A to dlaczego karą dla Ciebie są, czy muszą być, skutki złych działań innych ludzi którzy zmarli już i nie ma ani ich sumienia ani nie dosięgnie ich tam wymiar sprawiedliwości?
Przykład?
Ktoś wcześniej zanieczyścił środowisko trującymi metalami ciężkimi w Twojej okolicy, a potem Twoja matka i ty którzy urodziliście się jak już sprawcy zła zmarli, przypadkiem zatruliście się i cierpicie na choroby?
Czy wizja ich odpowiedzialności po śmierci przed samym Bogiem naszym nie jest bliższa prawdy?
Karą dla złych ludzi jest ich własne sumienie, co nie znaczy, że ich sumienie jest moim sumieniem. Nie jest bliższa prawdy, ponieważ wynika to z myślenia życzeniowego, a póki co nikt stamtąd nie powrócił. To, że czegoś chcemy nie oznacza istnienia czegoś. Poza tym mamy pewność, że świat sądów i ludzkich sumień istnieje, w przeciwieństwie do istnienia nieba, co do którego nie ma pewności, że istnieje.
Nie jak własny Bóg, bo Bóg, zwłaszcza po Chrystusie nie zatrzymał się na jednym człowieku tylko jest z wszystkimi różnymi przecież ludźmi od początku do końca świata.
Nikt nie musi się takiej kary obawiać, bo nie powinniśmy żyć moralnie i etycznie z obawy przed piekłem , tylko przed powtórzeniem takiego zła jak owi kandydaci do piekła: Hitler , Stalin i anonimowy seryjny morderca, gwałciciel z jakiegoś współczesnego wielkiego miasta.

Są tacy, którzy nigdy nie słyszeli o Jezusie, więc nie ze wszystkimi. Miałem na myśli, to że sam Bóg nie ulega zmianom i nigdzie w Biblii nie napisał, że jest ona metaforą. Niewielu wystarcza obawa przed powtórzeniem zła i stąd wzięło się piekło. Jedynym odkrytym sensem naszego istnienia jest jak na razie przetrwanie i stąd nie powinniśmy tępić własnego gatunku.
Gdybyśmy nie grzeszyli, to by nas Jezus wybawił. Nie chciał nas wszystkich unicestwić i zamienić w Jedynego Boga, nawet sam nie pojawił się tu jako nikt inny a tylko to co dla nas możliwe- człowiek.
Po Chrystusie nie ma już Boga Jahwe, tylko zarówno ofiary Auschwitz jak i ich oprawcy byli takimi samymi dziećmi Jednego Boga i poddanymi Jego Syna - Jezusa.
Bóg się nie wtrącał. Człowiek miał sam pokazać jak chce traktować takich samych ludzi jak on sam.
Że Bóg do tego dopuścił?
To nie wina Boga, a naszej rzeczywistości, nad którą mogliśmy sami zapanować.
Gdybyśmy nie grzeszyli to nie miał by nas z czego wybawiać.
Nie miał najwyraźniej takiej mocy, albo był egoistą i chciał aby ten cyrk zwany światem trwał dalej. Istnienie w bogu jest niewątpliwie lepsze od tego ziemskiego.
Bóg potrafił wtrącić się w uwolnienie żydów z Egiptu, ale z Auschwitz już nie.
Nie podoba mi się także to, że dzieci rodzą się z wadami genetycznymi lub wszelkie katastrofy naturalne, które to już bogu nie są przypisywane. Teraz pozostawieni samym sobie musimy zapanować nad rzeczywistością, naprawić to co stworzył owy bóg.
Ależ On tam cały czas był jako Bóg. To my nie możemy wykroczyć poza nasz ludzki organizm aby poznać resztę znanej nam tylko umysłem i nauką rzeczywistości. Jezus jako Bóg-człowiek podzielający nasz los nie chciał wykroczyć poza znaną nam rzeczywistość w sensie po pierwsze naszego jedynie możliwego dla nas organizmu ludzkiego, a jako Syn Boży nie wykraczał poza znaną nam rzeczywistość tego wszystkiego co istnieje łącznie z naszym śmiertelnym organizmem ale nie tylko : również był w rzeczywistości innych ludzi świadomych, w rzeczywistości naszego materialnego świata stworzonego i co więcej w rzeczywistości poza śmiercią jednostki, czyli już był Bogiem bez początku i końca. Nasze wyobrażenia nieskończonego, szczęśliwego Boga poza człowiekiem - to już Jezus jako szczęśliwy człowiek nieśmiertelny w istnieniu z Bogiem . Takie muszą być konsekwencje wiary w to, że Wszechmoc zainteresowała się swoim stworzeniem.
Tylko dzięki umysłowi możemy cokolwiek poznać, a to, że nie znamy całej rzeczywistości. Cóż, nauka jest jeszcze młoda, wszystko przed nią i nie musimy w tym celu wychodzić poza własny organizm.
Raczej nie mógł, przecież nie znasz jego intencji. W naszym ziemskim wymiarze urodził się i umarł, i poza wyobraźnią człowieka nigdy nie był bogiem. Póki nie przyjdzie powtórnie, a miał wiele okazji, nie okaże się bogiem.