prosze o pomoc....
Moderator: moderatorzy
-
- zarejestrowany użytkownik
- Posty: 5
- Rejestracja: pn sty 15, 2007 8:29 pm
- Lokalizacja: zachód Polski
Ciężka sprawa! Jedno jest pewne nie zaproszę ojca do tego wątku! Ciężko mi usiedzieć przy jednym stole i rozmawiać z nim o czymkolwiek bez emocji, a co dopiero obnażyć swoje myśli na jego temat. On do tej pory działa na mnie paraliżująco! Moja reakcja bunt- cierpi czasem na tym mój mąż bo ja jako kobieta buntuję się dość dużo i czasem może niesłusznie, ale to jest pozostałość po życiu pod jednym dachem z ojcem.
Dziękuję za tak obszerne odpowiedzi i zainteresowanie naszym problemem!!! Pozdrawiam!
Dziękuję za tak obszerne odpowiedzi i zainteresowanie naszym problemem!!! Pozdrawiam!
I tu się z Tobą zgadzam.mela pisze:Sorki, ale mam inne zdanie na ten temat.
Zdarzają się ludzie tak zamknięci w sobie, tak przekonani w słuszności swego postępowania - a właściwie tłumaczący sobie rzeczywistość na swój własny, "słuszny" sposób - że wszelkie próby dotarcia do nich z góry są skazane na niepowodzenie.
Jak sądzę trochę to może nawet przypominać człowieka w stanie psychozy (choć nigdy nie byłem świadkiem takowej) - wszelki kontakt jest po prostu wykluczony... (wracam tu pamięcią do domu rodzinnego i zachowania mojego ojca).
Wobec takich właśnie ludzi (uważanych powszechnie za zdrowych)zadziałać może czasami terapia "szokowa", uderzająca w podstawy ich światopoglądu, kwestionująca zasady i reguły uznane przez nich za niepodważalne - w przypadku mojej rodziny było to m.in. przekonanie ojca, "pana domu" o jego niezachwianej, niezagrożonej niczym władczej pozycji w rodzinie i pewność co do całkowitej podległości ze strony żony oraz poczucie bezkarności wspomagane brakiem zdecydowanych oznak sprzeciwu...
Wracając do animalistycznych porównań, jest to pewność "rozpasanego" właściciela, że pies i tak nie ugryzie, choćby nie wiem co mu robić.
W wielu "porządnych" domach sytuacje takie są niestety codziennością.
Niestety (albo stety), żeby coś tu zmienić trzeba odnaleźć w sobie siłę i wolę walki. Wcale nie wyklucza to działania z miłością do drugiej osoby. Wzrastając w siłę i pomagając sobie pomagamy zarazem naszemu "krzywdzicielowi". Jestem bowiem głęboko przekonany, że każda krzywda wyrządzana drugiemu człowiekowi zawsze znajduje źródło w cierpieniach samego "krzywdziciela".
Dopiero z dzisiejszej perspektywy potrafię dostrzec cierpienie mojego ojca (choć i tak trudno mi wybaczyć przeszłość)... a także wkład matki w sytuację rodzinną (m.in. uważam, że do pewnego czasu zachowywała się biernie i ulegle z powodu zwykłej wygody). Walcząc o siebie, przeciwstawiając się roli ofiary zmuszamy równocześnie naszego "krzywdziciela" (sorry, że ciągle powtarzam to słowo) do Myślenia, do Zastanowienia się nad sobą, do spojrzenia w twarz własnemu Cierpieniu - a najczęściej mają oni opracowany cały arsenał technik pozwalających uniknąć takiej właśnie głębokiej konfrontacji z "samym sobą"... zawsze potrafią przerzucić odpowiedzialność za swoje czyny na kogoś "z zewnątrz"... myślę zresztą, że w tym sensie są oni (i to zawsze) chorzy psychicznie.
I jak chorych trzeba ich traktować... tzn. trzeba zadbać za nich o ich zdrowie. Trzeba przejąć inicjatywę.
