Moja historia - dla tych, którzy boją się żyć.

Moderator: moderatorzy

Awatar użytkownika
Gahan
zarejestrowany użytkownik
Posty: 5
Rejestracja: czw mar 19, 2009 3:53 pm
płeć: mężczyzna
Lokalizacja: Lubuskie.

Moja historia - dla tych, którzy boją się żyć.

Post autor: Gahan »

Nie udzielałem się tutaj nigdy zbyt wiele, ale chciałbym Wam coś opowiedzieć.
O tym, jak przez lata nie żyłem tak jak powinienem - tak pewnie jak i wielu z Was. Jak odbierano mi szanse na normalne życie.

Mam troszkę ponad 30 lat, od 14 lat "byłem leczony" na schizofrenię paranoidalną. I ten cudzysłów nie jest tutaj przypadkowo. Bo dzisiaj już wiem, że to co ze mną robiono, niewiele miało wspólnego z leczeniem.

Moja choroba zaczęła się wcześnie. Zawsze miałem trudności w nawiązywaniu kontaktów z ludźmi, można może to nazwać... fobią? Nie potrafiłem się zbliżyć do kolegów w szkole, w liceum, na studiach, czułem wyraźne wyobcowanie, niedopasowanie. Miałem kolegów, takich na krótkie rozmowy, ale nigdy przyjaciół czy dziewczynę. Nie chodzi o to, że byłem nieśmiały. Po prostu czułem wyraźnie dziwność całego świata wokół, czułem, że nie pasuję. Jak motyl zamknięty w jednym słoiku z komarami. Trudno mi to opisać słowami, ale też myślę, że nie muszę. Wielu z Was czuje lub czuło podobnie. Takie odseparowanie od rzeczywistości, zamknięcie się w swoim świecie, to ponoć jedna z głównych cech tej choroby. Więc nic tu nie trzeba wyjaśniać.
Potem doszły do tego "głosy". Choć ja też nigdy nie nazywałem ich "głosami". Bo to pojęcie kojarzy mi się z czymś takim, jakby w mojej głowie miało grać radio, lub jakby miał do mnie mówić ktoś obcy. Zawsze odczuwałem to tak, że są to moje myśli - z tą tylko różnicą, że one zdają się żyć własnym życiem.
Przykład? Jadę autobusem do liceum. Obok mnie stoi dziewczyna, sympatyczna, uśmiechnięta, wyglądająca na miłą. A ja myślę: "Galerianka. Wiem przecież, skąd ma te spodnie i tą bluzeczkę, i co za nie musiała zrobić jakiemuś tłustemu bankierowi". Takie myśli pojawiały się same i wbrew mnie. Bardzo zawsze szanowałem kobiety, wychowywałem się z mamą i siostrą w małej kawalerce - jedna kobieta dbała o mnie, o drugą małą kobietkę dbałem ja. Nigdy nie miałem seksistowskich przekonań typu: "Kobieto, do garów, tylko do tego się nadajecie". A mimo to, myśli np. takie jak ta zacytowana z autobusu, pojawiały się same. I było mi wstyd, bo dziewczyna wyglądała naprawdę na milutką. Budziła miłe uczucia, że chętnie bym ją potrzymał za rękę i moglibyśmy miło porozmawiać, i na pewno moglibyśmy zostać przyjaciółmi... A w głowie moje myśli żyły swoim życiem.
To tylko przecież przykład. Nie chodzi tylko o dziewczyny. Moje myśli po prostu miały inne poglądy niż ja, tam "w środku". Były nachalne i nie chciały przestać.
Do tego wszystkiego dochodziły lęki, bezsenność, problemy z nauką. I te wszystkie sprawy sumując, już w młodości wpisano mi diagnozę "schizofrenia paranoidalna", która potem ciągnęła się za mną przez resztę życia. Nie będę się spierał, czy była to diagnoza słuszna. Żaden ze mnie lekarz. Opisałem Wam w kilku słowach moje objawy, wnioski możecie wyciągnąc sami. Na pewno byłem człowiekiem wrażliwym, zagubionym, troszkę nie radzącym sobie z życiem. I tyle, ja sobie innej diagnozy nie stawiam.

I potem przyszło "leczenie".
Najpierw wciskano we mnie lek "Zalasta", po którym przytyłem 35 kg w rok (z 64 do 99). Z całkiem przyjemnego dla oka szczupłego chłopca, stałem się wieprzkiem z piersiami, zwisającym brzuchem i twarzą jak piłka. Nie dość, że było to oczywiście groźne dla mojego zdrowia (otyłość = nadciśnienie, choroby serca, ryzyko cukrzycy, itd), to całkowicie i totalnie zniszczyło moją samoocenę i zdolności towarzyskie. Nie dość, że czułem się sam z siebie wyobcowany, niepasujący, to teraz do tego doszły ogromne kompleksy. Jak tutaj zaprosić koleżankę na kawę, do kina, nawet gdybym się przemógł, jeśli widziałem jak wyglądam w lustrze...? Chciałoby się powiedzieć "z czym do ludzi???". Może ktoś napisze w komentarzu - liczy się piękne wnętrze, a nie ciało, wartościowa dziewczyna nie zwróciłaby na to uwagi. Cóż... Sądzę, że najbardziej liczy się dla naszego zdrowia psychicznego poczucie własnej wartości, akceptowanie samego siebie, zadowolenie z tego kim jesteś i jaki jesteś, "lubienie" siebie. Jeśli gardzisz swoim odbiciem w lustrze, to reszta leży.
Potem zmieniano mi leki. Wieeelkim wysiłkiem udało mi się w kilka lat wrócić do właściwej wagi. Były więc następnie"Rispolept", po którym nie mogłem spać, bo musiałem cały czas ruszać nogami przez sen. "Pernazinum", który dawał nieprzyjemne wrażenie otumanienia, ciężkości. "Solian" i "Abilify", które mogłem jeść jak cukierki garściami nic nie czując. (To ich zaleta, że nie dawały żadnych nieprzyjemnych doznać, ale czy można mówić o leku kosztującym refundatora 400 zł za pudełko, że jest dobry tylko dlatego, że nie szkodzi, skoro mi w niczym nie pomagał?). "Ketrel", po którym spałem 16 godzin na dobę. Uspokajał, to na pewno, ale czy na tym powinno polegać życie młodego człowieka, dwudziestoparolatka, na spaniu? Gdy moi dawni znajomi zakładali rodziny, dorabiali się dzieci, pracowali, jeździli na wycieczki, czyli ŻYLI, ja spałem. I tak przespałem kolejne dwa lata życia.

