nie chce kontaktu z chorym ojcem
Moderator: moderatorzy
nie chce kontaktu z chorym ojcem
Witam. Jestem nowym użytkownikiem tego forum i to mój pierwszy post.
Jestem córką schizofrenika, który nigdy z własnej woli nie poddał się leczeniu.
Moi rodzice rozwiedli się kiedy byłam małym dzieckiem, główną przyczyną ich rozstania był fakt, że ojciec odmawiał leczenia i nadużywał alkoholu.Wychowywała mnie matka, ojciec odwiedzał mnie czasami często, czasami nie pojawiał się przez kilka miesięcy.Przychodził w różnych stanch, czasami można było z nim porozmawiać, był schludnie i czysto ubrany częściej jednak wygadywał bzdury i wyglądał jak cień człowieka. Muszę też wspomnieć o tym, że jego wizyty (z racji tego, że nie leczył się nieprzerwanie lecz wtedy kiedy stosowano względem niego środki przymusu) były dla mnie przykrym obowiązkiem, z racji tego, że mama nie chciała mieć z nim żadnego kontaktu odbywały się u mojej babci, która tłumaczyła, że tata jest chory i trzeba być dla niego miłym. Często bywało tak, że stan ojca zarówno psychiczny jak i fizyczny budził we mnie strach i odrazę.Czuję się pokrzywdzona przez dorosłych, którzy pozwolili abym patrzyła na ojca, kiedy nie było z nim żadnego kontaktu, kiedy był zaniedbany fizycznie, często nietrzeźwy. Wstydziłam się i wstydzę nadal. Wstyd mi też czasami za ten wstyd i te pretensje, w końcu to mój ojciec. Kiedy jednak przypadkiem spotykałam go na ulicy i widziałam w jakim jest stanie czułam paniczny strach, że mnie pozna i podejdzie do mnie.Obecnie jestem dorosłą kobietą, mam swoją rodzinę, wyprowadziłam się z rodzinnego domu i zerwałam kontakt z ojcem. On jednak nadal odwiedza moją babcie (mama nie chce żadnego kontaktu) pytając o mnie, o to gdzie mieszkam i pracuję.Nie wie,że założyłam rodzinę, że mam dzieci i męża. Targają mną różne sprzeczne uczucia. bezradność- nie umiem mu pomóc, bezdomność, pijaństwo i schizofrenia paranoidalna przerasta moje możliwości.Niechęć - nie chcę mu pomóc, nie odegrał w moim życiu żadnej roli, jedyne uczucia jakie we mnie wzbudza to wstyd, współczucie, litość i strach. I w końcu poczucie obowiązku. Mam wyrzuty sumienia,że nie zrobiłam nic, aby zmienić jego sytuacje. Pozostałam bierna, choć on pomimo choroby zabiegał o kontakt ze mną i zawsze pamiętał o mnie.
Kilka miesięcy temu babcia przekazała mi list z zakładu psychiatrycznego, mój ojciec został w nim umieszczony przez sąd za popełnienie przestępstwa na tle seksualnym. Od czasu zamknięcia w zakładzie ojciec wysyła tony wiadomości do mnie, do babci i mamy, prosząc o naskrobanie kilku słów. Kierując się współczuciem wysłałam do niego kilka krótkich, grzecznościowych listów, kiedy przestawałam odpisywać wysyłał mi błagalne prośby o kontakt, pisał, że tylko ja mu zostałam, że mu przykro, że kocha, że przeprasza za wszystko. Czuję, że moim obowiązkiem jest wymiana korespondencji z nim, może to mu pomoże, może nie będzie czuł się samotny,może polepszy to jego stan... Z drugiej strony nadal nie wyobrażam sobie spotkania z nim, nie chce aby moje dzieci miały z nim jakikolwiek kontakt, aby musiały przechodzić przez to samo co ja w dzieciństwie, przez strach i odrazę, przez wstyd. Teraz dodatkowo nie byłabym pewna czy towarzystwo mojego ojca jest bezpieczne... Kieruje mną tylko i wyłącznie litość, wiem, że jeśli kiedykolwiek ojciec opuści szpital psychiatryczny nie zmieni sposobu życia, nie będzie się leczył sam z własnej woli, wróci do alkoholu i włóczęgostwa. Mam szczerą nadzieję, że jego leczenie potrwa jak najdłużej, najlepiej żeby już nigdy nie pozwolono mu na samodzielne funkcjonowanie w społeczeństwie.Boję się, że jeśli wyjdzie postanowi mnie odszukać, w listach nie raz pisze, że kiedyś porozmawia ze mną w cztery oczy. Boję się, że nadejdzie taki dzień, kiedy stanę z nim twarzą w twarz. Nie chce tego. Jednocześnie jednak nie mam odwagi powiedzieć mu, że nie życzę sobie żadnego kontaktu, gdzieś tam w środku czuję, że te słowa i tak niczego nie zmienią , on nie da mi spokoju. Nie chcę go ranić i pogarszać jego sytuacji, niczego od niego nie chce. Nie wiem co mam robić
Jestem córką schizofrenika, który nigdy z własnej woli nie poddał się leczeniu.