Oczywiście Wasza sytuacja może być zupełnie inna (bo w sumie niewiele szczegółów podajecie) i wszystko może mieć stricte medyczne wytłumaczenie - tzn. tato jest po prostu na coś chory.
W kazdym razie życzę dużo siły.
-
- zarejestrowany użytkownik
- Posty: 9
- Rejestracja: wt lut 20, 2007 9:55 pm
- Lokalizacja: Katowice
Hej, współczuję Wam ale jeśli same nie zaczniecie działać to będzie jeszcze gorzej ale dla was.Sama to przechodziłam, mój były mąż jest schizofrenikiem,miał i ma nadal takie same objawy jak wasz tata.Po paru latach już nie wytrzymywałam i znalazłam rozwiązanie tzn. zgłosiłam całą sprawę w prokuraturze o znęcanie się psychiczne i fizyczne nad nami tzn ja i nasza córka. Do pisma do prokuratury dołączyłam zaświadczenie od psychologa córki że dziecko się boi jest zastraszone itp. Prokurator sprawę skierował na policję, byli wzywani świadkowie którzy widzieli i słyszeli dziwne zachowanie męża. Po zebraniu dowodów przez policję sprawa ponownie wróciła do prokuratora a ten nakazał przymusowe badania u biegłych psychiatrów sądowych. Teraz czekamy na sprawę w sądzie i umieszczenie byłego męża w szpitalu psychiatrycznym nakazem sądowym. To jest jedyna droga załatwienia leczenia, musi być nakaz sądowy, w innym wypadku chory musi sam wyrazić zgodę na leczenie, ale z doświadczenia wiem że schizofrenik twierdzi że on jest zdrowy to wszyscy w około są chorzy. Ośrodki pomocy rodzinie nic specjalnego Wam nie pomogą, jedynie terapię u psychologa dla Was.Zacznijcie działać bo może się to zakończyć bardzo nieszczęśliwie jeśli np. chory usłyszy głos że ma was zabić-bo tak "oni mu kazali" to zrobi to bez zastanowienia, i co wtedy? Dalej będziecie żyć w coraz większym strachu a tata będzie panował nad Wami bo wyczuje jak bardzo się go boicie i nić nie robicie w tym kierunku żeby pomóc jemu i sobie. Aga. Zyczę Wam dużo siły i dążenia do załatwienia tej przykrej sprawy.
-
- zarejestrowany użytkownik
- Posty: 5
- Rejestracja: pn sty 15, 2007 8:29 pm
- Lokalizacja: zachód Polski
Dzięki Rudziu za Twój meil! Sytuacja jest bardzo trudna! Z jednej strony nie chcemy go kompromitować, ale z drugiej mamy dość takiego życia, a najbardziej to szkoda nam mamy. Każde z nas ma swoje życie i niedługo moje rodzeństwo zacznie swoje samodzielne życie i wszyscy się rozejdą, a nasza mamcia zostanie z nim sama! To mnie przeraża! Myślę, że ona może nie mieć tyle sił co Ty, na tak radykalne postawienie sprawy. Powodzenia dla Ciebie i córci!!!
-
- zarejestrowany użytkownik
- Posty: 9
- Rejestracja: wt lut 20, 2007 9:55 pm
- Lokalizacja: Katowice
Szkoda mi waszej mamy i taty, bo on sam nie zdaje sobie sprawy z tej groźnej choroby.Wy wyjdziecie z domu a co z mamą? Jeśli zostanie sama z tym problemem to się wykończy psychicznie- wiem bo czasami sama byłam bliska obłędu, chcecie pomóc rodzicom to musicie podjąć jakieś działania, sytuacja sama się nie rozwiąże. Bez pomocy fachowców sami nic nie zrobicie a choroba dalej będzie się rozwijała. Ja też szukałam pomocy w różnych instytucjach, nie dla siebie tylko dla byłego męża-to jest przecież chory człowiek który nie zdaje sobie sprawy ze swojej choroby, o dla jego dobra musiałam tak postąpić pomimo że było mi go żal.Rozmawiałam z psychologami którzy wytłumaczyli mi że postępuje właściwie i praktycznie nie było innego wyjścia ze względu na przepisy jakie dotyczą osób chorych psychicznie. Czy wiecie że jeśli sami będziecie chcieli nakłonić tatę na leczenie w szpitalu to on sam musi wyrazić na to zgodę? na przyjmowanie leków też, a jeśli mu się coś nie spodoba to może opuścić szpital w każdej chwili. Trzymamy za was kciuki że jednak coś postanowicie zrobić z tą sytuacją, droga przed Wami długa i ciężka, ale opłaca się jeśli tylko chcecie zobaczyć uśmiech na twarzy waszej mamy i móc normalnie porozmawiać z tatą.
