecie to naprawdę jest kanał. Czasami się zastanawiam skąd we mnie jest tyle siły, żeby sobie czegoś okropnego nie zrobić by w końcu to się skończyło? I nawet na to nie mam siły, żeby sobie ulżyć, ale robi to za mnie choroba coraz bardziej wciagajac mnie w katatonię i wypalając moje wnętrze do końca. Otępienie tak błogo uśmieża ból duszy ale jeszcze bardziej wkurza, że wciaga i coraz trudniej się temu opierać. Apatia, otępienie, bezruch tego jest u mnie coraz więcej.
magiga
zaufany użytkownik
Posty: 61
Rejestracja: pn lis 24, 2008 6:53 pm

Re: Perspektywy na przyszłość

Post autor: magiga »

Jak w ogóle można generalizowac, że wszystkich czeka ten sam los - postac warzywa. Przecież to, jak ułoży się nasze życie z chorobą zależy od masy czynników:
1. Naważniejszy jest bardzo dobry lekarz, któremu się ufa, który poświęca nam wystarczającą ilośc czasu itd. - ja takiego znalazlam i to bezplatnie (moja obecna pani doktor jest znacznie lepsza niz pani u której bylam na początku i gdzie za wizyte placilam 80zl).
2. Konieczne jest wsparcie otocznia - ja akurat z tym nie mialam zadnych problemów, moi rodzice całkowicie zaakceptowali moją chorobę, co nie znaczy, ze dostałam taryfe ulgową na życie. Jeśli któraś z bliskich wam osób nie rozumie waszej choroby, bądź ją bagatelizuje - weźcie tą osobę na wizyte ze swoim psychiatrą i niech sobie pogadają w 4 oczy - dobry lekarz zna argumenty, które powinny byc przekonujące, wiem z doświadczenia. Pomoc otoczenia - rodziny, przyjaciół jest chyba najważniejsza, kiedy dopada nas depresja popsychotyczna. Ja poszłam do szpitala w grudniu - jak wyszlam w polowie stycznia akurat trafilam na sesję egzaminacyjną na studiach (studiowalam 2 kierunki dziennie) - nadal bylo ze mną źle ( no i nie mialam na nic sily, zero energii, lęki)i lekarze zalecali wziąc dziekanke - ale ja, mimo, że moj mózg nie funkcjonowal tak dobrze jak mózgi moich kolegow i kolezanek podeszlam do tej sesji, przyznaje - ryczałam nad książkami, dzwoniłam do mamy z płaczem, ze nie moge, ze nie dam rady, że tego nie ogarne itd., ale mama za kazdym razem dodawała mi otuchy, mówila, żebym robila tyle ile dam rade itd., pomagała mi też siostra. Ostatecznie zdalam wszystkich 7 egzaminów (fakt nie na same piątki jak zawsze przed chorobą ale na tróje, ale zdalam). Cały czas czułam się źle, ale walczyłam, nie poddawałam się. Jasne, byłam wkurzona, że normalnie stac mnie na wiecej, a teraz robie minimum, ale co tam, grunt, ze do przodu.
3. Trzeba walczyc! jasne, wiem ,ze to cięzkie, zwłaszcza jak jest się otempiałym i nie ma się na nic siły - ale trudno, trzeba wlaczyc, wyznaczac sobie malutkie cele i powolutku starac sie je osiagac - wbrew wszystkiemu.
4. Warto znaleźc sobie hobby - cokolwiek, nawet robienie wycinanek:)
5. Trzba wychodzic do ludzi - ja przez cały okres choroby chodziłam do szkoły, prócz tego miesiąca w szpitalu. Jasne, bywały straszne dni - siedziałam jak zombie na lekcjach i nic nie kumalam, albo wszyscy ludzie, których mijalam wydawali mi sie dziwni, wrodzy itd., ale jakos chodzilam do tej szkoly. Z czasem, jak leki zaczely dzialac - zaczelam wychodzic do kina, kawiarni, na spacery itd. - jasne ze czesto czulam sie dziwnie i nawet nie zawsze te wyjscia sprawialy mi przyjemnosc, ale wychodzilam.
6. Trzba brac leki i kontrolowac siebie - notowac to co was niepokoi i rozmawiac o tym z psychiatra
7. Cholernie przydaje się przedstawiciel płci przeciwnej :):):) Wiem, ze dla wielu to niełatwe, ale trzeba sie przełamac i np. nie myslec, ze jak juz jestem chory to nie mam u nikogo szans - bzdura. Ja mam stwierdzoną schize, niektórzy moi koledzy o tym wiedzą i dalej chcą sie ze mna spotykac, widzą we mnie KOBIETE a nie WARIATKE.
8.Jak juz poczujecie sie troche lepiej - np. miną głosy czy lęki - warto gdzieś wyjechac - wiem, wiem, to niełatwe, bo nie zawsze jest kasa. Ja na szczescie ja mialam, bo zdazylam zarobic przed chorba, no i zawsze bylam b. oszczedna, wiec pojechałam sobie na wakacje życia.
9. Nie poddawac sie porazkom - one sie zdarzaja i to czesto, ale trzeba przestac zwracac na nie uwage i zawsze jak zdarzy sie upadek, warto sobie pomyslec, o tym, co nam sie wczesniej udało, nawet o takiej pierdole, ze np. czuliście się zle, a mimo wszystko wstaliscie z lozka, ubraliscie sie i poszliscie wyrzucic smieci.To taki maly sukcesik, choc brzmi smiesznie - ale ja od takich rzeczy zaczynałam. Zaczelam wyciągac tez z porazek wnioski - jak bylam tak roztargniona, ze nie zaplacilam za telefon i prawie mi odlaczyli, to w nastepnym miesiacu sobie to zapisalam, zeby nie zapomniec.
10. Trzeba znaleźc w sobie cos pozytywnego, powiedziec sobie - ok, jestem chory jest źle, ale np. potrafie ladnie spiewac, albo dobrze gotuje itd. Mi to pomagalo.
11. Trzeba rozmawiac z ludzmi ze schizofrenia - ja gadam z kilkoma osobami na gg - pozanlam ich na tym forum. Poznalam osoby, ktore od lat nie mialy nawrotu i czuja sie zdrowo - one dodawaly mi otuchy w chwilach zwątpienia, kryzysu. Teraz ja staram sie pomagac tym, którzy tak jak ja pol roku temu myslą, że schizofrenia to wyrok smierci.