Moi rodzice rozwiedli się kiedy byłam małym dzieckiem, główną przyczyną ich rozstania był fakt, że ojciec odmawiał leczenia i nadużywał alkoholu.Wychowywała mnie matka, ojciec odwiedzał mnie czasami często, czasami nie pojawiał się przez kilka miesięcy.Przychodził w różnych stanch, czasami można było z nim porozmawiać, był schludnie i czysto ubrany częściej jednak wygadywał bzdury i wyglądał jak cień człowieka. Muszę też wspomnieć o tym, że jego wizyty (z racji tego, że nie leczył się nieprzerwanie lecz wtedy kiedy stosowano względem niego środki przymusu) były dla mnie przykrym obowiązkiem, z racji tego, że mama nie chciała mieć z nim żadnego kontaktu odbywały się u mojej babci, która tłumaczyła, że tata jest chory i trzeba być dla niego miłym. Często bywało tak, że stan ojca zarówno psychiczny jak i fizyczny budził we mnie strach i odrazę.Czuję się pokrzywdzona przez dorosłych, którzy pozwolili abym patrzyła na ojca, kiedy nie było z nim żadnego kontaktu, kiedy był zaniedbany fizycznie, często nietrzeźwy. Wstydziłam się i wstydzę nadal. Wstyd mi też czasami za ten wstyd i te pretensje, w końcu to mój ojciec. Kiedy jednak przypadkiem spotykałam go na ulicy i widziałam w jakim jest stanie czułam paniczny strach, że mnie pozna i podejdzie do mnie.Obecnie jestem dorosłą kobietą, mam swoją rodzinę, wyprowadziłam się z rodzinnego domu i zerwałam kontakt z ojcem. On jednak nadal odwiedza moją babcie (mama nie chce żadnego kontaktu) pytając o mnie, o to gdzie mieszkam i pracuję.Nie wie,że założyłam rodzinę, że mam dzieci i męża. Targają mną różne sprzeczne uczucia. bezradność- nie umiem mu pomóc, bezdomność, pijaństwo i schizofrenia paranoidalna przerasta moje możliwości.Niechęć - nie chcę mu pomóc, nie odegrał w moim życiu żadnej roli, jedyne uczucia jakie we mnie wzbudza to wstyd, współczucie, litość i strach. I w końcu poczucie obowiązku. Mam wyrzuty sumienia,że nie zrobiłam nic, aby zmienić jego sytuacje. Pozostałam bierna, choć on pomimo choroby zabiegał o kontakt ze mną i zawsze pamiętał o mnie.
