Podejrzewam u swojego ojca schizofremie. Ale zaczne od poczatku.
Z tego co pamietam jak bylem dzieckiem ojciec nigdy nie okazywal mi uczuc, nie przytulal, nie bral na kolana, nie chwalil, nie chcial lub nie potrafil tego robic.
Wydaje mi sie, ze to co sie teraz z nim dzieje zaczelo sie kilka lat temu. Pamietam jak wstawalem z rana bo budzil mnie placz mojej matki.
Okazalo sie, ze ojciec ja wyzywal od najgorszych, zastanawialem sie dlaczego?? Mama poźniej mi opowiedzial. Ojciec wydumal sobie, ze ona ma kochanka.
Mimo zapewnien z mojej strony jak i mojej siostry, ze nic takiego sie nie dzieje, ze matka go nie zdradza, nie docieralo to do niego on byl na 100% pewny. Kiedy prosilem go zeby udowodnil to w jakis sposob, on twierdzil, ze nie ma dowodow tylko poszlaki. Klimat popsul sie juz wtedy w domu. Ojciec zaczynal sie izolowac od nas, siedzial w swoim pokoju, do nikogo sie nie odzywal, co jakis czas wyzywal sie na matce zwymyslal ja, wmawial jej rozne rzeczy, wymyslal rozne historie. Ktoregos razu z nim rozmawialem na temat tego domniemanego kochanka. Potrafil tak opowiadac, ze czasem sam sie zastanawialem czy to jednak moze byc prawda. Mama strasznie wtedy od niego obrywala, biedaczka przyjmowala tyle ciosow na siebie. A ona cale zycie jemu nadskakiwala, wszystko uprane, ugotowane, poprasowane, dzieci umyte. Tadziu to Tadziu tamto ....... itd. Ja nie wtracalem sie zbytnio do tego, sadzilem, ze dwie dorosle osoby powinny sie dogadac, jednak bardzo sie mylilem. Czesto stawalem w obronie mamy, krzyczalem na niego, mowilem do niego, ze to nie prawda co on wymysla. A wtedy on zamykal sie w swoim pokoju, potrafil nieodzywac sie do nas przez miesiac czy nawet dwa. Po tym czasie zaczynal odzywac sie do matki. Mozna powiedziec, ze nawet sie podlizywal. Natomiast do mnie sie nie odzywal, pewnie dlatego, ze stawalem w obronie mamy. A rozjemca ma zawsze najgorzej prze...ane. Po kilku diach spokoju jemu zaczynalo znowu odwalac, ale coraz mocniej i mocniej zaczynal wymyslac nowe historie, ze mama ma komorke i w nocy ta komorka dzwoni...... tylko on ta komorke slyszal. I tak jakos znowu lecial czas raz bylo z nim gorzej raz lepiej, ale zawsze obrywala mama i ja tez przy okazji. Dalszy ciag mojej histori zaczyna sie kiedy w 2004r. matka wyjechala za ocean do mojej siostry. Bylismy wtedy sami w domu. Ja i moj ojciec. Ktoregos razu po powrocie z pracy zauwazylem ze stojak z plytami w moim pokoju byl przesuniety. Grzecznie zapytalem sie co tam szukal a on caly w nerwach odpowiedzial, ze pajaka lapal. Mowie do niego, ze ok tylko sie pytam co szukales nie musisz sie denerwowac. No ale cholernie nie lubie jak mi ktos po szafkach grzebie wiec wychodzac do pracy wlaczalem kamere internetowa z nagrwaniem ustawionym na ruch. To co kamera zarejestrowala to lepiej nie mowic i nie pisac "rendgen" po calym pokoju. Przy tym wyzywanie mnie od skurwy...ow itp. Nie pokazywalem tego wtedy nikomu. Nie mialem z nim wtedy najlepszego kontaktu, raz sie odzywal do mnie potem dlugo nie, coraz gorsze czasy nastaly. Matke odbieralismy z lotniska ojciec wcale sie nie ucieszyl jak ja zobaczyl, dla niego bylo to obojetne. Po powrocie mamy znowu sie zaczelo. Ojciec wstawil zamek do drzwi od swojego pokoju i wmawial nam, ze tam grzebiemy. Zmienil numer telefonu domowego i go zastrzegl. I jeszcze wiele innych rzeczy robil ale nic co by poprawialo stosunki rodzinne. Ktoregos razu pokazlame ojcu nagrania, ktore zarejestrowala moja kamera, nie byl wstanie odpowiedziec czego szukal, ja mialem wrazenie, ze nie chce powiedziec. W koncu stalo sie najgorsze co moglo sie stac, matka zachorowala na nowotwor zlosliwy. Dlaczego zachorowala ??? Co bylo tego przyczyna ??? Cialo wystawia rachunek jak mowi pani z blekitnej lini, syndrom PTSD. Ale zostawmy to. Ojciec prawie wogole nie zajmowal sie mama i w niczym jej nie pomagal. Nie wspieral jej wcale. Kiedy powiedziala, ze ma nowotwor on sie z tego ŚMIAŁ. Mama nie byla juz w najlepszej kondycji po chemioterapiach ale podjelismy decyzje, ze trzeba cos robic z ojcem. Fajnie jest, podjelismy decyzje. Juz wile razy ja podejmowalismy ale zawsze wybaczalismy ojcu te zachowania. Powtarzalismy wiele razy, zeby poszedl do psychiatry opowiedzial swoja historie, ze to nie jest prawda co on wymysla. On na to odpowiadal, zebysmy nie robili z niego wariata, ze to my powinnismy sie leczyc. Z nim bylo coraz gorzej z mama tez. Niestety moja mama zmarla. Dwa tygodnie temu ja pochowalem. Pod koniec bardzo juz cierpiala. Zostalem teraz sam z ojcem. Tydzien po smierci mamy bylo ok. Ale teraz kolej wyrzywania sie na mnie. Dzisiaj wrocilem z pracy standardowy rendgen w moim pokoju zrobiony przez ojca. Teraz sie scwanil najpierw wykreca korki (wylacza komputer + kamerka) a potem idzie grzebac. Ale zapomnial rzeczy pochowac do szafek wiec sie kapnalem (ma tez klopoty z pamiecia)...... nie dowiedzialem sie dlaczego to robi twierdzi, ze ja mu grzebie(ja oczywiscie tego nie robie) to on tez moze. Szuka jakichs podsluchow niewiadomo czego, szuka tez zaczepki, bo ja nie zwracam na niego uwagi on traktuje mnie jak powietrze. Jutro ide po nowe drzwi z zamkiem do pokoju.
Staralem sie pisac w skrucie. Duzo rzeczy na pewno ominalem. Co do mnie to nie mam juz na to sily. Caly sie trzese i nerwy mi siadaja, bez pomocy, czeka mnie taki sam los jaki spotkal moja mame. Czasem mam chec wziac pale i taki wpier..l spuscic ojcu. Ale nie moge tego zrobic. Tlumacze ojcu, ze nie mlodnieje, ze bedzie potrzebowal pomocy w przyszlosci, a kto mu pomoze jak nie ja. On ma mnie jednak w d..... A ja go strasznie znienawidzilem...
I teraz sa dwa wyjscia z sytuacji
1. Psychiatra i proba przymusowego leczenia - pewnie nierealne
2. Doniesienie do prokuratury (na policje) o znecaniu sie psychicznym - to pewnie tez nie wypali
Prosze was o rade. Poniewaz nie wiem jak dlugo jeszcze wytrzymam a nerwy mam juz rozszarpane.
