forum dla osób dotkniętych schizofrenią, ich rodzin oraz zainteresowanych ''Dla człowieka nie tylko świat otaczający jest zagadką, jest on nią sam dla siebie. I z obu tajemnic bardziej dręczącą wydaje się ta druga.'' Antoni Kępiński
Mnie podoba się to, że wreszcie nauczyłam się uczyć sie na swoich błędach
Denerwuje mnie życie od nałogu do nałogu (zakupy, internet, jedzenie), życie fikcją (kochanie się w bardzo atrakcyjnych i młodych mężczyznach a konktretnie w jednym takim;), zamiast schudnąć i znaleźć sobie faceta na własną miarę), mały kontakt z rzeczywistością i lenistwo.
Poza tym czasami łąpię się na nielojalnościach i nieszczerościach. Oj, długo by mówić...
A ja lubie w sobie zdolnosc empatii i zrozumienia drugiego czlowieka.Nienawidze tego ze latwo wytracic mnie z równowagi i nie chodzi tu tylko o zlosc ale takze smutek,depresje.
Martyna pisze:A ja lubie w sobie zdolnosc empatii i zrozumienia drugiego czlowieka.Nienawidze tego ze latwo wytracic mnie z równowagi i nie chodzi tu tylko o zlosc ale takze smutek,depresje.
Ja kiedyś gdy ktoś mnie potącił lub obraził w autobusie lub na ulicy miałam zły humor przez cały dzień. Teraz staram się dyskutować ze sobą na ten temat. Zauważyłam, że przygnębia mnie taki incydent najbardziej dlatego, bo uwzam, że jest coś we mnie takiego, co prowokuje ataki obcych ludzi. Starałam sie więc przekonać się, że jeśli to jest coś we mnie, to jest rzecz która mogę zmienić: wyraz twarzy, nakrycie głowy, a najprawdopodobniej to ta druga osoba ma zły dzien, jest nieuważna lub agresywna. Jeśli chodzi o bliskie osoby to staram się postawić w skórze tej osoby i być sprawiedliwa. Neistety, nie zawsze mi się to udaje, a jeśli chodzi o konflikty w pracy to ręcę mi opadają. Po prostu źle wybrałam zawód i sposób wykonywania pracy, a teraz bardzo trudno to zmienić.
netka pisze:
Droga Imienniczko
Na razie sobie z tym nie radzę a jak znajdę sposób, to dam znać, hihih...
Obawiam się, że nei mam na imię Agnieszka. Wszystkie Agnieszki które znam wydają mi się tak rozsądne i poukładane, że myślałam, że coś z tego na mnie spłynie
A mnie denerwuje mój charakter melancholika. Ileż to można patrzec na świat w czarnych barwach;]
to osoba o pesymistycznym, lękowym, negatywnym podejściu do przyszłości, życia, samego siebie, a także codziennych spraw.
Osoba taka często popada w stany ruminacji, ma trudności z podejmowaniem decyzji, brakuje jej wiary w siebie. Melancholik jest wrażliwy na krytykę swojej osoby, obraźliwy, nerwowy i skłonny do zadumy, spokojny, wyciszony, powściągliwy i mało elastyczny w zachowaniu. Lubi marzyć, oddawać się zadumie.
Z tą obraźliwością, mam ost. duże problemy. Zbyt długo sie mnie trzyma, by móc ją jakoś strawić.
A lubię w swoim charakterze;
zaufanie, jakim potrafię obdarzyć ludzi których kocham.
pozytywy: to poczucie humoru i jednak pomimo wszystko optymizm, empatia, umiejętność "aktywnego" słuchania i dawania ciepłą ludziom wprost z siebie
negatywy: mała pewność siebie, nieumiejętność postawienia na swoim, zamykanie sie w sobie w obliczu problemu i bólu zamiast otwartej rozmowy i mówienia o tym co boli--> do tego potrzebuję trochę czasu
wolę być niedoskonałą wersją samej siebie,niż najlepszą kopią kogoś innego
Moje wady- rozpamiętywanie przeszłości, pesymizm, lenistwo, wygodnictwo, chyba skłonność do depresji popsychotycznej, łakomstwo i tycie.