Kilka miesięcy temu babcia przekazała mi list z zakładu psychiatrycznego, mój ojciec został w nim umieszczony przez sąd za popełnienie przestępstwa na tle seksualnym. Od czasu zamknięcia w zakładzie ojciec wysyła tony wiadomości do mnie, do babci i mamy, prosząc o naskrobanie kilku słów. Kierując się współczuciem wysłałam do niego kilka krótkich, grzecznościowych listów, kiedy przestawałam odpisywać wysyłał mi błagalne prośby o kontakt, pisał, że tylko ja mu zostałam, że mu przykro, że kocha, że przeprasza za wszystko. Czuję, że moim obowiązkiem jest wymiana korespondencji z nim, może to mu pomoże, może nie będzie czuł się samotny,może polepszy to jego stan... Z drugiej strony nadal nie wyobrażam sobie spotkania z nim, nie chce aby moje dzieci miały z nim jakikolwiek kontakt, aby musiały przechodzić przez to samo co ja w dzieciństwie, przez strach i odrazę, przez wstyd. Teraz dodatkowo nie byłabym pewna czy towarzystwo mojego ojca jest bezpieczne... Kieruje mną tylko i wyłącznie litość, wiem, że jeśli kiedykolwiek ojciec opuści szpital psychiatryczny nie zmieni sposobu życia, nie będzie się leczył sam z własnej woli, wróci do alkoholu i włóczęgostwa. Mam szczerą nadzieję, że jego leczenie potrwa jak najdłużej, najlepiej żeby już nigdy nie pozwolono mu na samodzielne funkcjonowanie w społeczeństwie.Boję się, że jeśli wyjdzie postanowi mnie odszukać, w listach nie raz pisze, że kiedyś porozmawia ze mną w cztery oczy. Boję się, że nadejdzie taki dzień, kiedy stanę z nim twarzą w twarz. Nie chce tego. Jednocześnie jednak nie mam odwagi powiedzieć mu, że nie życzę sobie żadnego kontaktu, gdzieś tam w środku czuję, że te słowa i tak niczego nie zmienią , on nie da mi spokoju. Nie chcę go ranić i pogarszać jego sytuacji, niczego od niego nie chce. Nie wiem co mam robić
- moi
- moderator
- Posty: 27824
- Rejestracja: czw maja 18, 2006 12:12 pm
- Gadu-Gadu: 9
- Lokalizacja: Dolny Śląsk
- Kontakt:
Re: nie chce kontaktu z chorym ojcem
To jednak Twój ojciec i jeśli go odrzucisz, myślę, że będziesz miała wyrzuty sumienia do końca życia. Nasilą się po śmieci ojca, bo będziesz sobie wyrzucała, że mogłaś coś zrobić, a nie zrobiłaś. Możesz przecież od czasu do czasu go odwiedzać, bez przekazywania mu informacji, gdzie mieszkasz. Twoje dzieci, jeśli sobie tego nie życzysz, też nie muszą mieć z nim kontaktu.
Nie próbuj na siłę wyciągać ojca z choroby i bezdomności, jeśli to ponad Twoje siły - niektórym chorym bardzo ciężko jest pomóc, muszą sami zrozumieć, że potrzebują pomocy. Po prostu porozmawiaj z ojcem od czasu do czasu, wyślij za pośrednictwem babci list. Wykonaj tych parę ludzkich gestów, które być może pomogą ojcu, ale pomogą też Tobie.
Pozdrawiam.m.
Nie próbuj na siłę wyciągać ojca z choroby i bezdomności, jeśli to ponad Twoje siły - niektórym chorym bardzo ciężko jest pomóc, muszą sami zrozumieć, że potrzebują pomocy. Po prostu porozmawiaj z ojcem od czasu do czasu, wyślij za pośrednictwem babci list. Wykonaj tych parę ludzkich gestów, które być może pomogą ojcu, ale pomogą też Tobie.
Pozdrawiam.m.
Re: nie chce kontaktu z chorym ojcem
Chyba bym wolała, żeby bliscy odeszli, niż mieli robić coś wbrew sobie.
Jeśli się wstydzą mojej choroby i tym samym mnie, to niech spie...
Nie potrzebuję niczyjej litości.
Dam sobie radę sama, ale przynajmniej uczciwa i szczera wobec siebie.
Jeśli się wstydzą mojej choroby i tym samym mnie, to niech spie...
Nie potrzebuję niczyjej litości.
Dam sobie radę sama, ale przynajmniej uczciwa i szczera wobec siebie.