W czym był problem? W polskiej NFZ-owskiej psychiatrii, nastawionej tylko i wyłącznie na farmakologię. Pochodzę z niezamożnej rodziny, więc leczyłem się w darmowych przychodniach. Nie jestem fanatycznym przeciwnikiem psychotropów, choć zostało udowodnione niezbicie jak bardzo szkodzą i choć mi bardziej przeszkadzały niż pomagały. Jeśli ktoś biega z nożem po ulicy i chce kogoś zaszlachtować "bo to agent KGB, widać po czerwonej czapce!", to nie oszukujmy się, niezbędny jest tutaj kaftan i garść ciężko prujących głowę leków, żeby takiego człowieka wyciszyć. Natomiast mam takie wrażenie, że dziesiątki tysięcy ludzi "chorych psychicznie" w Polsce, to ludzie w jakiś sposób cierpiący na swoją nadwrażliwość, brak pewnych umiejętności społecznych, nieczujący się akceptowanymi przez siebie samych. I tutaj ta farmacja niewiele da. Przez lata chodziłem do tych darmowych psychiatrów. Wizyta trwała po 5 - 10 minut. Pytano "Jak samopoczucie, jak się czujemy?". Zanim zacząłem odpowiadać, lekarz już wypisywał receptę. Czułem się niesłuchany i ignorowany - ja tu się, cholera, wyzewnętrzniam, z tego co mnie boli, co męczy, a Pani dr pisze receptę, stuka stemplami, pieczętuje, coś tam dopisuje w karcie, łyk kawy, stempelek, łyk kawy, pieczątka. Słucha wogóle?
I niestety zmiana lekarzy niewiele pomagała. Chętnych na darmowe porady są tysiące, dobrych psychiatrów, którzy chcą pracować za garść miedziaków z NFZu niewielu - więc wizyta musi być krótka, bo Pani dr musi dzisiaj przyjąć od 8.00 do 15.00 stu pacjentów. Czy nie mam racji?
W moim przypadku, przez 10 lat leczenia rozmawiałem raptem 10 razy psychologiem, który jak sądzę nie miał nawet żadnych uprawnień terapeutycznych. W każdym poradniku o leczeniu schizofrenii jest napisane wprost - że oprócz leków ważna jest, a kto wie czy nie ważniejsza, terapia, czyli rozmowa z drugim człowiekiem, spróbowanie zrozumienia siebie i własnych przeżyć.
W moim przypadku szkodliwa była także renta. Dostałem rentę, tak. Paręset złotych, więc prawie nic. Pewnie niektórym jest to potrzebne, gdy naprawdę nie mogą żyć i pracować. A mi to szkodziło. Tak dzisiaj uważam. Bałem się świata, nie miałem tej energii do działania, żeby coś zrobić, znaleźć pracę, bo po co... Za tydzień listonosz przyniesie te grosze z ZUSu, na podstawowe sprawy starczy. I nie ja jeden tak miałem. Jest to przecież fakt udowodniony naukowo, że jest coś takiego, jak takie uzależnienie od pomocy socjalnych. Człowiek jakoś tam ciągnie na tych zasiłkach, dodatkach, rentach i dopłatach, szału nie ma, raczej to życie statysty a nie celebryty, ale daje trochę zgubne poczucie bycia zabezpieczonym, że nie trzeba się martwić o pieniądze, człowiek obojętnieje. I spotkałem sporo ludzi niby z diagnozą "chory psychicznie", którzy wydają się całkiem normalni, jako tako funkcjonują, mogliby gdzieś popracować, coś sobie kupić, ale po co... Jak jest renta, trochę się jeszcze poświruje przed komisją i dadzą następną i będzie się to tak ciągło.
Ile ja lat straciłem na to wszystko, ile życia minęło bezpowrotnie. :?
Co mi w końcu pomogło? Aktywność i chęć odzyskania normalnego życia. Nie było łatwo. Zacząłem chodzić do terapeutki - młodej i cierpliwej Pani psycholog, którą autentycznie polubiłem. 80 zł za godzinę, cóż, konkretny pieniądz. Ale Jej podejście do mnie było pierwszym impulsem, dzięki któremu odzyskałem życie. W końcu mogłem się komuś naprawdę wygadać. Mówić o tym, co jest nie tak. A Ona nic nawet nie notowała i nie stawiała stempli. Słuchała uważnie i cierpliwie. A potem o tym rozmawialiśmy. I zobaczyłem, że w Jej oczach nie jestem "czubkiem", któremu za 5 zł od NFZu trzeba podstemplować receptę i nara, bo na korytarzu czeka 40 kolejnych. Kilkanaście takich wizyt minęło a ja zobaczyłem, że dla Niej jestem po prostu facetem z problemami, że potrafię z Nią rozmawiać nawet na intymne tematy, nawiązać relację... "przyjacielską"?. Że ja, facet zawsze wycofany i wyobcowany potrafię Ją polubić, i że dobrze, że Ona jest. Niestety nigdy wcześniej żaden lekarz mnie tak nie traktował...
Postanowiłem coś zrobić ze swoim życiem. Dość już leżenia w łóżku cały dzień, patrzenia w sufit, tracenia czasu, oczekiwania na ZUSowskie ochłapy. Cholera, chce żyć... - takie miałem myśli. I oczywiście to nie było łatwe, to było cholernie trudne, nie oszukujmy się. Zapisałem się do szkoły policealnej, zajęcia tylko w sobotę i niedzielę. I to było na początku trudne. Dużo wysiłku sprawiało mi narzucanie sobie, wymuszanie tych relacji z innymi ludźmi, pójście tam, nawiązywanie rozmów. Oczywiście, chętniej zostałbym w domu. Ale zauważyłem, że z czasem robi się coraz łatwiej - autentycznie polubiłem kilka osób, a to jest bardzo istotne, jak kogoś lubisz = fajnie Ci się przebywa w towarzystwie tej osoby = nie jest wielkim wysiłkiem iść się spotkać = masz z kim pogadać o tym co Cię gryzie = czujesz się przez kogoś akceptowany i lubiany więc rośnie w górę Twoja samoocena = ...i tak można by wyliczać bez końca, to ma same plusy.
Nie pomogła mi psychiatria i nie pomogły mi leki. Nie pomogła mi renta. Po wielu latach apatii i nijakości pomogło mi odzyskanie chęci do życia. Własny wysiłek. Zdobycie przyjaciela. Szczere rozmowy. Zaakceptowanie siebie. Biorę leki w niedużych dawkach, tylko podtrzymująco. Chodzę do psychiatry, żeby ktoś mnie skontrolował medycznie raz na dwa miesiące czy nie odpływam w urojenia. I tyle. To co mi pomogło wyrwać się ze stagnacji, to własne chęci i właśnie przyjaźń z drugim człowiekiem. Sam w 3 lata zmieniłem swoje życie bardziej, niż psychiatrzy i aptekarze przez 10 lat. I niestety musiałem to zrobić sam, bo od nich nawet nigdy nie dostałem żadnego skierowania na jakąś terapię.