Na koniec powiem jeszcze cos - ja mialam epizod pol roku temu, bylam w szpitalu ( jak tam trafilam, to bylam w strasznym stanie, moi rodzice byli przerażeni, u nas w rodzinie nikt schizy nie mial, wiec oni kompletnie nie jarzyli co mi jest), walczylam, bralam leki i w ciagu tego pol roku napisalam prace licencjacka z anglistyki (szlo mi wolno jak cholera, ale sie zmuszlama i pisalam kawalek po kawalku), obronilam sie na 5. Zaczelam pisac prace magisterska z drugich studiów - obecnie jestem w trakcje. Ponadto - nie jeździalam samochodem 5 lat czyli odkad mam prawko, bo sie panicznie balam, ze spowoduje wypadek. Dwa miesiace temu - przelamalam sie i juz jezdze wszedzie, w tym po Wrocławiu czyli duzym miescie, a nie robilam tego nawet jak bylam zdrowa:P:P:P. Obecnie czuje sie bardzo bardzo dobrze - juz umycie sie nie sprawia mi problemów i juz nie czytam jednej strony gazety godzine, ale żyje pelnia zycia, dbam o siebie, odzyskalam swoje umiejetnosci, o ktorych myslalam, ze je bezpowrotnie stracilam, mam powodzenie wsrod facetow, nadal sie ucze, wlasnie szukam pracy i pamiętam o schizofrenii tylko wieczorem przez kilka sekund, kiedy łykam tabletke pernazyny:).