Wasz świat nic mi nie dał, nic nie może mi zabrać
Re: nie chce kontaktu z chorym ojcem
Myślę, że nikt ci tak naprawdę nie powie, co masz robić. Ty najlepiej wiesz, co przeżyłaś i musisz postępować w zgodzie z samą sobą, z własnym sumieniem, sercem. Nikt cię nie ma prawa oceniać, nawet jeżeli zdecydowałabyś się nie utrzymywać kontaktu z ojcem. Swoją drogą myślę, że to lepsze rozwiązanie, niż utrzymywać kontakt że tak powiem z czystej "przyzwoitości", wbrew sobie. Życzę ci szybkiego rozwiązania tego dylematu moralnego.

Re: nie chce kontaktu z chorym ojcem
Jeśli zrezygnujesz z kontaktów z rodzicem, a on ostatecznie umrze... będziesz czuła się z tym nieswojo, źle. Będziesz rozpamiętywała co myślał, czy potrzebował pomocy, może na koniec miał mi coś do przekazania.
Chyba, że najbliższa ci osoba obchodzi cię jak zeszłoroczny śnieg. Tylko pytanie
czy tak samo chciałabyś zostać potraktowana przez własne dzieci.
Chyba, że najbliższa ci osoba obchodzi cię jak zeszłoroczny śnieg. Tylko pytanie
czy tak samo chciałabyś zostać potraktowana przez własne dzieci.
Re: nie chce kontaktu z chorym ojcem
Warto wiedzieć, że pensjonariusz DPS, którego zupełnie nikt nie odwiedza jest na samym dole w tamtejszej hierarchii, całkowicie osamotniony, zdany na łaskę i niełaskę osób z personelu (a wiadomo że ludzie są różni).
Więc kosztem względnie niewielkiego własnego dyskomfortu masz szanse jakimś tam zainteresowaniem w pewien sposób poprawić los swojego ojca. Przecież wiadomo, że on już nigdy z tamtąd nie wyjdzie!
A ta choroba jest chorobą niezawinioną! Nie ma żadnej teorii psychologicznej, która by głosiła inaczej. Po prostu Twój ojciec ciężko choruje od lat i tyle. Nalepszym na to dowodem jest to, że nie chciał się nigdy dobrowolnie leczyć.
Więc kosztem względnie niewielkiego własnego dyskomfortu masz szanse jakimś tam zainteresowaniem w pewien sposób poprawić los swojego ojca. Przecież wiadomo, że on już nigdy z tamtąd nie wyjdzie!
A ta choroba jest chorobą niezawinioną! Nie ma żadnej teorii psychologicznej, która by głosiła inaczej. Po prostu Twój ojciec ciężko choruje od lat i tyle. Nalepszym na to dowodem jest to, że nie chciał się nigdy dobrowolnie leczyć.
- moi
- moderator
- Posty: 27824
- Rejestracja: czw maja 18, 2006 12:12 pm
- Gadu-Gadu: 9
- Lokalizacja: Dolny Śląsk
- Kontakt:
Re: nie chce kontaktu z chorym ojcem
Madijago pomyśl, że to samo mogło spotkać i Ciebie. Choroba nie wybiera.
Pozdrawiam.m.
Pozdrawiam.m.
Re: nie chce kontaktu z chorym ojcem
Dopiero kiedy zamieściłam poprzedni post zdałam sobie sprawę z tego, że tak naprawdę kierowała mną potrzeba opowiedzenia o swoich uczuciach niż odnalezienie rozwiązania w opiniach "słuchaczy".
Nie winię ojca o samą chorobę, mam żal o to, że nie podjął walki. Nie spróbował walczyć o siebie, choć wielokrotnie próbowano mu pomóc.
Nigdy nie było mi dane poznanie go takim o jakim opowiada czasami mama, nie było między nami głębszej relacji, chyba nawet nigdy nie pomyślałam, że mogłaby być. Nie próbowałam spojrzeć na niego inaczej. Wznieść się ponad swój egoizm i zepchnąć na drugi plan własne odczucia i rozżalenie.
Jeśli kogokolwiek uraziły lub oburzyły moje słowa - nie miałam takiego zamiaru. Opisałam tylko swoje odczucia, może zbyt bezpośrednio ale szczerze.