Dziękuję każdemu kto chciał to przeczytać, było przydługawo, i nie mam talentu pisarskiego, więc mogło być nudno. Chciałbym tylko poradzić wielu osobom, bo wiem że takie są, które zamknęły się w 4 ścianach, świat znają tylko z internetu, które łykają tonami toksyczne psychotropy, nie mają żadnych znajomych... Nie tędy droga. Jeśli tak żyjecie już kilka lat i z tego nie wyszliście, to już tą metodą z tego nie wyjdziecie. Kluczem do zdrowia jest drugi człowiek... Po latach trucia się tymi toksynami, spróbowałem czegoś innego. Pracuję na pół etatu, renty nie zamierzam przedłużać, zmuszam się do kontaktu z ludźmi, a miesiąc temu na koncercie po raz pierwszy w życiu "poderwałem" dziewczynę... Co jak dotąd skutkowałem kinem, kawą i pizzerią, niewielkie dokonania, ale wiem, że ufając w dalszym ciągu psychiatrii nastawionej tylko na farmację nie miałbym i tego.
Pozdrawiam, Gahan.
Awatar użytkownika
mei
zaufany użytkownik
Posty: 7518
Rejestracja: ndz cze 10, 2007 8:12 pm

Re: Moja historia - dla tych, którzy boją się żyć.

Post autor: mei »

Super. :) Bardzo pozytywna historia. Dziekuje za nia. Ciesze sie, ze napisales o terapii. Bo ona daje wielkie efekty. Mam nadzieje, ze kiedys terapia bedzie zalecana przez wszystkich psychiatrow. Bo sa psychiatrzy, ktorzy ja zalecaja. I sa psychiatrzy, ktorzy o nas walcza z ministerstwami.
Zycze Ci powodzenia i ludzi wokol Ciebie, bo wazne jest miec gdzies z kims wyjsc, pogadac, pobyc.
Kochajcie tych, których chcecie kochać, żyjcie tak, jak chcecie żyć i nigdy nie pozwólcie by ktokolwiek przeszkodził wam w zmienianiu waszych marzeń w rzeczywistość.
Jared Leto, 13.04.2014.
Roy89
zaufany użytkownik
Posty: 206
Rejestracja: śr sty 16, 2013 5:48 pm
płeć: mężczyzna

Re: Moja historia - dla tych, którzy boją się żyć.

Post autor: Roy89 »

Jesteś fanem Depeche Mode i dave gahana ? Ja przed chorobą go ubóstwiałem.Teraz po lekach już to nie są te emocje ale wspomnień nikt mi nie odbierze.Byłem w Berlinie przy samej scenie na ich koncercie 09.06.2013.Pozdrawiam Damian
Awatar użytkownika
think
zaufany użytkownik
Posty: 4298
Rejestracja: ndz lis 06, 2011 3:09 pm
Lokalizacja: Śląsk

Re: Moja historia - dla tych, którzy boją się żyć.