Pozdro dla wszystkich!
pinokio
zaufany użytkownik
Posty: 217
Rejestracja: pt wrz 11, 2009 3:56 pm

Re: Perspektywy na przyszłość

Post autor: pinokio »

Z tą płcią przeciwną jest trochę odmiennie w przypadku mężczyzn, bo o ile w przypadku kobiet dla mężczyzn liczy się uroda i tkz. wcięcie w tali jako oznaka płodności to w przypadku kobiet u mężczyzn liczy się możliwość zapewnienia dobrego rozwoju potomstwu, a podoba się u mężczyzn prestiż, pieniądze, władza jeden z tych czynników decyduje za Psychologia Sterlau GPW wydanie trzy tomowe, podobnie patrzy na to Socjologia gdzie jest napisane że kobieta wybierze osobnika silniejszego (te trzy czynniki jak mi się wydaje decydują o sile), za Piotr Sztompka "Socjologia".
Patrząc od strony marketingu i zachowań konsumenta kobiety najbardziej boją się choroby a przede wszystkim pragną sukcesów swoich dzieci (badania z 2008 r., dane pochodzą ze strony Marketing News wcześniej marketing przy kawie)

Jak widzisz nie jest prostą sprawą znalezienie sobie przez mężczyznę kontaktu z płcią przeciwna w przypadku choroby która prawie całkowicie spycha go na margines.

Dla pocieszenia dodam że zgodnie ze stereotypami płciowymi kobieta powinna umieć wyrażać się za pośrednictwem uczuć, a mężczyzna powinien umieć się wyrażać za pośrednictwem rozwiązań problemów. Osoby spełniające te kryteria są odbierane jako bardziej atrakcyjne i bardziej profesjonalne. Dane pochodzą z książek "Komunikacja Społeczna - mosty zamiast murów - PWN" oraz "Kobiety i mężczyźni odmienne spojrzenie na różnice" Chyba też PWN autorów i roków wydania nie pamiętam ale rzadko czytam coś co ma więcej jak pięć lat.
Awatar użytkownika
Ryszard
zaufany użytkownik
Posty: 754
Rejestracja: pt paź 03, 2003 4:20 pm
Lokalizacja: Warszawa

Re: Perspektywy na przyszłość

Post autor: Ryszard »

Magiga dała w tym poście:
http://schizofrenia.evot.org/viewtopic. ... 222#p48222
genialne rady dla wszystkich chorych na schozofrenię. Każdy chory powinien to sobie wydrukowac i powiesić na ścianie.

Dokładnie tak trzeba postępować. W fazie ostrej oczywiście nic się nie da zrobić, ale zdarzają się okresy lepsze (remisje) i to trzeba maksymalnie wykorzystać, jedynie tu jest furtka do wyjścia z tej choroby.

Jestem byłym schizofrenikiem (6 lat cieżkiej schizofrenii), od 18 lat zupełnie zdrowym mimo że na śladowej ilości leku, który dla bezpieczeństwa zamierzam brac do końca życia, bo wiem jak łatwo zachorowac i jak trudno z tego wyjść.

Wyszedłem z tego dokładnie w taki sposób, jak to wyżej opisała Magiga.

Pozdrawiam wszystkich, Ryszard.
magiga
zaufany użytkownik
Posty: 61
Rejestracja: pn lis 24, 2008 6:53 pm

Re: Perspektywy na przyszłość

Post autor: magiga »