Nie winię ojca o samą chorobę, mam żal o to, że nie podjął walki. Nie spróbował walczyć o siebie, choć wielokrotnie próbowano mu pomóc.
Nigdy nie było mi dane poznanie go takim o jakim opowiada czasami mama, nie było między nami głębszej relacji, chyba nawet nigdy nie pomyślałam, że mogłaby być. Nie próbowałam spojrzeć na niego inaczej. Wznieść się ponad swój egoizm i zepchnąć na drugi plan własne odczucia i rozżalenie.
Jeśli kogokolwiek uraziły lub oburzyły moje słowa - nie miałam takiego zamiaru. Opisałam tylko swoje odczucia, może zbyt bezpośrednio ale szczerze.
-
- zarejestrowany użytkownik
- Posty: 2
- Rejestracja: sob mar 23, 2013 5:10 am
- Status: inżynier technolog
Re: nie chce kontaktu z chorym ojcem
Ja mam chorą matkę- jej choroba rozpoczęła się ok.10 lat temu (nasilone objawy i leczenie) ale zawsze miała okropny charakter.
Pamiętam że jak miałam 8 lat to przeszła na rentę zdrowotną (chodziło o nerwy tak mi tłumaczyła) i wtedy sie zaczęła moja droga przez "życie" -zawsze z nią, zawsze pod kloszem, zawsze trzymała mnie w uścisku niby miłości - musze dodać ze wychowywała mnie sama ojciec umarł jak miałam7 lat (nie była z nim, jestem nieślubnym dzieckiem -ale on sie nami trochę opiekował).
Szkoła średnia pełna wyzwisk i nienawiści.
I spokój -studia początek mojego dobrego życia wolność ale przede wszystkim spokój. Niestety na krótko- na 4 roku studiów zaczęła sie gehenna, ataki, stanie w otwartym oknie na 4 piętrze bloku na drabinie i grożenie ze wyskoczy oczywiście w nocy w grudniu (komu groziła ?mi? ale czemu mi?), schodzenie do ciemnej piwnicy na cała noc żeby bo tam nikt jej nie śledził, wszyscy byli agentami, ja byłam kurwą, a jedyny chłopak którego miałam odwagę przyprowadzić do domu był pedałem –oczywiście wszystko powiedziane w twarz bez ogródek.
Potem przymusowe leczenie. Siostra przestaje przyjeżdżać bo boi się o dzieci. Dla mnie koniec świata, depresja, ucieczka w alkohol, dramat.
Od tego czasu minęło dziesięć lat matka bierze leki ale ja czuje nienawiść do niej ciągle, czuje największą gorycz i wypalenie. Zawsze jak jeżdżę do niej uciekam po godzinie. Ona jest już stara ma cukrzycę, miażdżycę i oczywiście schizofrenię jeżdżę pomagam daje pieniądze ale przychodzi czas że będę musiała ją wsiąść do siebie, a ja nie mogę, nie chcę, mam dwoje małych dzieci gdyby nie mój maż byłabym dla nich takim katem jak moja matka dla mnie, nie chce żeby ta przeszłość wróciła. Jestem w miarę normalna (mniej nerwowa) tylko dzięki mężowi i ucieczce od przeszłości.
Czuje presje ze strony środowiska żeby ją wsiąść do siebie ale ja wolałabym żeby ona umarła -jeszcze do dziś miewam koszmary w których ona ma atak- „wyrzuca” mojego męża krzyczy na moje dzieci i niszczy moje życie.
To co napisałam powyżej to moje myśli może akurat wszystko się dzieje w złym czasie nie potrafię sobie z tym poradzić a te uczucia się nasilają w wyniku szalejących hormonów po porodzie. Nie wiem mam wyrzuty sumienia .
Do mariii: nie wiem co gorsze być chorym czy bycie przy osobie chorej – zawsze jak rozmawiam z mamą to ona nie pamięta tych akcji i ataków nie wiem czy to wynik wieku, sklerozy czy może schizofrenik tego nie pamięta w fazie leczenia/wyleczenia.