Post autor: think »

Gahan pisze:Kluczem do zdrowia jest drugi człowiek...
Dokładnie tak! Podczas "odpalmień" unikam jednak ludzi, bo się głupawo zachowuję, ale tak poza tym aktywność społeczna jest bardzo ważna. Też w zasadzie nie faszeruję się prochami, bo na moje urojenia działają jak placebo - czy biorę czy nie co jakiś czas się pojawiają.

Pzdr i powodzenia! :)
Człowiek ma żal do człowieka, a życie jak osioł ucieka.
Pain makes people change.
Zobaczysz, jeszcze przejdę Ci dzisiaj przez myśl.
Maniek1234
zaufany użytkownik
Posty: 1453
Rejestracja: pn gru 15, 2014 5:47 pm
Status: trener interpersonalny
płeć: mężczyzna
Gadu-Gadu: 560878

Re: Moja historia - dla tych, którzy boją się żyć.

Post autor: Maniek1234 »

super historia ja to tam cale zycie cwicze od dziecka moze dla tego bylem silniejszy w szkole od kolegow i czasem ich bilem kiedy w podstawowce nawet nie wiedzieli co to silka ale oczywiscie nie za darmo nikogo nie meczylem ani nie przesladowalem ale oczywiscie jakies przezwiko to od razu mu walilem na solo.ale serio super historia dala mi motywacje do jutrzejszego biegu na 2 km jak chcesz Radeczku jutro zadzwonie i biegamy razem :clap:
jestem urodzonym przywodca
"Kto nie wygra sam ze sobą, ten nie zwycięży nigdy"
bylem juz na piensku siedmiu piekiel ale teraz...chyba sie nawet nie spoce...
Awatar użytkownika
Necro
zaufany użytkownik
Posty: 1500
Rejestracja: śr paź 23, 2013 7:15 pm
płeć: mężczyzna
Lokalizacja: Północny Wschód

Re: Moja historia - dla tych, którzy boją się żyć.

Post autor: Necro »

Fajna historia dobrze opisana trzymaj się ziomek :D
Śmierć Wrogom Ojczyzny
Awatar użytkownika
jojo
zaufany użytkownik
Posty: 2303
Rejestracja: czw gru 11, 2008 6:27 pm

Re: Moja historia - dla tych, którzy boją się żyć.

Post autor: jojo »

Gahan, sądzę że raczej źle Cię zdiagnozowano, skoro nie miałeś typowych omamów słuchowych, tylko natrętne myśli. Może lekarze wzięli je mylnie za głosy, ze mną też tak było, jak w 2012 roku po raz drugi pod rząd trafiłam do szpitala.

Czyli miewasz urojenia i jesteś tego świadomy? I chodzisz do psycholożki i psychiatry?

Uważam, że masz zbyt bliskie relacje z psycholożką. Za bardzo się do niej zbliżyłeś.

Uważam, że opowiedziałeś się po stronie anty-psychiatrów.
Po latach trucia się tymi toksynami, spróbowałem czegoś innego. Pracuję na pół etatu, renty nie zamierzam przedłużać, zmuszam się do kontaktu z ludźmi, a miesiąc temu na koncercie po raz pierwszy w życiu "poderwałem" dziewczynę... Co jak dotąd skutkowałem kinem, kawą i pizzerią, niewielkie dokonania, ale wiem, że ufając w dalszym ciągu psychiatrii nastawionej tylko na farmację nie miałbym i tego.
Po pierwsze, neuroleptyki, mimo że miewają masę skutków ubocznych to nie toksyny, tylko leki, choć ja sama nazywam je g*wnem. Jednak skutecznie tłumią objawy choroby psychicznej, jaką jest schizofrenia paranoidalna. One mnie upośledzają hormonalnie i przez nie nie mam okresu. :(
Pochodzę z niezamożnej rodziny, więc leczyłem się w darmowych przychodniach. Nie jestem fanatycznym przeciwnikiem psychotropów, choć zostało udowodnione niezbicie jak bardzo szkodzą i choć mi bardziej przeszkadzały niż pomagały. Jeśli ktoś biega z nożem po ulicy i chce kogoś zaszlachtować "bo to agent KGB, widać po czerwonej czapce!", to nie oszukujmy się, niezbędny jest tutaj kaftan i garść ciężko prujących głowę leków, żeby takiego człowieka wyciszyć. Natomiast mam takie wrażenie, że dziesiątki tysięcy ludzi "chorych psychicznie" w Polsce, to ludzie w jakiś sposób cierpiący na swoją nadwrażliwość, brak pewnych umiejętności społecznych, nieczujący się akceptowanymi przez siebie samych. I tutaj ta farmacja niewiele da.
Po drugie, leki na schizofrenię, to nie psychotropy, ale neuroleptyki. Jakoś nie wierzę, że dziesiątki tysięcy nadwrażliwych ludzi zostało uznanych mylnie za chorych psychicznie. Choroba psychiczna to nie nadwrażliwość, ale skutek dysfunkcji mózgu, chociaż nie trafia do mnie teoria dopaminowa.