Do 'pinokio' - zgadzam się z tym co powiedziałeś - wiele kobiet patrzy przede wszystkim na status materialny faceta, ja osobiście tak nie mam, choc przyznaje - rozgarnięci, przedsiębiorczy, pewni siebie (ale nie zadufani w sobie!!!!!!) faceci bardzo mi imponują (byc moze dlatego, ze takiego mam tate i taki wzorzec MĘŻCZYZNY wyrył sie w mojej psychice). Mam 24 lata i większosc moich rowiesnikow (facetow) nie jest bogatych - ja nie patrze na pieniadze, tylko na to, co oni robia w swoim zyciu, jakie maja perspektywy, cele, jak do tych celow dąża itd. Teraz ważna sprawa - czytałam i na tym forum i na innych posty mężczyzn, chorych na schizofrenie, którzy mimo choroby pracują, rozwijają się, zakładają własne firmy, znajdują partnerki. Z drugiej strony, znam wielu chłopaków, którzy są ciapami życiowymi, mimo że na nic nie chorują!!!! Są np. leniwi i wygodni i nic im sie nie chce, a najważniejsze jest piwko i meczyk w TV. Wiele zależy od charakteru czy też wrodzonych cech osobowości, no i pracy nad sobą. Jasne, że choroba wiele utrudnia, ja w planach na poprzedni rok akademicki mialam napisanie w tym samym czasie i licencjatu i magisterki i zdanie egzaminu panstwowego z j. hiszpańskiego - z powodu choroby i jej następstw moje plany się pogmatwały i jedynie dalama rade napisac licencjat i sie obronic. No trudno, jednemu plany krzyżuje wypadek samochodowy, innemu rak, a jeszcze innemu schiza. W każdym razie trzeba walczyc. Ja wlaśnie piszę moja mgr i szukam pracy i mimo, ze jest okropnie na rynku teraz - licze, że w końcu coś znajde.

Jane Pinokio, że wiele lasek prędzej poleci na pełny portfel, niż na ciekawą osobowość, tak jak większość facetów leci na mój biust i moje nogi zamiast na mój intelekt - ale PO OBU STRONACH SĄ WYJĄTKI tylko trzeba szukać, wychodzić do ludzi itd. 3mam kciuki!

Do Ryszarda - cieszę się, że masz podobne zdanie na temat wychodzenia z choroby, jak ja - jestes kolejną osobą, która udowadnia, że schiza to nie wyrok śmierci. Wszystkim nam ta choroba utrudnia życie, to czywiste, wszyscy przeraźliwie boimy się nawrotów. Jasne, mozna sobie powiedzieć "I tak skończe w zamkniętym zakładzie psychiatrycznym, jeśli się prędzej nie zabije", ale można też sobie powiedzieć " ok - jestem chory, jasne, możliwe, ze skończe w zamkniętym zakładzie, ale jeśli bede walczył, możliwe, ze z tego wyjde i bede szcześliwy, więc niby czemu nie podjąć walki?".Jak w tej reklamie totolotka "ŻEBY WYGRAĆ, TRZEBA GRAĆ".
My akurat mamy schize, ale ludzie dooklola nas też mają problemy - np. są kalekami, są niewidomi, mają takie choroby jak AIDS, zanik mięśni itd. - co, niby im jest łatwo???? myśle, że Ty masz podobne podejście do problemu, jak ja:). Nie wiem, jak to było u Ciebie, ale ja teraz czując się dobrze bardziej doceniam życie niż przed chorobą - nie wiem czy bede miała nawrót czy nie - ale póki co staram się cieszyć każdą sekundą mojego życia!
3maj sie!
Awatar użytkownika
moi
moderator
moderator
Posty: 27824
Rejestracja: czw maja 18, 2006 12:12 pm
Gadu-Gadu: 9
Lokalizacja: Dolny Śląsk
Kontakt:

Re: Perspektywy na przyszłość

Post autor: moi »

Magiga, brawo! :D
Podobnie jak Ryszard uważam, że napisałaś takie mini kompendium życiowych zachowań, które pomogą każdemu wyjść z najgorszych nawet stanów. Ja próbowałam podobnie, jak Ty, pokonywać złe nastroje i emocje. To nie dzieje się w jakimś błyskawicznym tempie, ale każdy dzień, przeżyty w sposób aktywny, a nie bierny, tak, jak to opisała Magiga, będzie jednak kroczkiem do przodu, a nie do tyłu.
Po jakimś czasie wraca sprawność intelektualna, poprawia się pamięć i pozostałe rzeczy. Zaczyna się sprawnie funkcjonować.
Warto wziąć sobie do serca rady Magigi, serio :)

Pozdrawiam.m.
shekspir
bywalec
Posty: 360
Rejestracja: ndz maja 03, 2009 10:33 pm

Re: Perspektywy na przyszłość

Post autor: shekspir »