Moje zalety- rozpamiętywanie przeszłości, przynajmniej staram się zrozumieć czemu u mnie pojawiła się psychoza; wygodnictwo, lenistwo- taka już jestem, opanowane łakomstwo- w każdy poniedziałek folguję swojemu apetytowi, jem lody, chipsy, sezamki (nie tylko w poniedziałek), czasami czekoladę, a potem przez resztę tygodnia nie jem tych niezdrowych przekąsek. Umiem też słuchać innych ludzi i nieobca jest mi empatia. Mało o sobie mówię, rzadko się komuś zwierzam, jak już komuś zaufam, to niemalże bezgranicznie - mam jedną koleżankę, która wie o mnie wszystko, ale umie to zachować dla siebie. Mimo wszystko uważam, że można mnie polubić, bo jestem sympatyczną osobą, której można się zwierzać i która umie dochować tajemnicy.
To, że jakiś lek komuś służy, nie znaczy że nie zaszkodzi innej osobie.
Choroba zabrała mi wszystko - nie lubię już siebie za nic. Brak mi wiary w siebie. Łatwo poddaję się ocenie innych ludzi. Jestem zamknięty w sobie. Czuję się niegodny noszenia miana "człowiek". Kiedyś lubiłem siebie za wszystko: nawet za swoje wady. A teraz? Szkoda gadać...
Dlaczego choroba zabrała Ci wszystko? Według jakich kryteriów się oceniasz? Nie masz pracy czy dziewczyny więc uważasz, że jesteś nikim? Znam mnóstwo ludzi którzy są sobą zachwyceni a inni nie podzielają tego zdania. Podobnie odwrotnie! Nie mówiąc już o tym, że w oczach kochającego Boga jesteś niezwykle cenny.
agnieszka38 pisze: Nie mówiąc już o tym, że w oczach kochającego Boga jesteś niezwykle cenny.
No nie, Agnieszka! Jaj sobie nie rób. Jemu niczego tak nie potrzeba
jak kochającego go boga wymyślonego przez ludzi pewnie jeszcze
w prehistorycznych czasach (imię jego tylko zmienne jest) - on zapewne
wolałby jakąś marną samicę ze swojego gatunku, ale żywą, a nie zmurszałą
jak wyobrażenie najwyższego, niech imię jego błogosławione!
Grzecznie sami dół wykopali, a żeby nie fatygować "dam" tak brudnym zajęciem sami roztrzaskali sobie łby, ale że jako martwi nie byli w stanie sami się zakopać zostali okrzyknięci skończonymi ścierwami.
Cóż... Chyba dobiera się do mnie depresja popsychotyczna. Dopiero teraz, po kilku miesiącach. Dziś praktycznie cały dzień spędziłem w łóżku. Samo napisanie tego dużo mi pomogło, gdyż uwolniło we mnie złe emocje, które od dawna we mnie tkwiły.
Oceniam się według kryteriów bardzo subiektywnych, ale tych bardziej obiektywnych jak status społeczny też.
agnieszka38 pisze:Nie mówiąc już o tym, że w oczach kochającego Boga jesteś niezwykle cenny.
Mam nadzieję, że On istnieje i że rzeczywiście tak jest. Dzięki, Agnieszko.
Denerwuje mnie...
To, że popadam w wewnętrzny nieład w obliczu krytyki drugiego człowieka... zawsze mnie to rozbija (niskie poczucie wartości)...nie czuje sie najlepiej w towarzystwie, bo zawsze to jest byle jakie i wymuszone...Ogólnie nie kocham i nie lubię - kolejny problem, bo życie toczy sie na zasadzie wiecznie dogaszanej niechęci albo nienawiści do wszystkiego (chociaż wczenśniej tak nie było). To "troche" za mało, żeby ciągnąć przyjemność z życia...
Co lubie?
Mimo wszystko uwarzam, że gdybym nie popadł w stan jakiegoś zmiętoszenia psyche to na prawde umiałbym siebie pokochać. Mam swoje pasje i humor.