Swoją drogą większość mojego życia chorowałam psychicznie, potem miałam coraz gorsze jazdy, a jak raz odstawiłam lek, to było gorzej niż kiedykolwiek w życiu. Uważam, że może moja choroba się pogorszyła na skutek leczenia i niepotrzebnego obniżania dopaminy. Jednak wolę do końca życia brać leki niż znów mieć nawrót i wylądować w szpitalu, zwłaszcza że tam luksusem jest gorąca woda na żądanie, jest ograniczona wolność i tam bywa niehigienicznie.
Chętnych na darmowe porady są tysiące, dobrych psychiatrów, którzy chcą pracować za garść miedziaków z NFZu niewielu - więc wizyta musi być krótka, bo Pani dr musi dzisiaj przyjąć od 8.00 do 15.00 stu pacjentów. Czy nie mam racji?
Uważam, że znowu uogólniasz i skąd bierzesz takie liczby? Tysiące chorych, to do mnie nie trafia. Chodzę do państwowej poradni i mam bardzo dobrego lekarza, z którym mogę gadać do oporu, nawet czasem lekko zbaczam z tematu. Jednak on nie jest idealny, bo ciągle doszukuje się u mnie objawów psychotycznych, których już od dawna nie mam i straszy mnie, że jak zmienię lek, to będzie jeszcze gorzej. I nie sądzę, aby on dziennie przyjmował po stu pacjentów. Wprawdzie chorych w przychodni bywa sporo, ale na pewno nie są ich setki.

Ja mam normalne lęki egzystencjalne i dołuje mnie moja diagnoza, oraz to, że do końca życia będę brać leki. Przynajmniej się nie oszukuję i wiem, że potrzebuję leków, bo mój umysł źle bez nich funkcjonuje. Jednak już wolę co wieczór brać g*wniany Amisan, w małej dawce, niż znów mieć jazdy. :(
To, że jakiś lek komuś służy, nie znaczy że nie zaszkodzi innej osobie. :(
Awatar użytkownika
miś wesołek
zaufany użytkownik
Posty: 8397
Rejestracja: ndz wrz 26, 2010 10:59 am
Status: aktor pisarz poeta. ostatnio mnie wystawiali na brodwayu
płeć: mężczyzna

Re: Moja historia - dla tych, którzy boją się żyć.

Post autor: miś wesołek »

jojo pisze:leki na schizofrenię, to nie psychotropy, ale neuroleptyki.
Neuroleptyki to psychotropy, antydepresanty to psychotropy, narkotyki to psychotropy, alkohol to psychotrop, nawet gówniana hydroksyzyna to psychotrop. Leki na schizofrenię to psychotropy. Nie wiem jak to różnicujesz. Coś co wpływa na działanie mózgu i psychikę, to psychotrop. Proste. Takie nazywanie jest wcale niepejoratywne i bardziej rzetelne chyba niż nazywanie neuroleptyków "g*wnem". ;)
Wstyd mi było, kiedy zdałem sobie sprawę, że życie to bal kostiumowy, a ja przyszedłem z prawdziwą twarzą.
Awatar użytkownika
Anime
zaufany użytkownik
Posty: 727
Rejestracja: śr sty 20, 2010 9:01 am
płeć: mężczyzna
Gadu-Gadu: 45723214

Re: Moja historia - dla tych, którzy boją się żyć.

Post autor: Anime »

think pisze:
Gahan pisze:Kluczem do zdrowia jest drugi człowiek...
Dokładnie tak! Podczas "odpalmień" unikam jednak ludzi, bo się głupawo zachowuję, ale tak poza tym aktywność społeczna jest bardzo ważna. Też w zasadzie nie faszeruję się prochami, bo na moje urojenia działają jak placebo - czy biorę czy nie co jakiś czas się pojawiają.

Pzdr i powodzenia! :)
Żeby to było takie proste. Kontakt z ludźmi wymaga wiele wysiłku, stresu.
.
Awatar użytkownika
Gahan
zarejestrowany użytkownik
Posty: 5
Rejestracja: czw mar 19, 2009 3:53 pm
płeć: mężczyzna
Lokalizacja: Lubuskie.

Re: Moja historia - dla tych, którzy boją się żyć.

Post autor: Gahan »

jojo pisze:Gahan, sądzę że raczej źle Cię zdiagnozowano, skoro nie miałeś typowych omamów słuchowych, tylko natrętne myśli.
Jojo, ja sam napisałem, że się z tą diagnozą nie spieram, bo nie jestem lekarzem.
Ale:
1) taką diagnozę stawia 1-szy lekarz psychiatra w 2001r.
2) taką diagnozę kontynuują psychiatrzy drugi, trzeci, czwarty i piąty u których leczyłem się przez 14 lat.
3) z tą diagnozą zgodzili się dwukrotnie dwaj kolejni psychiatrzy podczas moich 2 pobytów w szpitalu psychiatrycznym Międzyrzecz-Obrzyce.
4) z tą diagnozą zgodzili się trzykrotnie 3 kolejni biegli orzecznicy ZUSowscy, dając mi 3 razy rentę.