Owszem rady magigi skutkują do czasu. Wszystko jest do czasu,. Gdy choroba jest zbyt zaawansowana to już nie działa. Nuie ma już huśtawki serotoninowo dopaminowej , czyli naprzemiennych stanów depresji i euforii. Jest nicość. Widać, że jesteście dopiero na początku drogi jaką niesie ze sobą ta choroba. Za kilkanaście lat pogadamy, jak się czujecie i czy jeszcze ,,abc'' magigi nadal jest skuteczne. To wszystko działało u mnie ównież, ale podkreślam na początku choroby czyli przez kilkanaście lat, a dla przypomnienia choruję 25.
Bardo
moderator
moderator
Posty: 3856
Rejestracja: pn lut 06, 2006 9:32 am
płeć: mężczyzna

Re: Perspektywy na przyszłość

Post autor: Bardo »

Shekspir, każdy ma własne doświadczenia. Zaglądający na forum Ryszard ma podobny do Ciebie staż chorobowy i zupełnie odmienną opinię.
Współczuję Ci, że choroba się z Tobą nie cackała, ale nie można tak uogólniać.
shekspir
bywalec
Posty: 360
Rejestracja: ndz maja 03, 2009 10:33 pm

Re: Perspektywy na przyszłość

Post autor: shekspir »

Nie uogólniam wierz mi. Ja tylko nie owijam w bawełnę, i nie ,,pitolę'' pierdół jak to pięknie walczy się z chorobą. Uważam, że większość forumowiczów pisze ,,ku pokrzepieniu serc'' dając innym złudne nadzieje. Chcesz wierzyć, że uda ci sie wygrać z chorobą? Prosze bardzo wierz w to, może będzie działało póki w to będziesz wierzył . Nadejdzie kiedyś taki moment u kazdego z was, u Ryszarda też, kiedy tak różowo już nie jest i nie jest to etap odwracalny , czy chwilowy. Cytat z Ryszarda wypowiedzi,,Jestem byłym schizofrenikiem (6 lat cieżkiej schizofrenii), od 18 lat zupełnie zdrowym mimo że na śladowej ilości leku, który dla bezpieczeństwa zamierzam brac do końca życia, bo wiem jak łatwo zachorowac i jak trudno z tego wyjść. Przy mnie zatem Ryszard jest raczkujący w chorobie, tylko 6 lat ostrej schizy. Co to znaczy przy moich 25 latach ostrej choroby! Dociera to do was ?
To jest tylko kwestia czasu, stan końcowy dopadnie każdego. Nie musisz czytać moich posów, skoro zawierają one treści , które cie nie satysfakcjonują, uspokoją, czy dadzą nadzieję. To jest forum a na forach znajda się nie tylko wypowiedzi, które sie podobają ale również i te które się nie podobają. Tak jest na każdym forum i nie tylko, bo tak jest w każdej dziedzinie życia. Życie nie polega na tym by ,,żyć pod kloszem'' i kurczowo trzymać się tylko miłych rzeczy, panicznie odrzucając te mniej miłe. Ile ludzi tyle przypadków zgadzam się z tobą w 100 % ( ale dotyczy to początku choroby oraz jej środka) , stadium zaawansowane jest u każdego takie samo. Spytaj lekarzy. Więc walcz , póki masz siłę - oznacza to że nie jest z tobą jeszcze źle. Tej nadzieji nie zamierzam odbierać żądnemu z was, dopóki macie siłę, to spoko.
Pozdrawiam cię - choć z moich ust brzmi to już sarkastycznie, bo jak chory może pozdrawiać chorego? Jednak grzeczność tego wymaga więc pozdrawiam Cie bardo.
PS: Współczucie jest ostatnią rzeczą jakiej oczekuję. Nie chcę żadnego współczucia, bo cóż ono zmieni. Humor mi się po nim poprawi ? Lepiej się poczuję ? Nic to nie zmieni! Więc daruj sobie z tym żałosnym uczuciem współczucia - gardzę nim.
ODPOWIEDZ

Wróć do „kto pomoże”