---------Uwaga moderatora Bardo
Prosze o nie powielanie wiadomosci. Usunalem poprzednie wypowiedzi.
---------Uwaga moderatora Bardo
Prosze o nie powielanie wiadomosci. Usunalem poprzednie wypowiedzi.
hmm....
Przepraszam wszystkich bardzo że tak długo mnie nie bylo... mialam teraz sesje... wiem ze to nic nie tlumaczy ale nie mialam kiedy zajzec wczytac sie w to co piszecie ... ale właśnie nadrabiam zaleglości.... bardzo wam dziekuje ze te wszystkie odpowiedzi...
" najbardziej to szkoda nam mamy. Każde z nas ma swoje życie "
To stwierdzenie nie jest do końca prawdą, bo jak można mieć swoje życie, mając chorego ojca. Każda choroba psychiczna odbija się na całej rodzinie, czy jest pod jednym dachem, czy też nie.
Mój brat zachorował, gdy miałam, ja i moje 2 siostry, własne rodziny. Nigdy nie zostawiłyśmy mamy samej. Zawsze ją wspierałyśmy i pomagamy a było różnie. Pierwszy raz to właśnie ja zawiozłam brata do lekarza. Przez pewien czas nawet u mnie mieszkał (mam 40 lat , męża i 2 własnych synów). To właśnie my tłumaczyłyśmy mamie,że nie może się bać własnego syna, że nie może chodzić przy ścianach i wodzić błędnym wzrokiem szukając pomocy u Boga. Musicie działać. Rozmawiać z ojcem nawet jeśli wrzeszczy, grozi i kopie. To on się boi, że to co słyszy może być prawdą. Jego agresja wynika ze strachu.
Moja mama kiedyś bała się pomyśleć o psychiatrze,policji, szpitalu a potem było wszystko i świat się nie zawalił, a brat jest nareszcie leczony w szpitalu. Moja mama się uśmiecha gdy wraca ze szpitala.
To stwierdzenie nie jest do końca prawdą, bo jak można mieć swoje życie, mając chorego ojca. Każda choroba psychiczna odbija się na całej rodzinie, czy jest pod jednym dachem, czy też nie.
Mój brat zachorował, gdy miałam, ja i moje 2 siostry, własne rodziny. Nigdy nie zostawiłyśmy mamy samej. Zawsze ją wspierałyśmy i pomagamy a było różnie. Pierwszy raz to właśnie ja zawiozłam brata do lekarza. Przez pewien czas nawet u mnie mieszkał (mam 40 lat , męża i 2 własnych synów). To właśnie my tłumaczyłyśmy mamie,że nie może się bać własnego syna, że nie może chodzić przy ścianach i wodzić błędnym wzrokiem szukając pomocy u Boga. Musicie działać. Rozmawiać z ojcem nawet jeśli wrzeszczy, grozi i kopie. To on się boi, że to co słyszy może być prawdą. Jego agresja wynika ze strachu.
Moja mama kiedyś bała się pomyśleć o psychiatrze,policji, szpitalu a potem było wszystko i świat się nie zawalił, a brat jest nareszcie leczony w szpitalu. Moja mama się uśmiecha gdy wraca ze szpitala.