Czyli taką diagnozę uznawało za prawidłową 10 lekarzy psychiatrów, z tego 2 biegłych sądowych i 1 pan z tytułem naukowym "dr n. med." na pieczątce. ;) I jak pisałem, ja się z nimi nie kłócę.
jojo pisze:Uważam, że opowiedziałeś się po stronie anty-psychiatrów.
Bardzo dobrze uważasz! Bo sam przyznałeś/aś, jojo, że prawdopodobnie w moim przypadku 10 lekarzy psychiatrów się myliło. Więc co jest warta ta cała "psychiatria"?
Nie traktujmy psychiatrii jako prawdy objawionej. Dlatego właśnie na tym forum jest dział "antypsychiatria", żeby móc porozmawiać o innych metodach, alternatywnych, niepromowanych przez psychiatrię. Nie zrobiłem nic złego pisząc to co napisałem.
jojo pisze: Po drugie, leki na schizofrenię, to nie psychotropy, ale neuroleptyki.
Czy Ty wiesz o czym piszesz? :( http://pl.wikipedia.org/wiki/Leki_psychotropowe
jojo pisze:Uważam, że znowu uogólniasz i skąd bierzesz takie liczby? Tysiące chorych, to do mnie nie trafia.
Oj, jojo. Nie chcę z Tobą dyskutować, ani się wykłócać. Opisałem swoją historię, żeby zachęcić ludzi do działania... I tyle. A skąd ja biorę te liczby? Mieszkam w średniej wielkości mieście (ok. 100 tys. ludzi, więc nie dziura, ale i nie aglomeracja). I jak przychodzę np. o godz. 9.00 pod gabinet, to jestem 20-ty w kolejce i czekam z 2-3 godziny zanim wejdę. A po mnie jest drugie tyle w kolejce. Może to u Ciebie wygląda inaczej. U mnie w poradni w całkiem niemałym mieście niestety tak to wygląda.
jojo pisze:Jakoś nie wierzę, że dziesiątki tysięcy nadwrażliwych ludzi zostało uznanych mylnie za chorych psychicznie.
Miałem na myśli coś innego. Jak ktoś jest tak chory, że biega z nożem po ulicy, to kaftan, szpital, pasy i leki. I się czeka aż się wyciszy. Ale jak ktoś w miarę dobrze funkcjonuje, czyli jest w stanie pójść do sklepu, zrobić zakupy, iść do urzędu, do apteki, że nie trzeba się taką osobą opiekować cały czas, jakoś tam daje radę, ale po prostu cierpi na taką "nadwrażliwość", zbytnie przeżywanie wielu spraw - to tu wskazana jest terapia, psycholog, grupy wsparcia, itp. itd., a nie tylko i wyłącznie leki. Bo takich właśnie ludzi są w Polsce tysiące - niby ma wpisane w karcie "schizofrenik", a nie uważa się za Napoleona, da się z nim porozmawiać logicznie, normalnie, pójść do kina. I nawet nie każdy wie, że jest chory psychicznie, bo jako tako funkcjonuje i jego choroba nie rzuca się w oczy. Nie spotkałeś/aś takich osób? I u takich w miarę funkcjonujących osób trzeba promować aktywność, zachęcać ich do chodzenia na spotkania grupowe itp, do podejmowania pracy, a nie tylko renta, recepta i tyle.
jojo pisze:Przynajmniej się nie oszukuję i wiem, że potrzebuję leków, bo mój umysł źle bez nich funkcjonuje.
Super i powodzenia. Jojo, ja Cię bardzo proszę... Ja nie chciałem Ciebie niczym urazić. Nie chce się z Tobą kłócić. Ale czy Ty nie wyczytałaś w moim poście czegoś, czego tam wcale nie ma?
Nie napisałem nigdzie "nie chodźcie do psychiatrów, to szarlatani!", nie napisałem nigdzie "nie bierzcie psychotropów, to trucizna, tylko szkodzą a nie pomagają nikomu!". NIE. Jestem świadomy, że niektórym to pomaga, że niektórzy tego potrzebują... Ja tylko napisałem, że polegałem tylko na tym, że leczenie które mi oferowano polegało tylko i wyłącznie na braniu leków i nic więcej. I że to było złe. I że aktywność, terapia, wyjście do ludzi, meeega mi pomogły. Że sam musiałem się postarać o terapię z własnych pieniędzy, bo w moim mieście nawet nie było takiej grupy darmowej i nawet psychiatrzy na to nikogo nie kierowali. :( Coś złego napisałem? Nie.
Jojo, buziaka masz. :*
I nie będę więcej odpisywał na posty oskarżające mnie o jakieś maniakalne antypsychiatryczne zapędy i ściemnianie. To był tylko post motywacyjny, taki tam. Bez spinki.
Awatar użytkownika
mei
zaufany użytkownik
Posty: 7518
Rejestracja: ndz cze 10, 2007 8:12 pm

Re: Moja historia - dla tych, którzy boją się żyć.

Post autor: mei »

Gahan pisze:o innych metodach, alternatywnych, niepromowanych przez psychiatrię.
Psychoterapia, wyjście do ludzi, praca są jak najbardziej polecane przez psychiatrów.
Kochajcie tych, których chcecie kochać, żyjcie tak, jak chcecie żyć i nigdy nie pozwólcie by ktokolwiek przeszkodził wam w zmienianiu waszych marzeń w rzeczywistość.
Jared Leto, 13.04.2014.
Awatar użytkownika
Gahan
zarejestrowany użytkownik
Posty: 5
Rejestracja: czw mar 19, 2009 3:53 pm
płeć: mężczyzna
Lokalizacja: Lubuskie.

Re: Moja historia - dla tych, którzy boją się żyć.

Post autor: Gahan »

mei pisze:
Gahan pisze:o innych metodach, alternatywnych, niepromowanych przez psychiatrię.

Psychoterapia, wyjście do ludzi, praca są jak najbardziej polecane przez psychiatrów.
Tutaj tylko się odniosłem do terminu "antypsychiatria", że przecież to nic złego że to istnieje.
Tak, mei. Są promowane, na szczęście. I nawet w wielu ulotkach i informatorach jest to wprost napisane, że musi być terapia, wsparcie środowiskowe, grupy wsparcia i inne cuda właśnie takie. Tylko w wielu miejscach w Polsce to leży. :( W kilkudziesięciotysięcznych miastach zazwyczaj jest jakiś psychiatra, ale grupy wsparcia czy bardziej rozbudowane wsparcie środowiskowe raczej to już nie... Więc na takiej czystej "promocji" to sie często kończy.