Dla mnie to jest jak bym ja żyła w nierealnym świecie nagle się dzieje coś rozdziera mi serce na pół a potem ta osoba która psychicznie mnie skatowała mówi że przecież nic nie było nic nie mówiła i jeszcze się uśmiecha jak za dawnych lat. Może jestem za słaba na to.
Pamiętam że jak miałam 8 lat to przeszła na rentę zdrowotną (chodziło o nerwy tak mi tłumaczyła) i wtedy sie zaczęła moja droga przez "życie" -zawsze z nią, zawsze pod kloszem, zawsze trzymała mnie w uścisku niby miłości - musze dodać ze wychowywała mnie sama ojciec umarł jak miałam7 lat (nie była z nim, jestem nieślubnym dzieckiem -ale on sie nami trochę opiekował).
Szkoła średnia pełna wyzwisk i nienawiści.
I spokój -studia początek mojego dobrego życia wolność ale przede wszystkim spokój. Niestety na krótko- na 4 roku studiów zaczęła sie gehenna, ataki, stanie w otwartym oknie na 4 piętrze bloku na drabinie i grożenie ze wyskoczy oczywiście w nocy w grudniu (komu groziła ?mi? ale czemu mi?), schodzenie do ciemnej piwnicy na cała noc żeby bo tam nikt jej nie śledził, wszyscy byli agentami, ja byłam kurwą, a jedyny chłopak którego miałam odwagę przyprowadzić do domu był pedałem –oczywiście wszystko powiedziane w twarz bez ogródek.
Potem przymusowe leczenie. Siostra przestaje przyjeżdżać bo boi się o dzieci. Dla mnie koniec świata, depresja, ucieczka w alkohol, dramat.
Od tego czasu minęło dziesięć lat matka bierze leki ale ja czuje nienawiść do niej ciągle, czuje największą gorycz i wypalenie. Zawsze jak jeżdżę do niej uciekam po godzinie. Ona jest już stara ma cukrzycę, miażdżycę i oczywiście schizofrenię jeżdżę pomagam daje pieniądze ale przychodzi czas że będę musiała ją wsiąść do siebie, a ja nie mogę, nie chcę, mam dwoje małych dzieci gdyby nie mój maż byłabym dla nich takim katem jak moja matka dla mnie, nie chce żeby ta przeszłość wróciła. Jestem w miarę normalna (mniej nerwowa) tylko dzięki mężowi i ucieczce od przeszłości.
Czuje presje ze strony środowiska żeby ją wsiąść do siebie ale ja wolałabym żeby ona umarła -jeszcze do dziś miewam koszmary w których ona ma atak- „wyrzuca” mojego męża krzyczy na moje dzieci i niszczy moje życie.
To co napisałam powyżej to moje myśli może akurat wszystko się dzieje w złym czasie nie potrafię sobie z tym poradzić a te uczucia się nasilają w wyniku szalejących hormonów po porodzie. Nie wiem mam wyrzuty sumienia .
Do mariii: nie wiem co gorsze być chorym czy bycie przy osobie chorej – zawsze jak rozmawiam z mamą to ona nie pamięta tych akcji i ataków nie wiem czy to wynik wieku, sklerozy czy może schizofrenik tego nie pamięta w fazie leczenia/wyleczenia.
Dla mnie to jest jak bym ja żyła w nierealnym świecie nagle się dzieje coś rozdziera mi serce na pół a potem ta osoba która psychicznie mnie skatowała mówi że przecież nic nie było nic nie mówiła i jeszcze się uśmiecha jak za dawnych lat. Może jestem za słaba na to.
Re: nie chce kontaktu z chorym ojcem
Trzeba niestety wziąć to pod uwagę, że to osoby chore. One pewnie by nigdy nie powiedziały tego co mówią, jak są w psychozie. Trzeba im to wybaczyć, mimo, że to były okrutne słowa. Ale to choroba, nie oni.
Ta choroba to jakieś przekleństwo. Niech w końcu wymyślą coś skutecznego na to.
Ta choroba to jakieś przekleństwo. Niech w końcu wymyślą coś skutecznego na to.