Jeszcze raz chciałem przeprosić, jeśli kogoś uraziłem, to była tylko taka historyjka motywacyjna, nie chciałem się wymądrzać, choć swoje zdecydowane zdanie mam na te tematy, ale nikomu nie będę narzucać. Parę było miłych odpowiedzi, że historyjka była fajna i za te dziękuję. ;)

Raczej się już tutaj udzielać nie będę, trochę boję się wkręcać w takie fora, choć to bywa fajne, ale jak się człowiek wkręci to siedzi cały dzień i odpisuje na posty albo komentuje... :( Więc wolę nie za dużo.
Cześć wszystkim, powodzenia. ;)
Awatar użytkownika
mei
zaufany użytkownik
Posty: 7518
Rejestracja: ndz cze 10, 2007 8:12 pm

Re: Moja historia - dla tych, którzy boją się żyć.

Post autor: mei »

Masz oczywiście rację, że psychiatria w wielu miejscach kuleje, że nie ma środków na psychoterapię, że brakuje grup wsparcia. Ale od kilku lat dzieje się coś w tym temacie. Jest trochę psychiatrów, psychologów, psychoterapeutów aktywistów, są profesorowie, którzy naciskają na ministerstwo zdrowia, są rodziny osób dotkniętych zaburzeniami psychicznymi, które się zrzeszają, uczestniczą w konferencjach, zgłaszają swoją obecność, jesteśmy w końcu my, którzy chcemy zabrać głos. To kropla w morzu, ale jak wiemy kropla drąży skałę. Mam nadzieję, że kiedyś wiele zmieni się w temacie.
Kochajcie tych, których chcecie kochać, żyjcie tak, jak chcecie żyć i nigdy nie pozwólcie by ktokolwiek przeszkodził wam w zmienianiu waszych marzeń w rzeczywistość.
Jared Leto, 13.04.2014.
Awatar użytkownika
Ralf
zaufany użytkownik
Posty: 11824
Rejestracja: sob maja 14, 2011 6:23 pm
płeć: mężczyzna

Re: Moja historia - dla tych, którzy boją się żyć.

Post autor: Ralf »

Gratuluje Gahan! :) To co mówisz to prawda. Ja mieszkam w Warszawie i co prawda jest tu dużo grup wsparcia ale lekarze do których chodziłem nic o nich nie mówili a leczę się już 8 lat.

Także fajnie ze są takie historie jak Twoja zakończona happy endem. To znaczy zakończona odstawieniem leków bez nawrotu :)
"Żyjemy w świecie przyjemności pozbawionych radości"
"Nie widzę gwiazd, lecz muszę trwać"
Awatar użytkownika
miś wesołek
zaufany użytkownik
Posty: 8397
Rejestracja: ndz wrz 26, 2010 10:59 am
Status: aktor pisarz poeta. ostatnio mnie wystawiali na brodwayu
płeć: mężczyzna

Re: Moja historia - dla tych, którzy boją się żyć.

Post autor: miś wesołek »

Gahanie, a ja się tak zastanawiam. Czy Ty aby nie idealizujesz swojej psycholog? A może się w niej podkochujesz, co? :mrgreen:

Terapia, zwłaszcza na początku może być przyjemna, zwłaszcza też jeśli trafi się na fajną, dopasowaną pod względem charakteru i temperamentu, słuchającą i empatyczną osobę. Ale ja mam za sobą już ponad cztery lata cotygodniowej terapii na NFZ, bywały lepsze i gorsze momenty; czasem czułem, że rozmowa/terapia pomaga, a czasem miałem ochotę swoją terapeutkę zwyczajnie ukatrupić. ;) W dluższej perspektywie, z moimi problemami (mam stwierdzone ciężkie, obejmujące także stany psychotyczne, zaburzenia osobowości), czuję że drepczę w kółko i juz mnie chorera bierze, bo od tego dreptania w kółko się powtarzam i brakuje mi tematów, których bym jeszcze nie "przerabiał". Ze strony psychiatry (chodzę prywatnie), w przeciwieństwie do Ciebie, nigdy nie spotkałem się z lekceważącym podejściem. Jest bardzo ciepła i chętna do rozmowy, wydaje mi się, że bardziej doświadczona i wykwalifikowana od mojej terapeutki (niestety na terapię u niej przyjmuje tylko prywatnie, 100 zł za wizytę, a mnie nie stać). Potrafi, jako lekarz, poświęcić mi nawet 1:30. Wypisywanie recept to tylko krótki moment po zazwyczaj długiej, w sumie miłej rozmowie. Sama twierdzi, że nie wierzy w leki tylko w skuteczność rozmowy i terapii. I tak mnie we dwie maglują gadaniem i koniecznością gadania, a ja mam coraz mniej ochoty na bycie wysłuchiwanym. Zwłaszcza ostatnio w sumie u jednej i drugiej nie mam ochoty na gadanie, analizowanie, rozgrzebywanie. Po tylu wizytach czuję awersję do wszelkiego leczenia, zbrzydło mi to wszystko już.
Wstyd mi było, kiedy zdałem sobie sprawę, że życie to bal kostiumowy, a ja przyszedłem z prawdziwą twarzą.
Awatar użytkownika
mei
zaufany użytkownik
Posty: 7518
Rejestracja: ndz cze 10, 2007 8:12 pm

Re: Moja historia - dla tych, którzy boją się żyć.

Post autor: mei »

przegłosowany pisze:Gahanie, a ja się tak zastanawiam. Czy Ty aby nie idealizujesz swojej psycholog? A może się w niej podkochujesz, co? :mrgreen:
Z doświadczenia wiem, że takie pytanie strasznie wkurvia i demotywuje. Najczęściej zadają je laicy.
Inna kwestia, że czasem taki etap w relacji terapeutycznej jest dobrym poligonem do doświadczeń. ;)
Kochajcie tych, których chcecie kochać, żyjcie tak, jak chcecie żyć i nigdy nie pozwólcie by ktokolwiek przeszkodził wam w zmienianiu waszych marzeń w rzeczywistość.
Jared Leto, 13.04.2014.
Awatar użytkownika
Ralf
zaufany użytkownik
Posty: 11824
Rejestracja: sob maja 14, 2011 6:23 pm
płeć: mężczyzna

Re: Moja historia - dla tych, którzy boją się żyć.

Post autor: Ralf »

w relacji pacjent-terapeuta moze pojawić się uczucie. Terapia to często bardzo głęboka więź i duże zrozumienie. Myślę ze pytanie jest na miejscu a odpowiedz na nie jest bardzo ważna. Ważne tez by jak już ten stan nastąpi i terapeuta oczywiście to zauważy podjąć odpowiednie decyzje.
"Żyjemy w świecie przyjemności pozbawionych radości"
"Nie widzę gwiazd, lecz muszę trwać"
Joanna_s
zaufany użytkownik
Posty: 777
Rejestracja: pn paź 29, 2012 8:40 pm
Lokalizacja: Opole

Re: Moja historia - dla tych, którzy boją się żyć.

Post autor: Joanna_s »

Gahan, bardzo ciekawa jest Twoja historia i to świetnie, że znalazłeś sposób na powrót do zdrowia, ale zastanawia mnie, dlaczego zgodziłeś się na branie neuroleptyków, które tak fatalnie wpływały na Twoją jakość życia, tylko dlatego, że miałeś dziwne myśli, nad którymi jakby nie miałeś kontroli ... Wydaje mi się też, że te myśli, jakie opisałeś, brały się u Ciebie z problemów w kontaktach z kobietami, a nie z żadnej "schizofrenii".
Awatar użytkownika
moi
moderator
moderator
Posty: 27824
Rejestracja: czw maja 18, 2006 12:12 pm
Gadu-Gadu: 9
Lokalizacja: Dolny Śląsk
Kontakt:

Re: Moja historia - dla tych, którzy boją się żyć.

Post autor: moi »

Joanna_s pisze:Wydaje mi się też, że te myśli, jakie opisałeś, brały się u Ciebie z problemów w kontaktach z kobietami, a nie z żadnej "schizofrenii".
A ja bym prosiła Joanno, żebyś nie zastępowała lekarza w stawianiu diagnozy.
Nie wiesz, jak się czuł wtedy Autor wątku, nie wiesz, co powiedział lekarzowi. Nie wchodź, proszę, w kompetencje lekarza.

"Dziwne myśli" to mogą być myśli obsesyjne, z którymi bardzo trudno żyć. Dotyczą one np. naszych lęków o stan zdrowia własny, bliskich, o zbliżającej się katastrofie, o tym, że coś nam się złego stanie. Trudno nad nimi zapanować i niejako "przejmują one kontrolę" nad naszym samopoczuciem i zachowaniem. Można z myślami obsesyjnymi zmierzyć się za pomocą terapii, ale to żmudna droga, efekty (w stopniu minimalnym) mogą przyjść po wielu miesiącach. Farmakoterapia przynosi ulgę od razu.

Oczywiście, rozsądniej jest najpierw spróbować terapii, dopiero potem, gdy ta nie skutkuje, leków. Ale nie każdy ma tyle czasu, tyle cierpliwości i tyle wytrzymałości w sobie.

Pozdrawiam.m.
Awatar użytkownika
miś wesołek
zaufany użytkownik
Posty: 8397
Rejestracja: ndz wrz 26, 2010 10:59 am
Status: aktor pisarz poeta. ostatnio mnie wystawiali na brodwayu
płeć: mężczyzna

Re: Moja historia - dla tych, którzy boją się żyć.

Post autor: miś wesołek »

A tam pindolicie. :)

Kolega tylko podał przykład jego automatycznych myśli, a że akurat podał przykład takich związanych z dziewczyną w autobusie, nie musi to oznaczać, że wszystkie jego mysli były tej treści, a więc wysuwanie wniosków, że ma problemy z kobietami, są za daleko posunięte.

Inna sprawa czy cierpi na schizofrenię czy nie. Mnie się wydaje, że nie, ale wiadomo, że jak mądrzy lekarze stwierdzą to cierpi.

Jeszcze inna sprawa to, to, co mnie uderzyło w jego pierwszym poście. Tzn. psycholog, który rozmawia i który jest przez autora wątku przedstawiany troche jako recepta na wszystko i przeciwstawiany farmakologii. Obawiam się, że nieco naiwnie wyidealizował sobie obraz terapeutki, leczniczej wartości rozmowy i kontaktu z innym człowiekiem. Nie jestem całkiem laikiem gdy chodzi o gadanie z lekarzami i terapeutami, gadam już parę lat i co? I nico. Fajnie, że Gahan wierzy, że mu to pomaga, bo sama wiara, że pomaga daje nadzieję i pomaga. Dziękuję za uwagę.
Wstyd mi było, kiedy zdałem sobie sprawę, że życie to bal kostiumowy, a ja przyszedłem z prawdziwą twarzą.
ODPOWIEDZ

Wróć do „antypsychiatria”